piątek, 28 sierpnia 2015

Dziewiętnasta rzeczywistość

          Podniosła wzrok. W drzwiach stała matka. Była blada, a policzki miała zapadnięte jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Oczy zaczerwienione i podkrążone. W pierwszym momencie w ogóle jej nie poznała. Przetarła oczy i dopiero wówczas dotarło do niej, że to matka.
– Przeszkadzam? – zapytała.
– Nie.
– Możemy porozmawiać? – głos miała niepewny.
– Co się stało?
– Muszę ci o czymś powiedzieć – westchnęła pocierając dłońmi.
          Nie zapytała o nic więcej, tylko wlepiła wzrok w postać matki. Ta jednak penetrowała wzrokiem całe pomieszczenie, jakby chciała odwlec tę rozmowę na jakiś czas. W końcu westchnęła i usiadła na skraju łóżka.
– Kochanie… od jakiegoś czasu – przełknęła ślinę i zacisnęła powieki. – Jestem chora – wyrzuciła z siebie.
          Potrząsnęła głową i szybko zamrugała oczyma. Ponownie spojrzała na matkę. Czekała na kolejne słowo. To musiał być nieśmieszny żart.
– Co? – wychrypiała, nie słysząc żadnych słów matki.
– Jestem chora. Alkohol wyniszczył moją wątrobę – spuściła wzrok na dłonie, które spoczywały na kolanach.
          Nagle narodziła się w niej niewytłumaczalna złość. Irytacja, frustracja, wściekłość. Te emocje zawładnęły jej ciałem.
– Widzisz? Widzisz co narobiłaś? Umrzesz. Przez alkohol. Nie dość, że zniszczyliście życie mnie, to jeszcze zniszczyłaś je siebie! – wrzasnęła, pospiesznie wstając.
          Podeszła do okna. Spojrzała na zewnątrz. Objęła swoje ramiona i wpatrywała się tępo w przód. Pod powiekami nagromadziły się łzy. Zacisnęła szczelnie usta i wbiła paznokcie w ramiona.
– Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? – wycedziła.
– Mówię teraz.
– Teraz to trochę za późno. Nie uważasz? – zwróciła się do niej.
– Kochanie, dowiedziałam się o tym jakiś czas temu. Musiałam się do tego przyzwyczaić. Oswoić się z tą myślą, rozumiesz? – mówiła, a w jej głosie nagromadzała się panika.
– Dlatego przestałaś pić.
          To nie było pytanie, jednakże kobieta potwierdziła skinieniem głowy.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?
– Myślisz, że nie chciałam? Chciałam. Bardzo. Ale chyba wiesz, jakie do niedawna łączyły nas stosunki. Nawet teraz nie jest dobrze, ale postanowiłam Ci o tym powiedzieć. Nie chciałam, abyś dowiedziała się po fakcie.
– Po jakim fakcie? – oburzyła się.
          Kobieta milczała. Wpatrywała się w swoje dłonie, których palce wykrzywiała w każdą stronę.
– O czym ty do cholery mówisz?! – podniosła ton.
– Wiesz dobrze, czym kończą się choroby wątroby – westchnęła.
– Wiesz dobrze, że idzie z tym żyć. Są lekarstwa.
– Ile? Rok? Dwa? – w oczach matki zaszkliły się łzy.
– Mamo, sama sobie na to zapracowałaś – wyszeptała, zaciskając mocno powieki.  – Zostaw mnie samą. Proszę.
          Nie musiała powtarzać. Kobieta bez słowa opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.
          Opadła na ziemię i skryła twarz między nogami. Niekontrolowany szloch wydobył się z jej ust. Z oczy wyciekły łzy. Miała nie płakać, ale cóż innego mogła w tym momencie zrobić? Dowiedziała się, że jej matka jest chora. Poważnie chora. Dowiedziała się, że alkohol, który zniszczył jej dzieciństwo, wyniszczył również organizm matki.
          Może gdyby dowiedziała się o tym wcześniej nie przyjęłaby tego tak emocjonalnie. Może wtedy cieszyłaby się z takiego obrotu sprawy? Nie musiałaby martwić się o los swojej matki, nie musiałaby widzieć jak każdego dnia upija się do nieprzytomności? Ale to się teraz zmieniło. Ona się zmieniła. Matka się z mieniła. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego właśnie to wydarzenie musiało być punktem zwrotnym w jej życiu. Dlaczego nie rzuciła alkoholu wcześniej?
          Położyła się na łóżku, które zatrzeszczało pod jej ciałem. Zamknęła oczy i zaczęła uspokajać swój oddech. Poczuła jak jej skronie pulsują. Przyłożyła do nich palce i zaczęła je masować. Kiedy nie miała już na to siły, obróciła się na bok, okryła kołdrą i zasnęła.


