sobota, 23 maja 2015

Szósta rzeczywistość

          – Gdzie żeś była?! – ponowił pytanie.
          Był trzeźwy. Jego przygarbiona postura była podobna do tej, gdy był pod wpływem alkoholu. Ale tym razem tak nie było. Jego spojrzenie było świadome, a słowa wypowiadał wyraźnie. Zero oznak upojenia alkoholowego.
          Westchnęła i przejechała ręką po potarganych włosach. Nie miała ochoty na rozmowę z ojcem. Kiedy był zły, był nieobliczalny. Kiedy się złościł, był wstanie zrobić absolutnie wszystko. Jego awantury słyszeli wszyscy sąsiedzi i przechodnie na ulicy. Starała mu się nie wchodzić w drogę, lecz czasami jej się nie udawało. Tak jak teraz. Ale tym razem był mały wyjątek. Był trzeźwy.
– Odpowiesz mi czy nie?! – złość rozrastała się w nim jak korzenie potężnego drzewa.
– Byłam się przewietrzyć – odparła w końcu.
– Dlaczego nie powiedziałaś, że wychodzisz? – dopytała matka.
– A po co wam to wiedzieć? – uniosła pytająco brew.
– Masz nam mówić, kiedy wychodzisz z domu. Wiesz, jak się denerwowaliśmy?! – tym razem głos zabrał mężczyzna.
– Kiedyś nawet nie zauważyliście, że mnie nie ma – rzuciła i podeszła do drzwi swojego pokoju, chwytając za klamkę.
– Jest jeszcze jedna kwestia – oznajmił ojciec.

          Ponownie westchnęła i przymknęła powieki. Odwróciła się gwałtownie w kierunku rodziców. Uniosła brwi do góry, jakby chciała powiedzieć, że czeka na ich słowa.
– Matka powiedziała mi jak ją potraktowałaś. Masz się odnosić do niej z szacunkiem, tak jak każde dziecko odnosi się do matki – powiedział stanowczo.
– A dlaczego ona przez ostatnie lata nie zachowywała się  wobec mnie tak, jak powinna zachowywać się matka?!

          Koniec. Tama szczerości puściła. Ona dobrze wiedziała, że za chwile w domu rozpętać się może niemała awantura, jednak nie potrafiła nie przedstawić im swoich racji.
– Puszczasz się?! – czterdziestokilkulatek ponownie uniósł głos, ignorując wcześniejsze słowa córki. 
– Że co proszę?! – oczy niemal wypadły jej z orbit.
– Pytałem czy się puszczasz – powiedział już nieco spokojniej.
– Czy wyście wszyscy poszaleli?! – tym razem to ona uniosła głos. – Myślicie, że teraz pozwolę wam wejść buciorami w moje życie? Dopiero co udało mi się wszystko posklejać!  Myślicie, że teraz kiedy obiecaliście mi, że przestaniecie pić, tak od razu zapomnę o tym, co działo się kiedyś?! Myślicie, że jednym obiadkiem załatwicie sprawę?! Mylicie się! Grubo się mylicie! Jestem zmęczona życiem z wami! Jestem zmęczona wami! – nie zważała na to, jak ostro zabrzmią te słowa, była szczera.
         
Rodzice zamilkli i wpatrywali się w nią. Nie wiedziała czy dlatego, że nie odpowiedziała na ich pytanie czy dlatego, że powiedziała tyle bolesnych słów na raz. Najsmutniejsze było to, że nie żałowała ani jednego półsłówka.

– A dla waszej świadomości… nie wszyscy są tak skrajni jak wy – skwitowała i zniknęła za drzwiami pokoju.
         
Przekręciła klucz w zamku i oparła się o zimną ścianę. Opadła po niej na podłogę i ukryła twarz w dłoniach. Zaczęła łkać. Jej ciałem zawładnął szloch. Jej klatka piersiowa niemiarowo unosiła się i opadała, wstrząsając jej ciałem.. Ostatnimi czasy płakała znacznie częściej.
          Podpełzła do łóżka i położyła się na starym materacu. Nie miała siły na nic więcej. Sama nie wiedziała kiedy odeszła do krainy Morfeusza. 


