piątek, 24 kwietnia 2015

Trzecia rzeczywistość

          Mimo ciepłych promieni słonecznych nie potrafiła znaleźć w sobie siły, która pomogłaby wstać jej z łóżka. Nie chciała myśleć, o tym, co wydarzy się w szkole, a tym bardziej po szkole. Wiedziała, że musi udać się do swojego domu. Wiedziała, ale bała się tego, co tam zastanie.
          W zamyśleniu wkładała na siebie części garderoby. Udała się do łazienki. Wykonując poranną toaletę zastanawiała się, czy będzie w stanie porozmawiać z rodzicami. Czy ONI będą w stanie porozmawiać z nią. Ciemnie włosy związała w długi warkocz. Westchnęła i ostatni raz spojrzała w lustro.
          Wychodząc z łazienki usłyszała muzykę. Muzykę, która była charakterystyczna dla niego. Wyłoniła się zza ściany i weszła do kuchni.
– Dzień dobry – przywitała się.
– Hej, jak się spało? – zapytał zalewając wrzątkiem dwa stojące przed nim kubki.
– W porządku – nieznacznie uniosła kąciki ust w górę, przy czym usiadła na miejscu, która mogłaby już nazwać „swoim”.
– Przygotowałem nam kawę i śniadanie – położył przed nią kubek z parującą cieczą i talerz z kanapkami. – A tu – wskazał na kuchenny blat – drugie śniadanie. 
– Zabrałam co twoje łóżko, a ty jeszcze robisz mi kanapki? – zdziwiła się.
– Co w tym dziwnego?
– Wszystko. Ale mniejsza o to. Jak tobie spało się na kanapie? Pewnie wszystko cię boli – zmarszczyła brwi.
– Nie jest tak źle – zaśmiał się i wziął łyk kawy. Potem obrał minę jakby się nad czymś zastanawiał. – Nie zrozum mnie źle, możesz tutaj zostać tak długo, jak tylko zechcesz, ale kiedy zobaczysz się z rodzicami?
– Tak… wiem, że muszę z nimi porozmawiać – odparła odkładając bułkę na talerz. – Dlatego zaraz po szkole wracam do domu. Bardzo dziękuję ci za wszystko, Stefanie – delikatnie dotknęła jego spoczywającą na stole dłoń.
– Nie ma za co. Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć – obnażył swoje zęby i zacisnął jej dłoń w szczelnym uścisku. – Jesteś bardzo dzielna, Olivko.
– Nieprawda – wyrwała dłoń. – Gdybym była taka dzielna, nie uciekłabym od problemu. Jestem beznadziejna. Nie potrafię sobie poradzić z własnymi zmartwieniami.
– Spójrz na mnie – poprosił, a ona niemal natychmiast wykonała jego polecenie. – To nie jest jakaś pierdoła. To poważny problem. Sam nie wiem, jakbym sobie poradził, gdybym był w takiej sytuacji. Ty znosisz to nadzwyczaj dobrze. Jestem z ciebie dumny, Livio.
          Przygryzła dolną wargę i spojrzała w pusty kubek. Westchnęłam i wstała od stołu. Włożyła brudne naczynia do zlewu i zaczęła je myć. Nie zwracała uwagi na protesty z jego strony. Dopiero, gdy wszystko doprowadziła do względnego porządku zaczęła wkładać na siebie płaszcz.
– Dokąd idziesz? – dobiegł ją głos z sypialni.
– Do szkoły…
– Przecież powiedziałem wczoraj, że cię odwiozę – zarzucił na ramiona ciemną, puchową kurtkę i wziął kluczyki z komody.

          Wyszli z mieszkania. Winda zawiozła ich na sam dół ogromnego budynku. Ukryła twarz w grubym szalu, a ręce jak to miała w zwyczaju, skryła głęboko w kieszeniach kurtki. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz. Nie było słów jakimi mogła opisać mu swoją wdzięczność. Wpatrywała się tylko w czubki swoich ciężkich, zimowych butów.
          Jadąc samochodem panowała cisza. Ona nie potrzebowała zbędnych słów, a on nie chciał zakłócać jej spokoju. Przemierzali ulice raz po raz zwalniając na sygnalizacjach świetlnych. Sporadycznie zmieniał biegi, a ona wpatrywała się w szybę. Minę miała jednak obojętną.
         
