piątek, 31 lipca 2015

Piętnasta rzeczywistość

          Każdy dzień przynosił jej coś innego. Jednego dnia było to szczęście innego smutek. Tamtejszy dzień był czymś pomiędzy. Nie była smutna, ale nie pałała także wszechogarniającym szczęściem. Było normalnie.
          Pakowała ubrania, do dużej walizki. Nie wiedziała, co będzie jej potrzebne, więc wolała zapakować nieco więcej ubrań. Krzątała się po pokoju w poszukiwaniu kolejnych przedmiotów, gdy usłyszała ciche, charakterystyczne dla jej mamy pukanie. Poprosiła, by weszła, ale nadal nie zaprzestawała wypełniania walizki.
– Czyli jednak wyjeżdżasz? – zapytała, opierając się o futrynę drzwi.
– Tak, mówiłam ci przecież – rzuciła.
– Wiem, wiem. Myślałam, że… może jednak zostaniesz – wyszeptała.
– Nie, mamo. Nie na te święta. Proszę… – spojrzała na matkę.
– Dobrze, nie zmuszam cię do niczego – powiedziała, unosząc lekko kąciki ust.
          Uśmiechnęła się do rodzicielki i powróciła do wkładania przedmiotów do granatowej torby. Za kilka godzin miała pociąg. Nie lubiła pakowania na ostatnią chwilę, jednakże bardzo często jej się to zdarzało.
          Nie zwracała uwagi na matkę stojącą w progu pokoju. Wiedziała, że ją obserwuje, ale nie chciała zaczynać kolejnej rozmowy.
– Kochanie – usłyszałam.
– Mhm? – oparła nie podnosząc wzroku.
– Możesz tutaj na chwilkę podejść? – zapytała pani Braun.
          Odwróciła się i spojrzała na nią niepewnie. Zmarszczyła brwi. Zastanawiało ją, czego może się spodziewać. Kobieta, stała i czekała na jej reakcję, więc w końcu ruszyła w jej kierunku.
– Wiem, że to nie jest jakaś tam podróż, więc – zanurzyła rękę w fartuszku, którego niemal nigdy nie zdejmowała i wyjęła ją z powrotem zaciśniętą w pięść, chwyciła jej dłoń i włożyła to, co trzymała w swojej – weź to, proszę.
          Spojrzała na swoją chudą, kościstą dłoń. Znajdowały się w niej 200 euro. Rozchyliła usta ze zdumienia. Przez chwilę wpatrywała się w banknoty, po czym uniosła wzrok na matkę. Zamrugała i znów przeniosła wzrok na pieniądze, które trzymała.
         
Odchrząknęła i przestąpiła z nogi na nogę. Zacisnęła rękę w pięść, wystawiła ku matce i spojrzała się na nią.
– Nie mogę tego przyjąć – wycedziła.
– Proszę…
– Przecież to niesamowicie obciąży nasz budżet. Z czego będziemy żyć? – oburzyła się.
– Zaufaj mi – powiedziała spokojnie. – Wiem, co robię. Zatrzymaj te pieniądze.
          Zamurowało ją. Stała jak wryta i patrzyła na opanowaną matkę. Ta jedynie uśmiechnęła się i wyszła z jej sypialni, kierując swe kroki do małej kuchenki.
          Westchnęła, zacisnęła mocno powieki i zamknęła drzwi. Oparła się o nie. Nie wiedziała, czy powinna być zła czy szczęśliwa. Te dwa uczucia mieszały jej się w głowie. Wydobyła z siebie zirytowany dźwięk i opadła na ziemię. Starała się opanować przyspieszony oddech. Pierś niemiarowo jej falowała, a ból zaczął przeszywać jej skronie. Syknęła cicho i podniosła się z podłogi. Zerknęła na zegarek. Pozostały jej trzy godziny do wyjazdu. Zasunęła zamek w walizce, postawiła ją obok łóżka i opadła na nie zmęczona. Otuliła się kołdrą i przymknęła oczy.