~***~


Szła ciemnym korytarzem. Zapach stęchlizny i wilgoci drażnił jej nozdrza. Kroki stawiała pewnie, ale nie zależało to od niej. Nie miała kontroli nad własnym ciałem. Bała się. Najchętniej poszłaby w przeciwnym kierunku, jednakże nie mogła. Jej ciało nie stosowało się do poleceń głowy. Ślepo brnęła w ciemność.
W oddali zauważyła jasny punkcik. Zielone światełko. Z każdym krokiem stawało się coraz większe i bardziej wyraźne.
Stanęła przed jasnym światłem. Nie wiedziała, co to ma oznaczać. Mimowolnie postawiła krok i znalazła się w jakimś pomieszczeniu.
Było obskurne. Farba odchodziła płatami. Zlew zagracony był stertą brudnych naczyń. Kuchenne szafki zawalone stertami papierków i butelek. Zapach był drażniący, przyprawiał ją o mdłości. Bardzo dobrze go znała. To nie był byle jaki zapach. To był odór alkoholu, dymu papierosowego i potu. Przyjrzała się pomieszczeniu i umeblowaniu. Tak. To był jej dom. Konkretniej jej kuchnia. Podeszła do jednej z szafek, by je otworzyć. Nie było tam żadnych naczyń. Niczego prócz butelek alkoholu.
Do jej uszu doszedł dziwny dźwięk. Odwróciła się. Zauważyła kobietę na kolanach. Trzymała się za brzuch. Jęczała, stękała, wyła z bólu. Rozpoznała ją. To była matka. Podbiegła do niej i krzyknęła:
– Mamo!
Upadła na kolana i chciała pomóc kobiecie. Nie reagowała. Wiła się na brudnej posadzce
– Mamo! – powtórzyła.
Nadal nic.
– Jak mam ci pomóc, mamo?! – wrzasnęła, a jej policzki zalały się od fali łez.
– Możesz pójść do sklepu na rogu – usłyszała za sobą.
Odwróciła się.
To był ojciec.
Był znacznie większy, potężniejszy niż w rzeczywistości. Przy nim wydawała się taka mała.
– Co?!
– Jej już nic nie pomoże. Popatrz, ja piję, ona umiera – wskazał na kobietę i zaczął się śmiać.
– Jak możesz?!
– Popatrz, jaka z niej oddana żona. Ja bawię się w najlepsze, a ona przyjmuje wszystkie zrządzenia losu. Popatrz jaka jest wspaniała Robi wszystko, bym miał jak najlepiej.Umiera.
– Zamknij się! – wrzasnęła.
– Umiera, żebym ja mógł pić. Umiera, dla mojej satysfakcji.
Kobieta wydała ostatni, przeraźliwy jęk i opadła bezwładnie na posadzkę. Chwyciła matkę za nadgarstki i zaczęła nią potrząsać. Chciała, by się ocknęła Jednakże jej ciało nie reagowało. Było bezwładne. Klatka piersiowa kobiety nie unosiła się. W pomieszczeniu rozbrzmiał obłudny śmiech mężczyzny, a następnie nastała ciemność.