Zaparkował pojazd przed ceglanym budynkiem. Na dziedzińcu gromadziło się sporo osób. Ona wpatrywała się w nich przez szybę, następnie westchnęła.
– Dziękuję – szepnęła i nieznacznie się uśmiechnęła. Otworzyła drzwiczki i spojrzała na chłopaka. – Za wszystko – dodała, wychodząc z samochodu.

          Powolnie stawiała każdy krok. Wzrok utkwiła w kostkach pozbruku. Nie chciała widzieć tych wszystkich spojrzeń i komentarzy rzucanych pod jej adresem. Po prostu chciała znaleźć się w środku.
– Popatrz, popatrz – usłyszała głos.

          Miała nadzieję, że to nie w jej kierunku rzucane były słowa.
– Nasza Braun znalazła sobie gacha? Czy to twój nowy sponsor, Livko?

          Uniosła głowę. Zasznurowała usta, a ręce wcisnęła jeszcze głębiej w kieszenie. Posłała długonogiej blondynce znaczące spojrzenie. Odwróciła wzrok, wchodząc do budynku i powolnie wypuszczając powietrze z płuc.
          Zasiadła na swoim miejscu z tyłu klasy. Wyjęła potrzebne podręczniki i zeszyty, a następnie spojrzenie utkwiła w oknie. Jej wzrok tempo utkwiony był na zewnątrz szkoły. Czuła się okropnie. Słowa rzucane przez jej rówieśników, nie pomagały jej. Raniły jak sztylet. Ale przyzwyczaiła się już do tego. Przecież do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, prawda? Nigdy nikomu nie stawała na drodze, dlatego nie rozumiała, co Simon przeszkadzało w jej osobie.
          Do klasy zaczęli napływać uczniowie. Starała się nie rzucać w oczy. Rozbrzmiał dzwonek, a do klasy weszła nauczycielka.
         
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność. Każda kolejna lekcja wymagała większego skupiania i wysiłku. Przerwy również nie należały do najłatwiejszych. Chamskie docinki ze strony Simon i jej przyjaciół szło usłyszeć dosłownie wszędzie, nawet w toalecie.
         
Kiedy zabrzmiał dzwonek, który obwieszczał koniec zajęć chciała odetchnąć z ulgą. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić, ponieważ czekała ją kolejna ciężka chwila. Ten dzień zdawał się jej nie rozpieszczać.
         
Narzuciła na siebie płaszcz, a szyję szczelnie owinęła grubym szalem. Do uszu włożyła znalezione w torbie słuchawki i ruszyła do domu.
          Próbowała przygotować się na to, co może spotkać ją po przekroczeniu progu, jednakże nikt nie wie, co można spodziewać się po jej rodzicach.
          Przemierzała zatłoczone ulice zaśnieżonego miasteczka, opierając się wiatrowi, który wiał jej w twarz i utrudniał swobodne poruszanie się. Dość szybko dostrzegła budynek, w którym się wychowywała. Mała, obskurna kamienica, z której nie pamięta nic, co mogłoby wywołać cień uśmiechu na jej twarzy.
          Zmrużyła oczy. Szybkim ruchem wyjęła słuchawki z uszu i schowała je głęboko w torbie. Zwinnym krokiem przekroczyła próg kamienicy. Wspinała się po schodach, aż stanęła przed drzwiami mieszkania numer 7. Zacisnęła mocno powieki i zaczęła liczyć od dziesięciu do zera. To ją uspakajało. Nacisnęła klamkę.
          W domu panowała cisza. Powietrze nadal było gęste od dymu, ale tym razem szło przez nie coś zobaczyć i nie drażniło jej dróg oddechowych Serce miała w gardle, gdy stawiała kolejne kroki mierząc do małej kuchni.

____________________________________
Hej Kochane!
Zjawiam się z trójką.
Bardzo dziękuję Wam za tak liczne komentarze i tak wiele ciepłych słów, jesteście nieocenione! :* 
Bardzo dziękuję również za tyle motywujących słów, odnośnie egzaminów. Jakoś przeżyłam! :D 

Całuję! 
Kolorowa Biel

piątek, 17 kwietnia 2015

Druga rzeczywistość

          Leżała wpatrując się w sufit. Jej pierś powolnie podnosiła się i opadała. Nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Ciało jakby nie poddawało się rozporządzeniom mózgu.
– W porządku? – usłyszała jego szept.
          Głos nadal odmawiał posłuszeństwa, ale mięśnie i ścięgna pozwoliły, by przytaknęła skinieniem. Owinęła się cienką dzianiną leżącą w rogu łóżka i udała się do łazienki.
         