~***~

          Obudziła się po kilku godzinach. W mieszkaniu panowała cisza i ciemność. Spojrzała na zegarek, stojący na jej biurku. Było grubo po północy. Przetarła zaspaną twarz i wyszła z łóżka. Przekręciła klucz w drzwiach, a następnie je uchyliła. Wystawiła głowę, by nasłuchać, czy jej rodzice już śpią i szybko weszła do łazienki, zamykając się w niej.
         
Spojrzała w lustro. Była blada, a oczy miała podkrążone i zaczerwienione. Dopiero wtedy poczuła, jak mocno boli ją głowa. Pulsowanie w skroniach chwilami było nie do zniesienia. Zrzuciła z siebie ubranie i zauważyła wówczas, że kości jej ciała nadal są bardzo widoczne. Od wielu lat walczyła, by choć trochę przybyć na wadze. Nic z tego. Wieczny stres nie pozwalał jej, by waga wzrosła. Przestała się tym martwić już jakiś czas temu.
         
Weszła pod prysznic i zmyła z siebie ciężar całego dnia. Poczuła że wszystkie mięśnie jej się rozluźniają. Poczuła, że pulsujący ból w skroniach słabnie. Przymknęła powieki stała pod gorącą wodą. To była ta chwila. Chwila ukojenia i wyciszenia.
          Spłukawszy pianę z ciała i włosów wyszła spod prysznica. Wytarła się w biały gruby ręcznik i przebrała się w ciepłą piżamę. Doprowadziła się do porządku, wykonując wieczorną toaletę i po chichu wyszła z łazienki.
          Zamykając drzwi swojego pokoju odetchnęła z ulgą, uświadamiając sobie, że nie zbudziła żadnego domownika
          Ułożyła się wygodnie w łóżku i chwyciła leżący na niej telefon. Na ekranie widniało kilka nieodebranych połączeń oraz nieodczytane wiadomości. Wszystko od niego.
         
Martwił się o nią, ale ona nie wiedziała, co może mu odpowiedzieć. Ostatnimi czasy zachowuje się w jego towarzystwie jak kretynka. Jak mogła obrać to w odpowiednie słowa?
         
Odłożyła telefon na bok. Ułożyła się do snu i nie musiała długo czekać, aż Morfeusz ponownie otworzy przed nią wrota swej krainy. 

~***~


          Punktualnie o siódmej zabrzmiał budzik. Dość chwiejnie wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wybrała z niej ubrania, które momentalnie na siebie włożyła. Spakowała potrzebne podręczniki do torby i spojrzała na szare niebo za oknem. Westchnęła i opuściła pokój. Słyszała, że rodzicielka krząta się po kuchni. Nie miała jednak ochoty na zbędną konfrontację. Umyła twarz i zęby. Nałożyła delikatny makijaż, a włosy spięła w kucyk. Nie potrzebowała nic więcej. Nie chciała poprawiać Pana Boga tak jak robią to inne dziewczyny z jej szkoły.
          
Wyszła z łazienki i podeszła do wieszaka na ubrania. Włożyła leżące obok niego buty i zaczęła narzucać na siebie kurtkę, gdy z kuchni wyłoniła się kobieta.
– Chodź, przygotowałam Ci śniadanie – powiedziała wycierając dłonie w cienki ręczniczek.
– Nie mam ochoty na śniadanie – skłamała.
– Nie żartuj, nie możesz iść do szkoły głodna – nie ustępowała matka.
– Nie jestem – wycedziła przez zęby, otwierając drzwi do pokoju i biorąc z niego swoją torbę.
– O której wrócisz? – usłyszała w progu.
– Nie wiem – skwitowała, zamykając drzwi.
          Przemierzała drogę. Tą samą drogę. Dzień w dzień te same budynki. Patrząc na swoje życie porównując je do drogi prowadzącej do szkoły mogła dostrzec ogromne podobieństwo. Jej życie jest przecież szare, mdłe i żałosne. Nie ma miejsca na odskocznię od normy czy chwile radości. Tak samo jest z drogą. Na początku może być ciekawa, zaskakująca. Ale kiedy pokonuje się ją dzień w dzień, przestaje być tak ciekawa i ekscytująca. Staje się mdła i żałosna.
          O ósmej rozbrzmiał dzwonek. Kobieta w podeszłym wieku weszła do klasy. Zasiadła za biurkiem poprawiając okulary spoczywające na jej nosie. Odczytała listę obecności, po czym wstała z niewygodnego krzesła.
– Ostatnio zadałam wam pracę domową. Mieliście spojrzeć na życie przez pryzmat kilku wybranych przykładów z literatury, ale także własnych przeżyć. Czytając wasze prace, ręce i szczęka opadły mi do samej ziemi. Nie wiedziałam, że gdy przebrnę przez strony przepełnione lekkością, brakiem powagi i estetyki, napotkam kwintesencję tego zadania. Bardzo chciałabym, aby jedna z uczennic odczytała swoją pracę – powiedziała.