~***~

          Otworzyła oczy i machinalnie usiadła na łóżku. Serce biło jej jak oszalałe, nie mogła złapać oddechu. Jej skonie skropione były w zimnym potem.
– Olivio? Cii… spokojnie – usłyszała.
          Poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Spojrzała w jej kierunku, orientując się, że siedzi przy niej. Penetruje jej twarz swoimi ciemnymi tęczówkami. Ma zmartwiony wyraz twarzy. Bez zawahania wtuliła się w jego tors. Emanował charakterystycznym dla jego osoby ciepłem. Niemal parzył jej zlodowaciałą skórę.
– Spokojnie, jestem tutaj – wyszeptał, gładząc dłonią jej plecy.
          Przywarła do niego jeszcze mocniej, jednocześnie wbijają ostre paznokcie w jego ramiona. Chciała poczuć go jak najbliżej siebie. Chciała mieć pewność, że to nie żaden sen.
– Nie zostawiaj mnie – wychrypiała, a z jej oczu pociekły słone łzy.
– Nigdy – wyszeptał i pocałował czubek jej głowy, zagarniając ją jeszcze bliżej siebie.
          Tkwili w szczelnym uścisku dłuższą chwilę. Poczuła się taka bezpieczna. Kochana. Wyjątkowa. Czuła, że w jego ramionach nic jej nie grozi. Czuła, że jego silny uścisk spowodowany jest głębokim i gorącym uczuciem. Chciała, by ta chwila trwała zawsze.
          Po chwili jednak oderwała się od niego. Poprawiła się na łóżku i zwróciła swoją twarz ku niemu. Ich spojrzenia się złączyły. Patrzyła w głębie jego ciemnych tęczówek. Co w nich widziała? Miłość. Po prostu miłość.
– Skąd się tutaj wziąłeś, Stefanie? – zapytała przerywając ciszę.
– Przyszedłem. Spałaś. Twoja mama pozwoliła mi tutaj poczekać. Zaparzyła mi herbatę – machnął głową w stronę kubka stojącego na stoliku obok łóżka. – Bardzo miła kobieta.
          Jej wzrok utkwił na zielonej szklance. Zorientowała się, że jest bacznie obserwowana. Podniosłą wzrok, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. Żadne z nich nie zrobiło nic. Nie wykonało żadnego ruchu. Tkwili tak, wpatrując się w swoje tęczówki, jakby chcieli wyczytać z nich ciąg dalszy ich historii.
          Nie wytrzymała. Uniosła się i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Czuła się tak swobodnie i wyjątkowo, jak jeszcze nigdy. W końcu zaprzestała walki z samą sobą. Zaprzestała przeczeniu samej sobie. Oddała się temu, co czuje. Oddała się swemu sercu. Ich języki tańczyły pełen namiętności taniec, który potęgował uczucie rozkoszy. Ta pieszczota doprowadzała ich na skraj wytrzymałości.
         
Zaczęła błądzić swoją dłonią w jego ciemnych włosach. Podniosła się i usiadła na nim okrakiem. Przywarła do niego jeszcze bliżej. Poczuła jego dłonie na swojej talii. Pieścił jej biodra, a zaraz potem jego dłoń znalazła się na pośladkach. Była rozgrzana do czerwoności.
– Stefanie… – wydyszała, nie rozłączając ich warg.
          Na jej głos, odsunął się tak, by mógł spojrzeć w jej oczy.
– Moglibyśmy pojechać do ciebie? – zapytała, przygryzając wargę.
          Skinął głową i złączył ich usta w pełnym pożądania pocałunku. Po kilkudziesięciu sekundach zakończył pieszczotę, delikatnie zagryzając jej wargę.
– Nigdy więcej tego, nie rób. Nawet nie wiesz jak to na mnie działa – wyszeptał, lekko się uśmiechając.
– Ale czego? – zapytała i po raz kolejny przygryzła wargę.
– Tego – powiedział i ponownie założył pocałunek na jej ustach.

~***~

          Weszli do przestronnego holu dużego budynku. Dojazd tutaj zajął im niewiele czasu. Nigdy jeszcze nie była w takim miejscu jak to. Ogromne żyrandole z wieloma małymi, smukłymi żaróweczkami oświetlał pomieszczenie. Wyczyszczone na błysk płytki odbijały każdy ich kok. Meble z ciemnego drewna nadawały temu miejscu charyzmy i powagi.  Trzymając go kurczowo za rękę podążała za nim. 
– Znajdzie się pokój dla dwojga? – spytał miłą kobietę za pulpitem. 
         
Blondynka wystukała coś w klawiaturę i zerknęła w płaski ekran komputera.
– Mamy aktualnie wolny apartament dla nowożeńców. Inne pokoje zwolnią się dopiero jutro, najwcześniej w południe – poinformowała z szerokim uśmiechem.
– Niech będzie – rzucił spoglądając na nią i obdarowując szerokim uśmiechem.
          W jej oczach zaiskrzyły iskierki.
          Dopełnili wszelkich formalności, a następnie wziąwszy kartę od pokoju, skierowali się do windy.
          Przekraczając próg hotelowej sypialni ciężko było jej złapać oddech. Ten ekskluzywny apartament sprawił, że zaschło mu w gardle.
Kiedy usłyszała, że zamknął drzwi, niemal natychmiast odwróciła się w jego stronę.
– Podoba ci się? – zapytał z uśmiechem, zdejmując grubą kurtkę.
– Dlaczego nie zabrałeś mnie do siebie? – zapytała podejrzliwie.
          Dopiero w tym momencie do jej głowy zaczęły docierać różne podejrzenia. Przecież prosiła, by zabrał ją do siebie. Do swojego mieszkania. Czekała na jego reakcję. Ten tylko uśmiechnął się  jeszcze szerzej i podszedł do niej. Cofnęła się o krok.
– Dlaczego? – ponowiła pytanie.
– Ponieważ w moim mieszkaniu – zaczął, podchodząc do niej znacznie wolniej i zakładając kosmyk włosów za jej prawe ucho – jest kobieta – powiedział. 
         