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Blada skóra nabrała blasku. Jej kościste ciało nie wydawało się już tak chłodne, jak zazwyczaj. W oczach pojawił się błysk. Czy to było właśnie szczęście? Jeśli tak, to dlaczego płakała? Dlaczego z jej oczu ciekły łzy? Szczęście przepełniało jej ciało, ale dusza była rozgoryczona.
         
Byli przyjaciółmi. On zawsze ją wspierał. Zawsze pocieszał. Pomagał w najgorszych momentach. A jeśli teraz wszystko się zmieni? Był jej powiernikiem, któremu mogła powiedzieć o wszystkim. Powierzyć każdy sekret. Kochała go. Kochała bardzo mocno. Dlatego nie mogła pozwolić, by wszystko, co do tej pory zbudowali, całe szczęście i wspomnienia zostały zaprzepaszczone. Weszła pod prysznic i odkręciła kurki. Usłyszała szum, a następnie na ciele poczuła gorące krople wody. Nałożyła na każdy milimetr skóry żel chłopaka. Nacierając się nim do nozdrzy uderzył jego zapach. Zapach, który zawsze utożsamiała właśnie z nim. Pozwoliła, by ciecz opłukała pianę. Wyszła spod prysznica i osuszyła się miękkim ręcznikiem. Ponownie spojrzała w lustro. Bała się opuścić pomieszczenia. Nie chciała, aby ich spojrzenia się skrzyżowały. Nie chciała, by wypowiadali zbędne słowa. Nie chciała, by i tak już niekomfortowa sytuacja zmieniła się w jeszcze bardziej niezręczną. Westchnęła i nacisnęła klamkę.
          Pokój był pusty. Owinięta białym ręcznikiem opuściła jego sypialnię.
         
Do jej uszu dotarł dźwięk muzyki, a do nozdrzy doszedł zapach smażonej jajecznicy. Niepewnie skierowała kroki do kuchni. Oparła się o futrynę drzwi, przygryzając dolną wargę. Nie odwrócił się nawet na sekundę, ale ona wiedziała, że na jego twarzy gości szeroki uśmiech.
– W drugiej szufladzie komody powinnaś znaleźć trochę twoich ubrań. Nigdy nie potrafisz upilnować swoich rzeczy – zaśmiał się i zerknął na nią.
          Odwzajemniła uśmiech i ponownie zniknęła w pokoju, z którego wyszła kilkadziesiąt sekund wcześniej. Odnalazła tam kilka swoich koszulek i bluz. Włożyła pospiesznie jedną z nich, a na nogi wciągnęła dżinsy, które do niedawna leżały obok łóżka.
          
Wychyliła się zza drzwi. Siedział już przy stole. Czekał na nią, by zacząć posiłek. Uśmiechnęła się do niego blado i opadła na krzesło po przeciwnej stronie stołu.
– Może to nie jakieś wykwintny obiad, ale lepsze to niż nic – uśmiechnął się unikając jej spojrzenia, wzruszył ramionami i wziął do ręki widelec.

          Wydawał się taki normalny, ale zarazem inny. Wyglądał jakby to, co faktycznie wydarzyło się jakiś czas temu nie miało w ogóle miejsca. Starał się tak wyglądać.
– Jest w porządku – zapewniła przeżuwając kęs posiłku.
– Jutro masz zajęcia od ósmej? – spytał jeszcze intensywniej wlepiając wzrok w talerz.
– Mhm – przytaknęłam.
– Zatem, odwiozę cię – oznajmił i po raz pierwszy od dłuższej chwili spojrzał w jej oczy.
– Stefanie, czy możemy nie udawać, że nic się nie stało?! – zirytowała się.