Było ciemno. Szła tunelem. W oddali było widać białą poświatę. Szla ku niej. Jej kroki były pewne, zdecydowane i pełne determinacji. Wydawało jej się, że wie kogo tam zobaczy. Spodziewała się bruneta o ciemnych oczach i szerokim uśmiechu. Nie pomyliła się. Był tam. Mimo to zdziwiła się na jego widok. Wzdrygnęła się, gdy doszła wystarczająco blisko, by ujrzeć jego bladą twarz. Patrzył na nią z zaciekawieniem, jakby chciał odkryć każdą z jej tajemnic, jakby chciał rozgryźć jej strukturę.
– Stefanie? – zapytała niepewnie, a jej głos rozbrzmiał echem.
– Olivio…
– Co ty tutaj robisz?
– Chcę, żebyś wiedziała, że mimo wszystko, zawsze i nieodwołalnie będę przy tobie. Nieważne jakie głupstwo popełnił. Nieważne czego nie zrobisz. Zawsze będę przy tobie – jego głos odbijał się jak echo.
– Mówiłeś już to, Stefanie – zauważyła.
– Tak – podszedł bliżej. – Ale nie mówiłem tego: – chwycił jej lodowatą dłoń i przyłożył do serca, od którego bił nieziemski żar – kocham cię, Olivio.
Postać skoczka rozmyła się w mroku, a ona została sama. Zaczęła go wołać, jednakże odpowiedziało jej tylko własne echo. 

          Zerwała się z łóżka. Rozejrzała po pokoju. Było normalnie. To był tylko sen. Usiadła na skraju i wsparła ręce na kolanach, a twarz ukryła w dłoniach. Westchnęła, niepewnie przecierając oczy. Spojrzała na zegarek. Za nieco ponad dwie godziny miała pociąg. Pospiesznie weszła do łazienki i zaczęła przygotowywać się do podróży.
          Cicho otwierając drzwi łazienki, usłyszała szloch. Dobrze wiedziała, do kogo należał. Matka. Jej matka płakała. Przygryzła dolną wargę i przymknęła powieki. Nie chciała zostawać. Nie chciała, by kolejne święta spędziła w nieszczęściu. Trzasnęła mocno drzwiami łazienki, by dać matce do zrozumienia, że już jest wyszykowana i lada chwila może zjawić się w kuchni.
          Weszła do pokoju. Wzięła swój podręczny bagaż i walizkę. Stanęła w ciasnym korytarzyku. Mozolnie zaczęła wkładać obuwie na swoje chude nogi. Przysiadła na małej szafce wiążąc sznurowadła. Czuła na sobie spojrzenie matki. Chciała jednak opóźnić moment konfrontacji najbardziej jak było to możliwe. Kiedy buty były już zasznurowane, podniosła się i chwyciła ciężką kurtkę, którą wolno zaczęła zapinać. Wpatrywała się w wieszak. Bała się, że kiedy spojrzy na rodzicielkę jej sumienie nie pozwoli jej opuścić mieszkania. Wzięła do ręki gruby szal i owinęła go dookoła szyi. W końcu niepewnie spojrzała na matkę.
          Stała w progu kuchni. Patrzyła na nią z lekko przechyloną w prawo głową. Na ustach miała uśmiech. Subtelny i kobiecy. Wydawała się być szczęśliwa.
– Cieszę się, że spędzisz te święta tak, jak chcesz. W końcu będziesz szczęśliwa, bo przecież Boże Narodzenie to nie byle jakie święto – powiedziała spokojnie.
– Tak – szepnęła.
          Matka poszerzyła uśmiech wychodząc córce naprzeciw.
– To ja… już pójdę. Za niecałą godzinę mam pociąg. Nie chcę się spóźnić – wyjaśniła narzucając na ramię duża torbę.
         
Rodzicielka zbliżyła się znacznie i niepewnie przygarnęła ją do piersi. Wtedy poczuła to samo ciepło, które czuła jako mała dziewczynka. Przymknęła delikatnie powieki i poczuła jej zapach. Nie ten przepełniony tytoniowym dymem, czy smrodem alkoholu, ale zapach matki. Tej ciepłej, kochającej, która zrobi wszystko, by jej dziecko było szczęśliwe.
– Uważaj na siebie – wyszeptała kobieta wprost do jej ucha, powodując tym samym ciarki na jej plecach. 

~***~

          Wpatrywała się w szybę. Obraz ośnieżonych pól i łąk rozmywał się pod tempem, z jakim pociąg pokonywał kolejne kilometry. Siedziała sama. Zastanawiała się, co robi teraz jej matka. Czy ojciec już wrócił. Czy znów jest pod wpływem alkoholu.
         