No tak! Jak mogła zapomnieć o tym, co widziała kilka godzin wcześniej.
– W takim razie, jak możesz przyprowadzać mnie tutaj? Jak możesz czekać w moim pokoju? Jak możesz całować się ze mną?! – jej głos stopniowo przeradzał się w krzyk. Histeryczny krzyk.
– Cii… – położył dłoń na jej policzku, a kciukiem wodził dookoła jej ust. – Daj mi dokończyć.
          Wpatrywała się w jego tęczówki bez słowa. Sprawiała wrażenie zaklętej. Jakby nie mogła wykonać żadnego ruchu pod wpływem jego dotyku.
– Ta kobieta – zaczął przybliżać swoje usta do jej i zatrzymał je kilka milimetrów od jej warg – to moja kuzynka. Najlepsza na świecie. Znamy się od zawsze. Jesteśmy przyjaciółmi. Zatrzymała się u mnie na jakiś czas, bo ma do załatwienia kilka spraw.
– Mam w to uwierzyć? – zakpiła bez przekonania.
– A chcesz dokumenty na dowód? – zaśmiał się lekko, a ona poczuła jego oddech na swoich ustach. – Nasi rodzice to rodzeństwo. Jesteśmy najbliższym kuzynostwem i mogę ci przysiąc, że nie czuję do niej nic. Nie mam nawet takiego prawa. Poza tym to ona przekonała mnie, że wyobraziłaś sobie więcej, niż mogłaś zobaczyć.
          Policzki jej zrumieniały, ale odetchnęła z ulgą. Spojrzała w jego oczy jeszcze głębiej. Ich spojrzenie było tak intensywne, że niemal namacalne.  Pomógł jej zdjąć płaszcz, nie odrywając od niej wzroku. Rzucił go na pobliski skórzany fotel. Przysunął się jeszcze bliżej i złączył ich usta. Jeszcze nigdy ich pocałunek nie był tak zachłanny od pierwszego zetknięcia. Wodziła palcami po jego torsie, a on trzymał swoje dłonie na jej plecach. Oboje błądzili nimi na oślep. W końcu ona zakleszczyła swoje paznokcie na jego łopatkach, a on zacisnął dłonie na jej pośladkach. Oboje wydobyli z siebie jęk rozkoszy. Oplotła nogi dookoła jego bioder i  nie przestawała pieszczocie. Trzymając ją na rękach podszedł do ogromnego małżeńskiego łoża, stojącego na samym środku pomieszczenia. Rzucił ją na nie, mając tym samym chwilę na zaczerpnięcie oddechu.
          Stopniowo zaczęli pozbywać się garderoby, która na oślep lądowała w każdym kącie pokoju. Pieścili swoje ciała pocałunkami, aż w końcu złączyli się w jedność. Ta chwila była najpiękniejszą w jej życiu. W końcu oddała się mężczyźnie, bez żadnych skrupułów, bez żadnych niepewności, bez żadnych obaw, bez żadnych wyrzutów sumienia.
          Kiedy opadli obok siebie intensywnie dysząc, znalazła jego dłoń i splotła ich palce. Ich klatki piersiowe opadały i podnosiły się w równym tempie. Była szczęśliwa. Ogarnęło ją poczucie bezpieczeństwa, siły i radości.
          Odwróciła się na bok i spojrzała na niego. Zrobił to samo, by móc po raz kolejny spojrzeć w jej piękne oczy. Długo milczeli, wpatrując się tylko w swoje oczy, aż w końcu z jej ust wydobyły się „te” słowa. Te najważniejsze słowa.
Kocham cię, Stefanie – wyszeptała, gładząc go po policzku, jednocześnie wspierając się na drugim łokciu.
– Nawet nie wiesz ile na to czekałem. Ja też ciebie kocham, Olivio Braun.
____________________________
Hej Kochane! :*
Zadowolone?
Rozczarowane?
Zniesmaczone?
Szczęśliwe?
Czekam na Waszą reakcję. Jestem ciekawa, co tam dzieje się w Waszych główkach. :))

Nie martwcie się, to jeszcze nie koniec. ;) Jest jeszcze kilka wątków, które chciałabym Wam zaprezentować. :* 

Przede wszystkim bardzo, bardzo Wam dziękuję za tyle ciepłych komentarzy, za tylu obserwatorów, za tyle wyświetleń!
Jesteście istnymi petardami, które motywują mnie do dalszej pracy.
Gdyby nie Wy - moje pisanie nie miałoby sensu.