          Wszyscy uczniowie rozejrzeli się po klasie zerkając na kolegów. Nikt nie spojrzał na nią. Nikt nie spodziewał się, że to chodzi właśnie o nią. Nauczycielka spojrzała w jej kierunku. Była w szoku. Chciała znaleźć się poza tą klasą. Nie chciała, by ludzie dorzucali jej jeszcze słowa takie jak: „kujon”. Wszystkie epitety, jakimi obrzucali ją rówieśnicy, wystarczały.
– Olivio, czy możesz odczytać twoją pracę? – poprosiła kobieta.
– Nie wiem czy to dobry pomysł – wycedziła spuszczając wzrok.
– Nie denerwuj się. Chodź tu proszę na środek.
         
Westchnęła, odsunęła krzesło i podeszła do kobiety niepewnie stawiając stopy. Kobieta wręczyła jej pracę i szeroko się do niej uśmiechnęła. Nie pozostało jej nic innego, jak sprostanie zadaniu, jakie postawiła jej nauczycielka. 
______________________________
Hej Kochane!
Znów jestem opóźniona, ale to przez to, że doba jest dla mnie zbyt krótka. :(
Męczyłam się nad projektem z WOS-u i niestety zeszło mi na to bardzo wiele czasu.
Ale już jestem i czekam na Wasze opinie. :)
Mnie osobiście nie bardzo podoba się ten rozdział. :/ 

Całuję!
Kolorowa Biel ❤

sobota, 16 maja 2015

Piąta rzeczywistość

          Pewnie stawiała kroki. Twarz ukryła w grubym szalu. Dłonie wcisnęła w kieszenie, a na głowę narzuciła kaptur ciężkiej kurtki. Śnieg wirował dookoła, stopniowo przysłaniając miasteczko warstwą świeżego śnieżnego puchu. Z każdym wydechem z jej ust wydobywał się obłoczek pary.
         
Zmierzała w umówione miejsce, a mianowicie do pobliskiego parku. Mroźne powietrze sprawiło, że jej policzki poróżowiały. Jej głowa była już spokojna. Ostygła z całej złości, więc spokojnie przemierzała puste ulice.
          Mijając domy widziała zapalone światła w oknach. Wyobrażała sobie jak ciepło rodzinne i radość wypełnia te budynki po brzegi. Żałowała, że jej dom tak nie wygląda.
         
Wchodząc do parku zauważyła jego postać. Siedział na ławce. Wpatrywał się przed siebie, wsparty łokciami o kolana. Bez słowa podeszła do niego. Podniósł na nią wzrok i wstał z ławeczki.– Jesteś. Myślałam, że się rozmyśliłaś – powiedział zmniejszając dystans.
         
Odwróciła od niego wzrok i wbiła spojrzenie w chodnik. – Przejdziemy się? – zaproponował.
         