Patrząc na swoje życie z perspektywy kilku tygodni zrozumiała, że bardzo się zmieniła. Nie zapomniała. Nie mogła. Na jej nadgarstku cały czas spoczywała bransoletka, którą podarował jej podczas ostatniego spotkania. Małe literki oznaczające inicjały ich imion tańczyły wesoło za każdym ruchem jej ręki. Wiedziała, że gdy tylko do niego zadzwoni, on bez wahania odbierze telefon i wysłucha jej monologu. Jednakże nie potrafiła się przemóc. Czuła potrzebę rozmowy i bliskości. A to wszystko zapewnić mógł jej tylko i wyłącznie on. Mimo to, obiecała sobie coś. Nie będzie wplatała go w swoje trudne, skomplikowane, bardzo pogmatwane życie.
          Pociąg się zatrzymał. Zerknęła przez szybę na peron. Nie widziała żadnej znajomej twarzy. Chwyciła ciężką walizkę i skierowała się do wyjścia. Stanęła na betonowym podłożu i rozglądała się dookoła.
– Olivia?! Olivia! – usłyszała dobrze jej znany głos.
          Odwróciła się w lewą stronę i zauważyła długowłosą blondynkę z niebieskimi tęczówkami i pociągłą szczupłą twarzą, która rozszerzyła się w pełnym energii i radości uśmiechu. Zaczęły biec w sowim kierunku, by po chwili wpaść w swój szczelny uścisk. Po raz pierwszy od dawna poczuła się szczęśliwa. Przymknęła powieki i wtuliła się jeszcze bardziej w szczupłą sylwetkę przyjaciółki.
– Tak się cieszę – usłyszała jej głos.
          Wyswobodziła się z jej uścisku i spojrzała na jej promienną twarz.
– Strasznie za tobą tęskniłam, Irmino – wycedziła przez łzy, które mimowolnie napłynęły do jej oczu.
– Nie płacz – z uśmiechem otarła jej łzy. – Bierz walizkę. Tata czeka na nas w samochodzie.
          Posłusznie wykonała polecenie i prowadzona w stronę parkingu odpowiadała na jej pytania. Stanęły przed czarnym rodzinnym samochodem, obok którego stał wysoki mężczyzna koło czterdziestki. W odróżnieniu od córki miał ciemne włosy, ale oczy i rysy twarzy Irmina i jej ojciec mieli niemal identyczne.
– Tato, to jest Olivia – powiedziała.
– Dzień dobry – uśmiechnęła się skrępowana.
– Witaj – uścisnął jej dłoń. – Dużo o tobie słyszałem. Cieszę się, że przyjęłaś nasze zaproszenie. Razem z żoną bardzo chcieliśmy cię poznać.
          Siedząc w samochodzie słyszała energiczny głos pasażerki obok. Widać było, że jest podekscytowana tą wizytą. Cieszyła się, że na tym świecie istnieją osoby, które choć trochę cieszą się na jej widok.
          Była onieśmielona. Nie krępowała jej obecność przyjaciółki. Krępowała ją obecność czterdziestolatka. Nie wiedziała, jak powinna się zachować. Była z zupełnie innych sfer niż rodzina Fischerów. Widziała, że żadne z nich nie przybiera większej wagi do pochodzenia, ale mimo to  nie potrafiła czuć się swobodnie.
          Wychodząc z samochodu ujrzała duży dom z obszernym ogrodem. Przez duże, drewniane okna do wnętrza domu wpadały strumienie światła. Duże, ciężkie dębowe drzwi zwracały uwagę każdego przechodnia. Dom był piękny. Trudno było jej odwrócić od niego wzrok.  Ojciec dziewczyny zaprosił je do środka, a on zajął się bagażem.
         Przekroczyły próg domu i usłyszała wesoły głos kobiety. Wyłoniła się z salonu.