Całuję!
Kolorowa Biel

piątek, 21 sierpnia 2015

Osiemnasta rzeczywistość

          Dni mijały, a noce nie należały do lekkich. Od jakiegoś czasu nie mogła spać. Wieczorami wierciła się w łóżku, czekając, aż nadejdzie sen, a nocami budziła się oblana potem. Co było powodem koszmarów? A może bardziej adekwatne będzie zapytanie: kto?
          On. Zawsze, gdy zamknęła oczy widziała jego twarz. Kiedy nastawała cisza, słyszała jego śmiech. Kiedy oddychała, czuła jego zapach. Nie potrafiła oglądać ich przedzielonych jakąś niewidzialną ścianą. Oboje chcieli się do siebie dostać, jednakże nie mogli. Dlaczego? Bo sama tego chciała. Postawiła między nimi niewidzialną barierę, którą podświadomie bardzo chciała przekroczyć.
          Przerwa świąteczna minęła. Musiała wrócić do szkoły. Musiała. Nie chciała. Matka czuła się coraz lepiej i tak też wyglądała. Jednakże ona w cale nie czuła, że ciężar z jej barków w jakiś sposób zelżał. Przeciwnie. Z każdą kolejną wizytą w szkole, czuła się jeszcze bardziej przytłoczona. Musiała spotykać się z tymi obłudnymi ludźmi. Musiała patrzeć na ich szydercze spojrzenia i każdą obelgę, którą ją obrzucili, przyjmować ze stoickim spokojem.
          Jak to możliwe, że nauczyciele tego nie widzieli? A może nie chcieli widzieć? Może nie chcieli brudzić sobie rąk, tak śliskimi sprawami? Ale czy nie widzieli, jak ona cierpi?!
          – Ten twój gach naprawdę cię wykiwał – usłyszała pewnego słonecznego dnia na korytarzu.
– Możemy nie skupiać się na mnie – warknęła. – Twoje życie prywatne z pewnością jest bardziej barwne niż moje.
– O z pewnością! – zadrwiła blondynka. – Ale może powiesz mi, dlaczego cię zostawi? 
         
Nie odpowiedziała nic. Wbiła wzrok w ciężkie, zimowe buty na swoich stopach.
– Ciekawi mnie po prostu – zastawiła jej drogę, stając przed nią i krzyżując ramiona na piersiach – co takiego się wydarzyło, że nie spotykasz się już z tym przystojniaczkiem? Chciałaś za dużo, a nie spełniałaś jego oczekiwań? No wiesz, pewnie nie jesteś wystarczająco doświadczona w tych sprawach – cmoknęła Simon.
          Po raz kolejny zignorowała ją. Nie odpowiedziała. Podniosła wzrok i zaczęła lustrować jej twarz. Pokazywała, że nie dotknęło ją żadne z wypowiedzianych słów. Oczywiście tylko na pozór.
– Okej, nie rozumiesz między wierszami, to powiem prosto z mostu. Podaj mi jego numer. Skoro zrozumiał, że taka osoba jak ty do niego nie pasuje, to z pewnością doceni mnie – powiedziała z szerokim uśmiechem, przeczesując ręką długie, blond włosy.
          Przymknęła powieki i nie mogła powstrzymać się od drwiącego prychnięcia. Uniosła delikatnie kąciki swych ust i spojrzała głęboko w jej jasne tęczówki. Uniosła brwi i wyminęła blondynkę, zostawiając ją samą na zatłoczonym korytarzu.
          Zaczęło się. Znów krzyczała za nią. Znów słyszała te niecenzuralne słowa. Znów słyszała słowa, które słyszeli wszyscy, a których zarazem nie słyszał nikt inny. Przyspieszyła kroku ściskając jeszcze mocniej podręczniki, które trzymała w rękach.
          Wbiegła do łazienki i zamknęła się w jednej z kabin opadając na lodowatą posadzkę. Dopiero wtedy pozwoliła nagromadzonym łzą spłynąć po jej policzkach. Nie chciała pokazywać tego wcześniej. Nie chciała pokazywać, że jest tylko i wyłącznie człowiekiem, który nie zniesie tego wszystkiego. Udawała tytana, ale była świadoma, że to marna udawanka. Skąd w ludziach tyle nienawiści i jadu? 
         