Potaknęła głową. Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Ich ramiona przyodziane w kurtki ocierały się o siebie. Oboje dłonie skryte mieli w kieszeniach, a oczy wbite w swoje stopy.
– Jesteś na mnie zła? – zapytał w końcu.
– Nie, nie jestem, Stefanie – przystanęła i zwróciła się w jego kierunku. – Jestem po prostu tym wszystkim zmęczona.
– Co masz na myśli?
– Świat zwariował – wychrypiała, spuszczając z niego wzrok i ponawiając krok.
– Mówisz o mamie? – upewnił się.
– Tak, nagle chce zostać moją najlepszą przyjaciółką. Ale ja tego nie chcę. Nie potrafię tak nagle dokonać obrotu o sto osiemdziesiąt stopni.
– Zdenerwowała Cię czymś?
– Wyobrażasz sobie, że ona zaczęła tak po prostu wypytywać mnie o… moich chłopaków? – fuknęła oburzona.
– Co masz na myśli? – był bardzo spokojny, co doprowadzało ją do szału.
– Pytała mnie czy mam chłopaka i… czy z nim sypiam, bo nie wróciłam wczoraj do domu – wyrzuciła z siebie szybko nadal poirytowana jego spokojem.
         
Przełknął ślinę i zamilkł. Spodziewała się kolejnych pytań z jego strony, ale w zamian usłyszała tylko głuchą ciszę. Zwolniła kroku i chwyciła go za przedramię.
– Przepraszam, Stefanie. To było nietaktowne. Wiem, że to, co miało miejsce między nami jest dla ciebie nic nieznaczące i… w pewnym stopniu pewnie krępujące… Zostawmy to. Zapomnijmy o tym. Nie chcę przez to tracić przyjaciela. Nie chcę tracić ciebie – szepnęła i wtopiła się w jego ciało.
          
Przez pierwszą sekundę nie wiedział, co powinien począć. Po chwili otoczył jej ciało ramionami. Tkwili w uścisku pewien czas. Ona poczuła się bezpieczna. On poczuł się potrzebny. Obje wiedzieli, że drugie jest bardzo ważną częścią ich życia. Oboje wiedzieli, że są razem na dobre i na złe. Mogli porównać to do małżeństwa, ale ich relacja była o wiele głębsza.
– Nie stracisz – szepnął jej do ucha.
          Oderwała się od niego i spojrzała w jego czekoladowe tęczówki. Zawsze je uwielbiała. Lubiła czytać z nich emocje. Teraz widziała w nich szczerość i delikatność. Uniosła nieznacznie kącik swych ust. W jego oku dostrzegła błysk. Również odpowiedział uśmiechem. Uniósł dłoń i opuszkami dotknął jej zimny policzek.
– Jesteś zmarznięta – wychrypiał.
         
Znów wytworzyła się między nimi ta magia. Magia, którą dostrzec mógł każdy. Która widoczna była nawet dla ślepca. Którą wyczuć można było na kilometr. Którą chcieliby przeżyć niejedni ludzie. Magia, której de facto oni nie potrafili dostrzec.
         
Patrzyła w jego oczy. Była w transie. Po raz kolejny zahipnotyzowało ją ich piękno. Po raz kolejny nie mogła się im oprzeć. Po raz kolejny nie mogła się oprzeć jego urokowi, o który wcale nie musiał się starać. On po prostu był. Wzięła powolny oddech i zaczęła zmniejszać dzielącą ich odległość. Pokonywała centymetr po centymetrze, milimetr po milimetrze, aż w końcu wtopiła się w jego ciepłe wargi.
          Ich języki tańczyły jeden taniec. Z początku delikatny, subtelny, ale z każdym uderzeniem serca stawał się coraz bardziej zachłanny. Coraz bardziej namiętny.
         
Jej serce zaczęło bić znacznie szybciej niż jeszcze chwilę wcześniej. Jego kolana zaczęły mięknąć. Żadne z nich nie przyznało się jednak do objawów, jakie wywołało to jedno zetknięcie się ich ust.
         
Oderwała się od niego. Przygryzła dolną wargę i spuściła wzrok. Nie miała odwagi spojrzeć w jego oczy po raz kolejny. Nie miała odwagi się odezwać. Ponownie w jej głowie zapanował chaos.
         