Włosy pani Fischer były tego samego odcienia, co jej córki. Była szczupłą, drobną, niewysokiego wzrostu kobietą.  Ubrana była w ciepły kaszmirowy sweterek w odcieniu granatu, ciemne spodnie, idealnie wprasowanie i dopasowane do jej smukłych nóg oraz  ciepłe, domowe kapcie na stopach.
– Już jesteście? – mówiła podekscytowana. – Tak bardzo się cieszę, że w końcu mogę cię poznać, Olivko. Irmina tak wiele mi o tobie opowiadała. I mówiła w samych superlatywach – powiedziała, przygarniając ją do piersi. – Czuj się tutaj, jak u siebie w domu.
– Dziękuję – uśmiechnęła się niepewnie.
– Och tak – klapnęła się w czoło. – Irmi, kochanie, pokaż koleżance, gdzie znajduje się jej pokój, a potem szybko schodźcie, bo obiad już jest gotowy – rozporządziła.
– Jasne mamo. Chodź na górę – przywołała ją gestem ręki i zaczęła wdrapywać się po schodach na piętro.
          Była zdezorientowana. W niecałe pół godziny spotkała się z takim ciepłem i życzliwością, z jakim nie spotkała się przez ostatnie kilka lat. Nie potrafiła odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Nie wiedziała, jak postępować. Bała się, że palnie jaką gafę.
          Weszły do dużego pokoju w kolorach fioletu. Okno z pięknymi zasłonami wychodziło na część ogrodu, która znajduje się za domem. Łóżko znajdujące się w centrum pokoju było duże i wyglądało na znacznie wygodniejsze, niż te, do na którym przywykła sypiać. Nie potrafiła powstrzymać westchnienia zachwytu. W przeciwnym rogu pokoju znajdowało się biurko, a zaraz obok niego szafa. Duży, puszysty dywan leżał na środku pokoju, przykrywając część jasnej podłogi. Meble były w odcieniach bieli.
– Tata, zaraz przyniesie tutaj twoje rzeczy, wtedy będziesz mogła się rozpakować. Ja mam pokój zaraz obok – uśmiechnęła się wskazując na ścianę. – Teraz chodźmy na obiad – pociągnęła ją za rękę wychodząc z pomieszczenia.
          Zeszły na dół do niewielkiego pomieszczenia zwanego jadalnią. Odsunęła krzesło obok przyjaciółki i usiadła. Pani Fischer podała obiad i zawołała męża z ogrodu.
          Spożywała posiłek w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Nie pamiętała czy kiedykolwiek miała okazję uczestniczyć w takim obiedzie. Wszyscy rozmaili, była to kulturalna rozmowa, w której żadne nie wchodziło w słowo drugiemu. Ponownie poczuła, że nieco odstaje od tej rzeczywistości. Nie pasowała do niej. Jednakże cierpliwie odpowiadała na każde z zadanych jej pytań.
          Pomogła posprzątać po obiedzie i wraz z przyjaciółką wyszły na spacer po okolicy.
– I jak ci się podoba? Nie odzywasz się za wiele – zauważyła Irmina.
          Westchnęła, przymknęła powieki i wcisnęła mocniej dłonie w kieszenie kurtki.
– Wydaje mi się, że nie do końca pasuję do tego otoczenia – powiedziała cicho.
– Och, co ty mówisz. Jesteś tutaj mile widziana. Nawet nie wiesz jak długo wyczekiwali cię moi rodzice.
– Tak, wiem. Widzę, że jestem wyczekiwanym gościem. Po prostu… nie miałam nigdy możliwości spędzania czasu z rodzicami w ten sposób – wycedziła ochryple.
– Usiądziemy? – wskazała na ławeczkę przed bramą prowadząca do parku.
          Skinęła głową.
– A jak sytuacja z rodzicami? – zapytała.
– Mama cały czas usiłuje coś zmienić. Chce udowodnić, że nie jest tą samą osobą, co kiedyś. Nawet jej się to udaje, ale… z ojcem jest nie do wytrzymania – opowiadała po kolei.
          Spędziły czas na ławeczce. Każda opowiadała o swoich przeżyciach od zakończenia wakacji i o sowich problemach. Okazało się, że pannie Fischer nie było jej wcale wesoło.
– Mój chłopak… znaczy, mój były chłopak, znalazł sobie inną panienkę. Kiedy wróciłam z wakacji nic mi o tym nie powiedział. Miał dla mnie po prostu mniej czasu, nie dzwonił tyle, co przed wyjazdem, nie spotykaliśmy się… aż pewnego dnia zauważyłam ich w centrum handlowym. Wiesz… – oczy zaszkliły jej się od łez – poczułam, jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce.
          Przytuliła ją najmocniej jak potrafiła. Nigdy nie była dobra w pocieszaniu przyjaciół. Być może wynikało to  z tego, że nie miała ich zbyt wielu.
          Blondynka pociągnęła nosem, otarła oczy i schowała kosmyki włosów, które opadały jej na twarz za uszy.
– A jak z Tobą i Stefanem? – zapytała, zmieniając temat. 
– To skomplikowane – przyznała.
– Przyjaźnicie się jeszcze, prawda? Przecież w wakacje tak wiele mi o nim opowiadałaś.
– Wiesz, od wakacji wiele się zmieniło. Sama dobrze wiesz po sobie.
– A ty wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko? Jesteś moją jedyną przyjaciółką, odkąd Max zdradził mnie z moją długoletnią znajomą. Zawsze cię wysłucham – powiedziała, widząc wzbierające się w jej oczach łzy.
– Dziękuję – powiedziała i zaczęła opowiadać o wszystkim, co spotkało ją i Stefana.
– I co? To nic dla ciebie nie znaczy? – zapytała blondynka.
– Hm… Chciałabym, żeby nie znaczyło – szepnęła niepewnie.
– W takim razie na co czekasz? – zapytała, zwracając się ku niej.
         