Przecież to nie on ją zostawił. Przecież to nie on uciął wszelkie kontakty. To ona. To wszystko wynikło z jej inicjatywy. To jej wina.
          Wtedy uświadomiła sobie, że zaprzestał staraniom. Nie dzwonił. Nie pisał. Nie dawał żadnego znaku życia. Zniknął z jej życia tak, jak chciała.
          To uderzyło w nią jeszcze bardziej. Zaczęła płakać jeszcze większymi łzami. Szloch niemal w całości opanował pomieszczenie. Nie potrafiła przestać. Nie potrafiła podnieść się z podłogi. Nie potrafiła stawić czoła rzeczywistości.
         
Siedziała sama. W ciszy. W spokoju. Z każdą minutą jej umysł się wyciszał i uspokajał. Z każdą chwilą  ilość łez wydobytych spod powiek malała.
         
Narzuciła na siebie kurtkę. Szyję owinęła szczelnie grubym szalem, a torbę zarzuciła na ramię. Dłonie wcisnęła w kieszenie kurtki i opuściła szkolne mury. Lekcje jeszcze trwały. Ona jednak nie miała siły, by wciąż w nich uczestniczyć.
          Wyszła na mroźne powietrze. Słońce przedarło się przez białe obłoczki, ale ujemna temperatura nadal dawała się we znaki. Nie minęło kilka minut, gdy jej nos i policzki poczerwieniały z zimna.
          Szła wolno, przemierzając ulice ruchliwego miasteczka. Każdy krok pokonywała z namysłem i rozwagą. Dobrze wiedziała gdzie chce dojść. Nie wiedziała, czy dobrze postępuje udając się do tego miejsca. Wiedziała jednak, że właśnie to podpowiada jej serce.
          Mijała ludzi, a każdy z nich wyglądał tak samo. Byli zabiegani. Wyglądali tak, jakby przez natłok obowiązków zapominali o sowich problemach. Jakby przez natłok obowiązków zapominali również o swoim szczęściu. Każdy medal ma przecież dwie strony.
          Zatrzymała się pod budynkiem. Tak. Pod tym samym budynkiem, do którego uciekała, by choć na chwilę zapomnieć o swoich zmartwieniach. Do tego budynku, który dawał jej ukojenie. Do tego budynku, który był domem dla niego.
          Żwawym krokiem podeszła do drzwi i pchnęła je. Skierowała się do windy, wciskając odpowiedni guzik.
          Metaliczna powłoka windy pozwoliła jej poprawić rozwiane włosy i przyjrzeć się sobie. Wiedziała, czego chce. Wiedziała, co musi zrobić.
          Winda się zatrzymała. Wyszła. Przemierzała jasny korytarz pewnym, zupełnie innym niż zazwyczaj krokiem. Stanęła przed drzwiami z numerem „36”. Wzięła głęboki oddech i nie wypuszczając powietrza z płuc, wcisnęła dzwonek.
          Czekała dłuższą chwilę, ale nikt nic. Ponownie wcisnęła dzwonek. Znów nikt nie otworzył.
– Gdzie jesteś, Stefanie? – szepnęła do siebie.
          Rozejrzała się dookoła z nadzieją, że może ujrzy go gdzieś w pobliżu. Niestety, nigdzie go nie było. Z rezygnacją skierowała się w stronę windy.
          Powolnie wcisnęła guzik. Smutna? Nie.  Zła? Nie. Rozczarowana? Tak. To ostatnie słowo idealnie odzwierciedlało jej samopoczucie. Była rozczarowana. Chciała, by był w domu. Chciała z nim porozmawiać. Chciała wszystko wyjaśnić. Chciała… Jak zwykle zakończyło się na próbach. Ale czy może mieć do niego pretensje? Oczywiście, że nie. To ona zmusiła go do zaprzestania starań. To ona kategorycznie zabraniała mu spotkań. A teraz co? Tak po prostu przyszła do niego i myślała, że będzie na każde jej zawołanie? Ona nie była fair w stosunku do niego, więc on też nie miał takiego obowiązku.
          Zatrzasnęła za sobą drzwi. Poprawiła torbę na ramieniu, po czym ukryła dłonie w kieszeniach kurtki. Podniosła wzrok. Zobaczyła go. Zakuło ją w sercu. Ale nie było to, to przyjemne ukłucie. To było ukłucie smutku, żalu i tęsknoty.
         
