piątek, 9 października 2015

Odmieniona rzeczywistość

~pięć lat później~

          – Mamo! Mamo, gdzie jesteś?! – słyszała krzyki małego Xaverego.
– W sypialni, kochanie – odpowiedziała.
          Pospiesznie schowała sukienkę do dużego pudełka, chcąc schować je pod ogromne łóżko, ale nie zdążyła. Mały chłopiec zauważył pudło.
– Co to takiego, mamusiu? – zapytał.
– A to taka niespodzianka. Nie możesz nikomu o niej powiedzieć, zgoda? – przykucnęła przed nim.
– To taka… e… nasza tajemnica? – zapytał podekscytowany.
– Tak. Tylko nasza, synku – uśmiechnęła się.
         
Wystawiła w jego kierunku mały palec. Chłopczyk oplótł go swoim małym palcem i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
          Ten uśmiech był identyczny jak jego. Te same wargi. Te same linie kości policzkowych. Te same oczy. Nie potrafiła przestać patrzeć na swojego syna.
– A co chciałeś mi powiedzieć, synku? – przysiadła na łóżku.
– Byłem z tatą w takim wielki zoo… – zatracił się w swojej opowieści, teatralnie przy tym gestykulując.
          Uśmiechnęła się i pomyślała, że Xavery to najlepsze, co ją w życiu spotkało.

~25 sierpnia 2020 roku~

          Przeczesała swoją piękną śnieżnobiałą suknię. Wyglądała w niej jak księżniczka. Jej talię opinał piękny, koronkowy gorset, a suknia od pasa w dół była rozkloszowana, aż po ziemię. Wyglądała jakby została wyciągnięta z jakiegoś filmu. Uśmiechnęła się widząc odbicie sukni w lustrze. Podniosłą wzrok na swoją twarz. Włosy upięte miała do góry, a pojedyncze kosmyki włosów delikatnie opadały jej na twarz. We włosy wczepiony miała srebrny diadem.
         
Dobiegło ją pukanie do drzwi.
          Podskoczyła.
– Kto tam? – zapytała ze strachem.
– To ja – usłyszała głos matki.
– Wejdź – powiedziała z ulgą, że to jednak nie on.
         
Kobieta otworzyła drzwi i zamarła. Rozchyliła nieco usta, a jej oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Miała na sobie granatowy kostium i spięte ciasno włosy. Wyglądała wspaniale.
– Coś nie tak? – zapytała.
– Kochanie, wyglądasz prześlicznie – pisnęła.
         
Przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko do rodzicielki. Ta podała jej mały bukiecik różowych róż.
– Wiesz, znam skądś ten błysk w oku i uśmiech – szepnęła matka.
– Skąd? – zaintrygowała ją.
– To samo było ze mną, kiedy wychodziłam za twojego ojca – powiedziała jeszcze ciszej, spuszczając wzrok. – Mam jednak nadzieję, że wam się uda.
– Na pewno, mamo – chwyciła matkę za ręce. – A Ty niczym się nie martw. Go już tutaj nie ma.
– Wiem kochanie i dlatego czasami żałuję, że mu nie wybaczyłam. Już nie będę miała takiej okazji – westchnęła.
– Kochałaś go, prawda?
         
Pani Braun się zawahała. Przestąpiła z nogi na nogę i w końcu ponownie spojrzała jej w oczy.
– Przez większą część mojego życia na pewno tak.
          Usłyszały pukanie do drzwi.
– Kto tam? – rzuciły równo.
– To ja – do pomieszczenia weszła matka Stefana.
         
Zatrzymała się jak wryta, kiedy ją zobaczyła.
– Och, Livio… Wyglądasz bajecznie – westchnęła i przyłożyła dłoń do ust. – Chodźmy, zaraz rozpocznie się ceremonia.

~***~

          – Ja Stefan, biorę ciebie Olivio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
– Ja Olivia, biorę ciebie Stefanie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
          Przyszedł czas na wymianę obrączkami.
– Olivio, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
         
Złota obrączka zabłysła na jej palcu.
– Stefanie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
– Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
          Spojrzeli sobie głęboko w oczy, pełni nadziei i miłości. Zbliżył swoje usta do jej warg i zatopił się w ich aksamicie.
          Była szczęśliwa. W końcu przyszedł czas, by po burzy wzeszło słońce. W końcu zaświeciło dla niej i dale jej najbliższych.
          Nigdy nie powiedziałaby, że jeszcze kiedyś będzie tak szczęśliwa. Nigdy nie powiedziałaby, że zazna spokoju i harmonii.
          On odmienił jej rzeczywistość. Matka odmieniła jej rzeczywistość.
Wspólnie odmienili rzeczywistość. Jej rzeczywistość.
______________________________________
Koniec?
Koniec.
Nie wiem, co mam napisać...
Na samym początku, WITAJCIE! :)
Jak widzicie historia naszych bohaterów dobiegła końca.
Ale taka jest kolej rzeczy, prawada? :)
Coś się rodzi, a potem umiera.
Choć nie chciałabym, aby ta historia umarła.
Jednakże przyszedł jej kres. Ludzie kończąc swój żywot na Ziemi, ustępując miejsca kolejnym pokoleniom. Tak już jest. Kończąc to opowiadanie, również robię miejsce kolejnemu. :)
To jeszcze nie koniec mojej przygody z pisaniem. Chyba będziecie musiały mnie jeszcze trochę znosić. :P
Nastał koniec. Łzy kapią mi ciurkiem. Zżyłam się z naszymi bohaterami. Zżyłam się z niezdecydowaną i zagubioną Olivią. Zżyłam się z ciągle walczącym i nie dającym za wygraną Stefanem. Zżyłam się z matką Olivii, która nad życie pragnęła zmienić siebie, chcąc tym samym odzyskać miłość córki. Zżyłam się nawet z tym "bydlakiem" jak nie jedna z Was go określała. :) Zżyłam się przede wszystkim z Wami.
Dziękuję!
Z całego serca dziękuję za każde słowo.
Za każdą kropeczkę.
Za ciepło, jakim mnie raczyłyście.
Za każdy najmniejszy komentarz.
Chciałabym podziękować każdej z osobna.
Było Was tak wiele, że nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że jest to możliwe.
Dawałyście mi tyle ciepła, otuchy, wspierałyście mnie... Chyba nigdy Wam się za to nie odwdzięczę. :')
Cóż... chyba najlepszym podsumowaniem zakończenia tego opowiadania i mojego monologu będą, słowa:
DZIĘKUJĘ!
Wasza Kolorowa Biel