U niosła niepewnie brew. Nie do końca wiedziała, co przyjaciółka ma na myśli.
– Chcesz, żeby poszedł do innej? – wyjaśniła.
– Tak. Tak, tego właśnie chcę. Jesteśmy przyjaciółmi i dobrze jest tak, jak jest. Nie potrzebuję go ani on nie potrzebuje mnie. Powinien znaleźć sobie kogoś, na kim naprawdę będzie mu zależało.
– Nie zrozum mnie źle, ale wydaje mi się, że wy już bardzo dawno temu zboczyliście z drogi „przyjaciel” – powiedziała niepewnie. – Jeżeli mówi, ze mu na tobie zależy, to tak jest. Dlaczego nie chcesz w to uwierzyć, czego się boisz? – chwyciła ją za rękę, by dodać jej otuchy.
         
No właśnie. Czego się bała? Odwróciła wzrok i wbiła spojrzenie w chodnik. Musiała przetrawić wszystkie słowa, które padły z ust Irminy. Czego się bała?
          Westchnęła i ponownie spojrzała przyjaciółce w oczy.
– Boję się tego uczucia. 
_______________________________
Hej Słoneczka! ☀☀☀
Przybywam z kolejną rzeczywistością. To już piętnasta! :o Jak to szybko zleciało, prawda? :)
Co sądzicie? Jak Wam się podoba powyższy rozdział? :))
Jakie wrażenie zrobiła na Was nowa postać? Irmina chyba nie jest, aż taka zła, co? :)

No Słoneczka, do roboty! Wypędźcie troszkę słońca zza chmurek. :D 

Mam do Was jeszcze jedną prośbę. Czy możecie odpowiedzieć na pytania w ankiecie? Bardzo mi na tym zależy. Chciałabym wiedzieć ile osób czyta moje wypociny. Proszę o głos nawet tych, którzy nie komentują. ;) 

Udanego weekendu! :* 

Całuję!
Kolorowa Biel ❤

piątek, 24 lipca 2015

Czternasta rzeczywistość

Livio, chciałbym złożyć Ci świąteczne życzenia. Boże Narodzenie to wspaniały czas na spotkanie. Możesz zrobić mały wyjątek? Proszę. Chcę spełnić te święta w radości.”