Jego postać stała się niewyraźna. Rozmazała się pod wpływem gromadzących się łez. Widziała go. Nie był sam. Szedł z wysoką, atrakcyjną brunetką. Śmiali się. Wyglądali na szczęśliwych. Dźwigał torby z zakupami. Pewnie zrobili je wspólnie. Teraz wejdą do mieszkania, rozbiorą się z grubych kurtek i usiądą przy kubku gorącej herbaty na rozgrzanie. A co nastąpi później? Później wezmą się za przygotowanie wspólnego posiłku.
          Taka możliwość urodziła się w jej głowie. Potrząsnęła głową. Zorientowała się wówczas, że para się zbliża. Pospiesznie otarła policzki i zacisnęła szczęki i pobiegła w przeciwnym kierunku.
          Szlag! Zauważył ją. Usłyszała krzyk za sobą. Wzywał ją. Wykrzykiwał jej imię. Słyszała, że biegnie za nią, ale jednak narzuciła sobie znacznie szybsze tępo i sama nie wie nawet kiedy, zgubiła go.
          Pot oblał jej kark i twarz. Upadła w zimny śnieg. Znalazła w nim ukojenie. Schłodzenie. Mroźny puszek powodował nieprzyjemne mrowienie jej ciała. Coś pękło. Znów zaczęła płakać. Siedziała na ośnieżonym trawniku z podkurczonymi nogami. Twarz ukryła w kolanach. Nie chciała wiedzieć kim była ta kobieta. Nie chciała mu przeszkadzać. Miał przecież prawo do szczęścia.


~***~

          – Kto to był? – usłyszał.
– Olivia – mruknął, odbierając od niej torby z zakupami.
– Ta Olivia? – zapytała zdziwiona.
          Skinął głową. Otworzył drzwi i wskazał jej, by weszła do środka.
          Rozebrał się z grubej kurtki, zakupy rzucił niedbale na kuchenny stół i zamknął się w swoim pokoju. Opadł na łóżko, krzyżując ręce pod głową.
          Co sobie pomyślała? Znienawidziła go? Dlaczego uciekła? Co tutaj robiła? To były tematy jego głębokich rozmyślań. Przecież nie chciała się z nim spotykać. Nie chciała się z nim kontaktować.
          Po ostatnim spotkaniu zrozumiał jak wiele ją to kosztuje i jak bardzo jest pewna swojego postanowienia. Walczył z sobą, ale nie wydzwaniał. Uszanował jej wolę. Ona jednak pojawia się pod jego domem, widzi go, a później ucieka. Dlaczego?
          Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Mruknął coś pod nosem, a drzwi się uchyliły.
– W porządku? – zapytała opierając się o futrynę.
          Skinął głową. 
– A mnie się wydaje, że nie do końca – westchnęła i usiadła na łóżku.
– Wszystko okej – rzucił.
          Westchnęła i położyła się obok, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Nie odzywała się. On również nie zakłócał ciszy.
– Chcesz o tym pogadać? – zapytała, rysując kółka na jego brzuchu.
– Nie ma o czym – odpowiedział zdawkowo.
– Jeśli myślisz, że uda Ci się mnie zbyć, jesteś w błędzie – powiedziała, klepiąc go po umięśnionym brzuchu. – Za pięć minut widzę cię w salonie – poderwała się z łóżka i wyszła z pokoju.
          Kiedy usłyszał, że drzwi się zamknęły, uśmiechnął się do siebie. Dobrze wiedział, co oznaczało to wezwanie. Przysiadł na skraju łóżka, a włosy przeczesał dłonią. Westchnął i ujął twarz w ręce. Odczekał chwilę i poderwał się z łóżka.
          Wyszedł z sypialni i poczuł ten zapach. Ten sam zapach, który dobijał się do jego nozdrzy niegdyś niemal każdego dnia. Uniósł lekko kąciki ust.
– Jak będziesz jeszcze dłużej zwlekał to z pewnością wystygnie – wskazała parujący kubek na małym stoliku przed skórzaną kanapą.
– Wiedziałem. Jesteś strasznie przewidywalna – rzucił z uśmiechem, siadając obok niej.
– Ale udało mi się ciebie rozweselić, czyli podziałało – uśmiechnęła się, pociągając łyk słodkiego kakaa.
– Takie, jak kiedyś – westchnął.
– Co, jak co, ale kakao to mi wychodzi – zaśmiała się.  – Ale tak na poważnie. Stefcio, co cię trapi?
– To wszystko jest zbyt skomplikowane… Poza tym to długa historia – westchnął.
– Wiesz… sądzę, że ci na niej zależy. A znam także kobiecą logikę i… wydaje mi się, że widząc nas Olivia mogła pomyśleć sobie dosłownie wszystko.
– Co takiego?
– A co ty byś pomyślał, gdybyś zobaczył ją z innym mężczyzną? – uniosła brew.
          No właśnie. Co by pomyślał?
– Jesteśmy tylko przyjaciółmi – mruknął.
– A jednak ona zareagowała nieco inaczej, prawda?
– Co masz na myśli?
– Nie rób z siebie idioty, Stefanie! – oburzyła się. – Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać.
          Nic nie odpowiedział. Utkwił wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie. Nie kontaktował ze światem. Pieczołowicie nad czymś rozmyślał.
– Musisz jej powiedzieć kim jestem i dlaczego się tutaj znalazłam – powiedziała, a jej słowa wyrwały go z dziwnego zawieszenia.
– Nikomu nie muszę się z niczego tłumaczyć – wycedził gorzko, przekładając kubek z ręki do ręki.
– Radzę dobrze – poklepała go po kolanie. – Schowaj zranione ego do kieszeni. Skoro tak cię zraniła, porozmawiaj z nią. Nie trap się tym, ale także nie obwiniaj jej o wszystko.
– Dzięki, Greto...
          Uśmiechnęła się i bez słowa wzięła od niego pusty kubek. Dała mu tym do zrozumienia, że powinien iść, zamienić jej słowa w czyny.
          Włożył grubą kurtkę. Wsunął ciężkie buty, a na głowę założył ciepłą czapkę. Zamykając drzwi, krzyknął, iż nie wie kiedy wróci.
          Wyszedł na zewnątrz. Owiał go chłodny wiaterek i w tym samym momencie oblała go fala niepokoju. Nie wiedział, co powinien powiedzieć. Nie wiedział, czego nie powinien powiedzieć. Nie wiedział od czego zacząć. A przede wszystkim nie wiedział, czy zechce z nim rozmawiać. Wszystko stało pod jednym, wielkim znakiem zapytania. Jednakże on nie wahał się ani chwili. Jechał opustoszałą ulicą, nie zwracając na nic uwagi. Był tylko on, ona i jego myśli.