Nie był pewien czy to, co miało miejsce przed chwilą rzeczywiście się wydarzyło czy może to jego głowa płatała mu figle. Milczał. Nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co czuje. Nie wiedział, czy powinien powiedzieć jej to, co nurtowało go od ich wspólnej nocy. Westchnął, co nie uszło uwadze dziewczyny. Postanowił zabrać głos.
– Olivio…
– Nic nie mów – przerwała mu. Odsunęła się na znaczącą odległość i spojrzała na niego. – Wiem… To było złe, niestosowne… Przepraszam. To był impuls. Przysięgam, że… to nie miało znaczenia.
– Ale – ponowił próbę, lecz ona ponownie mu przerwała.
– Przepraszam – powiedziała. – Pójdę już.
– Spotkamy się jutro? – zapytał

          Skinęła głową i powolnym krokiem odeszła. Wiedziała, że on nadal tam stoi i wpatruje się w jej oddalającą się sylwetkę. Nie odwróciła się. Nie zaszczyciła go spojrzeniem. Będąc kilkaset metrów od chłopaka uniosła dłoń i pogładziła opuszkami wargi. Nadal czuła na nich ciepło i miękkość jego ust.
          Przemierzając ulice nie wiedziała, co będzie dalej. Nie zważała na to. Nie przejmowała się. Dlaczego? Bo niedopuszczana do myśli, że coś mogłoby z tego wyjść. Są przyjaciółmi. Postąpiła niewłaściwie, ale było to przecież wywołane emocjami, które się w niej kotłowały. Dla niej było to nic nieznaczące. Tak samo jak i dla niego. Oboje wyjaśnili sobie już wczoraj, że są przyjaciółmi i chcą, by tak było. Tak, więc zostanie.
          Cicho przekręciła klucz w zamku.  Wolno otworzyła drzwi tak, aby nie skrzypiały. Chciała wejść do domu niezauważona. Nie udało się. Matka wyszła z kuchni i spojrzała na nią.
– Jest – powiedziała do osoby, siedzącej w kuchni, a w jej głosie słychać było ulgę.

          Ściągała kurtkę, nie zwracając uwagi na rodzicielkę. Z kuchni wyłonił się jej ojciec.
– Gdzie żeś była?! – krzyknął.
         
Spojrzała na niego i przełknęła głośno ślinę. Zdenerwowany ojciec mógł oznaczać tylko jedno…
________________________
Witam Kochane! :*
Przybywam z rzeczywistością, która powinna ukazać się już wczoraj, ale niestety nie mogłam opublikować ją w piątek, ponieważ nie wyrobiłam się z innymi obowiązkami. :(
Mam nadzieję, że się nie gniewacie. :*

Jak Wam się podoba?
Czekam na waszą opinię, niekoniecznie pozytywną. :*

Całuję!
Kolorowa Biel ❤

piątek, 8 maja 2015

Czwarta rzeczywistość

          Zajrzała w głąb pomieszczenia. Ten nietypowy widok zaparł jej dech w piersiach. Matka krzątała się po kuchni, przygotowując obiad. Ojca nie było. Kobieta usłyszawszy kroki zwróciła się w jej stronę.
– Już jesteś? – zapytała zdecydowanie zbyt radośnie. Zbyt sztucznie.
– Tak. Gdzie ojciec? – spytała beznamiętnie. 
– Szuka pracy – odparła kobieta, a słowa te odbiły się w głowie nastolatki niczym echo. – Rozbieraj się i siadaj. Zaraz podam obiad.
          Czuła się dość niezręcznie w tej odsłonie swojej rzeczywistości. Wróciła do małego korytarzyka i odwiesiła kurtkę na wieszak. Weszła do łazienki, gdzie napotkała kolejne zaskoczenie. Było w niej czysto. Umyła dłonie i rozejrzała się po małym mieszkaniu. Zorientowała się, że jest wysprzątane. Zdumiona wkroczyła do kuchni.
         
Matka nakładała drugą porcję obiadu, a ona usiadła przy czekającym już na nią talerzu. Zaczekała, aż rodzicielka do niej dołączy, wciąż bacznie ją obserwując.
– Posprzątałam dom. Od rana biegałam z mopem i odkurzaczem – oznajmiła kobieta siadając przy stole.
– Na kaca najlepsza praca – bąknęła pod nosem.
– Proszę? – spytała pani Braun podnosząc głowę znad talerza.
– Nic.
          Czuła się tam jak w równoległym świecie. Gdzie podziała się ta zmęczona życiem, zniechęcona do wszystkiego matka? Gdzie rozdrażniony wszystkim ojciec? Gdzie ci obojętni rodzice?
         