~***~

          Przemierzała zimne ulice miasteczka otulona szczelnie szalem. Nogi same ją niosły. N usta wkradł jej się niewytłumaczalny uśmiech. Lekkość z jaką szła przed siebie, mogła wydawać się innym niemożliwa, a zwłaszcza pod tak grubą warstwą ubrań.           Wsiadła do windy. Przejrzała się w jej połyskliwym wnętrzu Przeczesała włosy ręką i ułożyła ja na lewym ramieniu. Westchnęła i wcisnąwszy ręce do kieszeni wyszła z windy.
          Energicznie wcisnęła dzwonek. Wtedy serce jej zadrżało, ale nie czekając zbyt długo, ujrzała uśmiech chłopaka.
          Błękitna koszula i ciemne spodnie, w które był ubrany zaparły jej dech w piersiach.
– Wchodź – powiedział radośnie. – Cześć – zamknął drzwi i ucałował ją w policzek.
– Dobrze wyglądasz – powiedziała niepewnie, gdy pomógł zdjąć jej płaszcz.
– To samo mogę powiedzieć o tobie – uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy.
          Ich spojrzenia złączyły się niewidzialną tasiemką. Ponowna chwila hipnotyzacji. Ponowna chwila fascynacji tęczówkami. Uśmiechnął się i zagarnął kosmyk jej włosów za ucho.
– Zapraszam – powiedział cicho.
          Zaprowadził ją małym korytarzykiem do dobrze jej znanego salonu i wskazał kanapę.
– Kawę? – zapytał.
– Chętnie – uśmiechnęła się.
– Pomogę ci.
– Nie trzeba – odparł.
– Proszę – szepnęła z lekkim uśmiechem.
          Wspólnie weszli do kuchni. On wlał do czajnika wodę, a ona wyjęła kubki z szafek. Krzątali się po kuchni i rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Woda się zagotowała, a on zalał proszek w kubkach. Pod jego nosem zauważyła szeroki uśmiech.
– Co cię tak śmieszy? – zapytała w końcu.
– Nie śmieję się – powiedział spoglądając na nią. – Po prostu się cieszę – wyjaśnił.
          Usiedli na kanapie i spoglądali przed siebie. Przez chwilę panowała cisza. Ale nie przeszkadzało im to. Chciała rozpocząć rozmowę, ale miała tyle spraw do opowiedzenia, że nie wiedziała od czego zacząć.
– Dobrze…
– Cieszę…
          Weszli sobie w słowo. Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się szeroko.
– Proszę, mów – zachęcił.
– Dobrze cię widzieć – powiedziała.
– To zabawne, ale ja chciałem powiedzieć to samo. Cieszę się, że zgodziłaś się na to spotkanie – uśmiechnął się.
– Stęskniłam się – powiedziała szybko, wbijając spojrzenie w kubek, spoczywający na jej kolanach.
         
Spojrzał na jej delikatną twarz. Była lekko zaróżowiona. Włosy opadały jej na lewe ramię. Zapach jej perfum unosił się w otaczającym ich powietrzu. Była piękna. Delikatna i niepewna.
– W takim razie, dlaczego nie chcesz się ze mną spotykać? – zapytał, zwracając się ku niej.
– Już ci to tłumaczyłam, Stefanie – westchnęła, również zwracając się ku niemu. – Muszę sobie to wszystko poukładać. Jestem zbyt zmęczona tym wszystkim. Za kilka dni wyjeżdżam. Nie wiem kiedy wrócę, ale wiem, że wrócę z naładowanymi akumulatorami. Tego potrzebuję – przyznała.
– Rozumiem, ale czy musisz się ode mnie odcinać? Jesteśmy przyjaciółmi. Potrzebujemy siebie nawzajem. Pamiętasz? Przyjaciele są ważniejsi niż małżonkowie. Oni zawsze są z tobą. Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie – uśmiechnął się, czym spowodował jej rozbawienie.
– Jesteś niesamowity, Stefanie – przytuliła się do jego piersi. 
         
Niemal natychmiastowo szczelnie ją objął.
– Ty też, Olivio – szepnął, wdychając jej zapach.
          Odsunęli się od siebie. Dzieliło ich kilka centymetrów. Znów spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziała nawet kiedy złączył ich usta w długim, namiętnym pocałunku. Zatopiła rękę w jego włosach i naparła na niego.
– Stefanie – szepnęła, ale nie przerwała pocałunku. – Nie możemy – mówiła między pocałunkami.
          Odsunął się od niej i spojrzał w głąb jej tęczówek.
– Pytanie brzmi: czy chcemy? – powiedział cicho.
          Przygryzła wargę i spuściła wzrok z jego twarzy. Pokiwała lekko głową. Spojrzała na niego. Pochyliła się nad nim i złączyła ich usta w długim pocałunku. Usiadła na nim okrakiem i znów zaplątała swe palce w ciemnej czuprynie jego włosów. On wodził dłońmi po jej plecach. Ich oddechy stały się niemiarowe i ciężkie. Wyplątała dłoń z jego włosów i zaczęła gładzić nią jego policzek.
– Jesteś wspaniały – wyszeptała, odsuwając się lekko od niego. – Dlatego nie chcę plątać cię w moje sprawy.
– Ja chcę być zaplątany w twoje sprawy – szepnął jej do ucha.
         Uśmiechnęła się i nie zaprzestała gładzeniu jego policzka. Przybliżyła się do nigo i połączyła się z nim w pocałunku. Wciąż wodziła dłonią po jego policzku.
          Lubił to. Lubił czuć jej dotyk na sobie. Położył dłoń na jej udzie i zaczął je gładzić. Poczuł, że drży. Jednakże nie zaprzestała pieszczocie. Przeciwnie. Pogłębiła pocałunek.
         