~***~

          Siedziała szczelnie otulona kołdrą. W jej głowie krążyły myśli. Myśli skupione wokół jednej osoby. Starała się nie zamykać oczu, bo za każdym razem widziała jego. Jego i tę kobietę. Ich oboje. Wyobrażała sobie jacy są szczęśliwi. Wiedziała, że nie może mieć pretensji do nikogo innego z wyjątkiem siebie. To ona zafundowała sobie takie cierpienia. To ona zgotowała sobie taki los. Teraz, kiedy spojrzała na to z perspektywy dłuższego czasu, zrozumiała, że zrobiła najgorszą głupotę w życiu.
         
Uniosła rękaw ciepłego swetra, a ujrzawszy bransoletkę, którą podarował jej właśnie on, wypuściła krokodyle krople łez spod powiek. 
         
Westchnęła i spojrzała w stronę okna. Było już ciemno. W tym samym momencie, usłyszała subtelne pukanie do drzwi. Otarła policzki i wzięła głęboki oddech. Bez wahania rzuciła ciche „proszę”. 
____________________________
Witam moje najwspanialsze! ;*
Przybywam z osiemnastką. ;)
Tak jak mówiłam, nastąpił punkt zwrotny w opowiadaniu.
Czyżby Olivia zrozumiała swój błąd?
Co sądzicie o rozdziale?
Jestem głodna Waszych opinii.


Kochane, chciałabym Wam także podziękować z całego serduszka za tak wiele ciepłych komentarzy. Pobicie matki Olivii wywołało dość duże poruszenie. :)
Cieszę się również, że zawitały tutaj nowe osoby.


Chciałabym także zaprosić Was na spontaniczną, krótką historię. :)
Miłość to nie pluszowy miś

Nie martwcie się. To nie to opowiadanie, nad którym tak bardzo się zastanawiałam.
Ta historia napisana została spontanicznie i w ten sam sposób została opublikowana - także spontanicznie. :)
Jest o jednym z naszych polskich klubów piłkarskich, więc zrozumiem, jeśli ktoś nie będzie chciał czytać. Aczkolwiek zachęcam do zapoznania się z historią i nie zwracanie jakiejś większej uwagi na bohaterów. Równie dobrze mogliby to być inni piłkarze czy też inni sportowcy. :) Bardzo zależy mi raczej na opinii historii, myślę że wiecie, co mam na myśli. ;*
A co do opowiadania, które chciałam zacząć pisać po zakończeniu Wspólnie odmieńmy rzeczywistość, to nie martwcie się, pojawi się. I będzie skoczne. ;)

Całuję!
Kolorowa Biel