Skończyła konsumpcję i podniosła się z krzesła. – Dokąd idziesz? – spytała Hellen widząc, wstającą córkę.
– Do siebie. Muszę odrobić zadania – odburknęła poirytowana.
– Pomóc ci w czymś?
– Obejdzie się – rzuciła zmierzając do swojego pokoju.
          Zamknęła za sobą drzwi, torbę rzuciła w kąt pomieszczenia i opadła na łóżko, które zaskrzypiało pod ciężarem jej ciała. Westchnęła głośno i zaczęła wpatrywać się w biały sufit. Nie chciała, żeby matka myślała, że tak jak ona puści wszystko w niepamięć. To tak nie działa. Zniszczonego dzieciństwa nie da się tak po prostu zapomnieć.
          Doszedł ją dźwięk nadchodzącego połączenia. Nie miała ochoty wstawać, ale przemogła się i wyjęła telefon z kieszeni torby. Na ekranie widniało imię „Stefan” i jego zdjęcie, zrobione jakiś czas temu. Przycisnęła zieloną słuchawkę i przystawiła telefon do ucha.
Halo? – zapytała.
Jak poszło? – doszedł ją poważny głos przyjaciela.
Nie poszło – skwitowała.
Jak to?
Weszłam do domu i zastałam coś nienormalnego. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie sen.
Co masz na myśli?
Dom jest posprzątany, a mama stała przy garach. Rozumiesz? Moja matka zrobiła mi obiad – mówiła szeptem. – Dodatkowo była niezmiernie miła.
Czy to źle? – zapytał z niedowierzaniem.
Nie wiem czy źle, ale na pewno nie jest to normalne. Ona udaje, że nic się nie stało. Że dzień wczorajszy w ogóle nie miał miejsca.
Nie wszyscy potrafią przyznać się do błędów – zauważył.
Znowu to robisz, Stefanie! – oburzyła się.
Co takiego?
Znowu ich usprawiedliwiasz! – podniosła głos i zakończyła połączenie rzucając telefon na łóżko.

          Usiadła na parapecie okna i podciągnęła nogi pod brodę. Wpatrywała się panoramę miasteczka okrytego warstwą białego puchu. Dopiero po chwili zorientowała się, że po jej policzkach ściekają łzy. Otarła je raz, drugi, trzeci, aż w końcu przestała zwracać na nie uwagę.
– Wszyscy są przeciwko mnie – szepnęła chowając twarz w kolanach.

          Siedziała tak chwilę, aż w końcu się ocknęła. Wstała z parapetu i usiadła przy biurku. Wypakowała potrzebne podręczniki i zatopiła swoje smutki w nauce. Choć na chwile zapomniała o tym, jaki szok zastała w mieszkaniu. Przywykła do tego, ze każdego dnia przychodziła do domu, szykowała sobie coś do jedzenia i do wieczora nie opuszczała pokoju. Przywykła do ciągłego nieporządku w domu. Przywykła do tego, że chodziła na palcach, by nie obudzić śpiących przy stole rodziców. A przede wszystkim przywykła do tego, że nie rozmawiała z matką.
         
Męczyła się nad zadaniem z matematyki, gdy usłyszała pukanie do jej drzwi. Odwróciła głowę w ich stronę. Powolnie się otworzyły, a jej oczom ukazała się matka. Ponownie spuściła wzrok na zeszyt i nie zwracając uwagi na kobietę powróciła do notowania.
– Możemy porozmawiać? – usłyszała.
– O czym? – nie zaszczyciła jej spojrzeniem.
– Chciałam porozmawiać… jak matka z córką – wyjaśniła.
– Jak dotąd nie miałaś takich potrzeb, więc nie widzę konieczności, by teraz to zmieniać – odparła.
– Proszę – usłyszała.

          Westchnęła i odłożyła długopis. Odwróciła się w stronę kobiety i popatrzyła na nią. Ta jakby biła się z myślami. Po chwili usiadła na łóżku dziewczyny i zaczęła bawić się fartuszkiem, który miała na sobie.