Jego ręka wspinała się coraz wyżej, znacznie unosząc jej sukienkę. Ona zaczęła bawić się jego koszulą i spokojnie rozpinała każdy kolejny z guziczków.
          Porwał ja w swoje silne ramiona i trzymając ją pewnie, nie zaprzestając pocałunkom skierował się z do sypialni.
          Zamknął za sobą drzwi i oddał się jej, a ona oddała się jemu. 

~***~

          Leżała na wznak. Wpatrywała się w sufit. Ponownie towarzyszyło jej to uczucie. Uczucie szczęścia, wymieszanego z nutą niepewności i wstydu. On, jednak bawił się jej włosami, jednocześnie wsparty na łokciu. Wydawał się niczym niewzruszony. 
– Co my wyprawiamy, Stefanie? – wychrypiała, nadal nie zaszczycając go spojrzeniem.
– Cieszymy się sobą – powiedział pewnie, muskając jej nagie ramię swoim nosem.
– To nie jest normalne – powiedziała pewnie.
         
Milczał. Nie wiedział, co odpowiedzieć, ponieważ był przekonany o jej słowach. Uważał tak samo.
– Za każdym naszym pocałunkiem nie potrafię spojrzeć ci w oczy – kontynuowała. – Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele, Stefanie, nie sypia ze sobą – szepnęła niepewnie spoglądając na niego.  – To jest chore.
– Ja – przygniótł ją swoim ciężarem – już od bardzo dawna, nie chcę być twoim przyjacielem – wychrypiał ocierając swój nos o jej. 
– Nie. Nie mów tego – wyszeptała, wpatrując się w jego usta.
          Myślała tylko o tym, jak bardzo chce ich posmakować po raz kolejny. Myślała tylko o tym, żeby ponowić pieszczotę, która daje jej więcej szczęścia niż powinna.
– Czego? Prawdy? Mam nadal ukrywać to, co do ciebie czuję? 
– Nie, ale spójrzmy na to trzeźwo. Nie pasujemy do siebie. Nie te sfery…
– Aha! Czyli to o to chodzi – zagrzmiał i opadł na materac.
– Nie, Stefanie – wsparła się na łokciu i położyła dłoń na jego policzku. – Nie to miałam na myśli.
– Posłuchaj mnie – chwycił ją za nadgarstek i podniósł się do pozycji siedzącej. – Dla mnie liczysz się tylko ty. Nie obchodzi mnie kim są twoi rodzice. Nie obchodzi mnie ile pieniędzy masz albo nie masz na koncie. Nie interesuje mnie twój status społeczny. Interesujesz mnie ty. Twoja osobowość. Twój charakter. Jesteś wspaniałą kobietą i nie możesz w to zwątpić. Nigdy.
          Ujął jej twarz w dłonie. Spojrzał głęboko w oczy i złożył subtelny pocałunek na jej spierzchniętych wargach. Pogłębiła go. W końcu doczekała się tego, czego tak bardzo pragnęła. Tej jedynej, słodkiej pieszczoty.

          Oderwali się od siebie. Spojrzał na nią.
– Mogę wziąć prysznic? – zapytała niepewnie. 
         
Uśmiechnął się pod nosem i skinął delikatnie głową.

~***~

          Wyszła z łazienki i zastała puste, pościelone łóżko. Skierowała się do salonu, gdzie na nią czekał. Siedział na kanapie, przekładając coś z reki do ręki.
– Chyba już pójdę – wyszeptała.
         
Słysząc jej głos podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się lekko.
– Zbliżają się święta, wiec mam coś dla ciebie – powiedział powolnie.
          Przechyliła lekko głowę i przygryzła dolną wargę. Przestąpiła z nogi na nogę i oparła się o futrynę drzwi.
– Usiądź – pogładził wolne miejsce obok siebie.
          Wykonała jego polecenie.
– To nic wielkiego, ale chcę, żebyś o mnie nie zapomniała – powiedział wręczając jej małe pudełeczko.
– Stefanie, ale ja nic dla ciebie nie mam…
– Nie przejmuj się. Po prostu otwórz – polecił.
         
Otworzyła małe, czarne pudełeczko i oniemiała. Znajdowała się tam przepiękna bransoletka. Była ze srebra, ale wyglądała, jakby wytworzona została z najcenniejszego kruszcu. Uśmiechnęła się pod nosem. Na bransoletce znajdowały się ich inicjały.
– Nie musiałeś…
– Tak, wiem. Chciałem.
– Dziękuję, Stefanie. Jest cudowna – pochyliła się i ucałowała go w policzek.
– Po prostu o mnie nie zapomnij – szepnął. 
– A ty bądź szczęśliwy.

~***~

          Idąc ulicą uśmiech nie schodził z jej twarzy, a mróz nie szczypał w policzki. Mijała wiele wystaw sklepowych, które przypominały o zbliżających się świętach. Przystanęła przy jednej, widząc niebieską koszulę w kratę, w którą odziany był manekin wystawowy. Przekręciła głowę w bok, bacznie przyglądając się ubraniu. Przygryzła dolną wargę i pchnęła drzwi prowadzące do sklepu.
         
Skierowała się do wieszaka, na którym wisiała koszula. Wybrała odpowiedni rozmiar i ruszyła do kasy.
          Czekała w dość długiej kolejce, ale nie przeszkadzało jej to. Ci wszyscy ludzie robili prezenty na święta. Nie można ich przecież za to ganić.
          W końcu przyszła kolej na nią. Miła ekspedientka niemal od razu otoczyła ją życzliwym spojrzeniem i ciepłym uśmiechem.
– Zapakować na prezent? – zapytała składając część garderoby w idealną kostkę.
– Poproszę – odparła.
         
          Wyszła ze sklepu z prezentem opakowanym w czerwony papier z reniferami. Uśmiechnęła się spoglądając na niego. Rozejrzała się dookoła i odnalazła wzrokiem małą ławeczkę, na której po chwili zasiadła. Odstawiła prezent na bok i wyjęła ze torebki małą karteczkę i długopis.

„W tym kolorze wyglądasz niesamowicie.
Wesołych Świąt, Stefanie!

Twój Święty Mikołaj”

          Liścik przełożyła przez zieloną wstążkę i skierowała się do jego mieszkania.
         
Sama nie rozumiała swojego postępowania, jednakże musiała to zrobić. Jakiś cichy głosik w głowie podpowiadał jej, by to zrobiła. Nie potrafiła się mu sprzeciwić, ale jednocześnie analizując za i przeciw, doszła do wniosku, że sprawi tym jemu wielką radość.
          Weszła do budynku i wjechała windą na odpowiedni korytarz. Stanęła pod mieszkaniem z numerem „36”. Położyła prezent na wycieraczce i odeszła.
_____________________
Hej, hej, hej! :*
Jestem, a w konsekwencji jest i kolejna rzeczywistość. ;)
Jak Wam się podoba?

Obiecałam, że w tym rozdziale będzie więcej Stefana? Jest więcej Stefana? Jest. :D


Wiem, Kochane, że nie jestem u Was na bieżąco, ale myślałam, że wakacje, będą oznaczały więcej czasu na czytanie Waszych rozdziałów. Tymczasem jest zupełni inaczej. :( Nie mam za wiele czasu, ale wierzcie mi, że jak tylko mogę, to sięgam do Waszych linków i czytam.
Nie obiecuję, że nadrobię te zaległości w weekend, bo ten też zapowiada się dość intensywnie, ale obiecuję, że będę. Każda informacja pozostawiona w zakładce "Wy" nie zostanie zignorowana. Obiecuje! ✌

Całuję!
Kolorowa Biel