– Nie mam czasu, jeśli chcesz tak milczeć, pozwól, że wrócę do moich zajęć.
– Nie wiem… po prostu jak mam o to zapytać.
– O co?
– Olivio, czy ty spotykasz się z jakimś chłopcem? – wydusiła z siebie.
– Co?! – myślała, że się przesłyszała.
– Nie wróciłaś wczoraj na noc. Myślałam, że nocujesz u jakiejś koleżanki, ale później pomyślałam, że to może jednak chłopak
– Dziś interesuje cię to, co się ze mną dzieje, tak?! – zdenerwowała się.
– Córeczko, czy ty z nim sypiasz? – zapytała bez ogródek.
– Co?! Jak śmiesz o to pytać?! – krzyknęła.
– Martwię się o ciebie córeczko – powiedziała.
– Przez wiele lat nie martwiłaś się o to, a teraz to tak nagle się zmieniło?! Czego chcesz?! Żyj swoim życiem, a moje zostaw w spokoju! Myślisz, że jednym obiadkiem wynagrodzisz mi całe lata katuszy?! Wyjdź stąd!
– Nie chciałam cię urazić – powiedziała drżącym głosem.
– Wyjdź stąd, albo ja wyjdę!
          
Kobieta zwiesiła głowę i wyszła z pokoju. Ona nie wiedząc co zrobić z natłokiem adrenaliny, który w niej buzowała rzuciła stojącym na biurku zdjęciem.
          Było w szklanej ramce. Przedstawiało ją i matkę. Miała trzy lata. Matka trzymała ją w ramionach, a ona przytulała się do niej. Uśmiechały się. Wyglądały na szczęśliwe. Jednak pod wpływem zderzenia z podłogą ramka robiła się w mak.
         
Po raz kolejny zaczęła płakać. Szlochała i nie potrafiła nad sobą zapanować. Zastanawiało ją, dlaczego kiedyś było dobrze, a później wszystko musiało się popsuć. Nie mogła zrozumieć dlaczego jej matka zrezygnowała z miłości do niej i zmarnowała im obu życie.
        
Otarła oczy i opadła na stare, skrzypiące łóżko. Przykryła się kołdrą po sam czubek głowy i leżała. Poczuła się jak mała dziewczynka, którą kiedyś była. Kiedy na zewnątrz panowała burza, zawsze chowała się pod pierzyną, jakby miała ją ochronić przed piorunami. Kiedy w domu był awantury, którymi uczestnikami byli rodzice, również chowała się w pościeli, jakby miała ją uchronić przed wrzaskami. Teraz było podobnie. Skryła się przed nowym obliczem matki. Przed obliczem, do którego nie przywykła. Przed obliczem, którego nie pojmowała. Przed obliczem, które na swój sposób ją przerażało.
          Usłyszała dźwięk swojego telefonu. Odkryła się i usiadła. Chwyciła leżące w rogu łóżka urządzenie i odczytała wiadomość:


„Spotkamy się o 20?”


          Westchnęła cicho. Opadła na łóżko i ponownie zakryła swą twarz kołdrą. Zamknęła oczy i usłyszała, iż frontowe drzwi mieszkania się otwierają. Słyszała kroki. Jej pokój położony był obok małego korytarzyka, gdzie odwiesić można było płaszcze. Zawsze idealnie wszystko słyszała. To był jej ojciec. Odwiesił kurtkę na wieszak i założywszy na stopy kapcie, udał się do kuchni. Nie słyszała słów wypowiadanych przez matkę i ojca, słyszała tylko ich głosy. Nie pamiętała już, że rodzice potrafią spokojnie rozmawiać.
______________________________________
Hej Kochane! :*
Zjawiam się z czwóreczką!
Wybaczcie to opóźnienie, ale jak pewnie zauważyłyście przez brak mojej aktywności pod Waszymi nowościami, że miałam dużo pracy.
Zapowiada się dość luźny weekend, więc postaram się ponadrabiać wszystkie zaległości. :)

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Jesteście nieocenione! ❤
Nie sposób także, nie podziękować za wszystkie nominację do Liebster Award. ❤

Całuję!
Kolorowa Biel ❤