          Spojrzał na nią spiorunowany. Przełknął kolejną porcję jajecznicy, która zalegała mu w ustach. Nie wiedział, co ma powiedzieć. – Stało się – ponowiła swój monolog. – Stało się, a czasu nie cofniemy. Coś takiego nie powinno się wydarzyć. Jesteśmy przyjaciółmi. Jesteś najlepszym jakiego mam. Nie chcę tego zmieniać. Nie chcę tego kończyć. Kocham cię, Stefanie – szepnęła, na co chłopak wyprostował się jeszcze bardziej. – Kocham cię jak brata. Nie psujmy tego...
          Zaległa cisza. Nie była to ta niezręczna, krępująca, którą wszyscy pragną zakończyć jak najszybciej. Była swobodna.

– Spokojnie – uśmiechnął się i przykrył jej leżącą na stole dłoń swoją. – To nic nie znaczyło. Poniosło nas. Potrzebowałaś bliskości, a ja przesadziłem. 
– Nie mów tak! – obruszyła się. – Ja tego chciałam. To tylko i wyłącznie moja inicjatywa i bardzo za to przepraszam. Zapomnijmy, dobrze?
– Jasne – uśmiechnął się. – W telewizji zaczyna się niezły film. Masz ochotę obejrzeć? – sposób w jaki zmieniał temat był zbawienny, a zarazem delikatny.
– Nie. Przepraszam, ale muszę napisać pracę na jutro – wyjaśniła z lekkim uśmiechem ulgi.
– Hm, okej. Jeśli chcesz, idź do mojej sypialni. Tam powinnaś znaleźć nieco spokoju – powiedział podnosząc się z krzesła.
– A będę ci przeszkadzała moja obecność w salonie? – zapytała spoglądając na jego twarz.
          Pokręcił
przecząco głową uśmiechając się lekko. Wziął do rąk puste naczynia ze stołu. Szybko podniosła się z pozycji siedzącej i odebrała od niego naczynia.
– Ja pozmywam – oznajmiła.
– Nie żartuj, masz zajęcie. Bierz się do pracy.
– Ty przygotowałeś jedzenie, teraz moja kolej na domowe obowiązki – wyrwała skoczkowi naczynia z rąk. 
– Mam tak na ciebie patrzeć? – uniósł brwi ku górze.
– Mnie to nie przeszkadza – uśmiechnęła się przelotnie i włożyła naczynia do zlewu.

          Przez cały czas zmywała w kompletnym skupieniu. Na jej twarzy malowała się powaga. On zerkał na nią raz po raz, zastanawiając się nad czym rozmyśla. 
          Ona tymczasem myślała, co zrobiłaby, gdyby miała możliwość cofnięcia czasu. Pilot z małym guziczkiem „cofnij”. Wcisnęłaby go? Jeśli tak, to dlaczego wyczuwa pewne zawahania? Może zamieniłaby go na przycisk „powtórz”?
          Odłożyła mały ręczniczek na kuchenny blat i chwyciła swoją torbę leżącą w przedpokoju. Wyjęła z niej potrzebne przybory do wykonania zadanej pracy. Przysiadła na podłodze, rozłożyła notes oraz kilka książek na stole i zaczęła pieczołowicie coś notować, raz na jakiś czas zerkając do jednej z książek.
          On patrzył się tempo w telewizor. Nie trafiało do niego nic, co działo się na płaskim ekranie. Rozmyślał. Nie wiedział, jak odnaleźć się w tej sytuacji. Powiedział jej, że to nic nie znaczyło. Ona ze swojej strony wyraziła to samo. Ale czy rzeczywiście tak było? A może jednak ta przygoda coś dla niego znaczyła? Może znaczyła coś dla nich obojga?
          Zamknęła książki, a film w tym samym momencie dobiegł końca.
– Pójdę uszykować ci świeżą pościel. Ja prześpię się na kanapie – rzucił pocierając dłońmi o uda i podnosząc się do pozycji stojącej.
– Nie musisz tego robić. To ja zwaliłam ci się na głowę – wyszeptała. – Prześpię się na kanapie.
– Żaden problem – uśmiechnął się i skrył się za drzwiami sypialni.

          Przygryzła dolną wargę. Była sfrustrowana. Nie potrafiła konkretnego powodu owej frustracji. Czuła, że to najzwyczajniej w świecie ją przerosło. Ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się bezgłośnym płaczem. Myślała, że on tego nie widzi. Myślała, że nadal przebywa w swojej sypialni. Myliła się. Widział wszystko. Cicho podszedł do niej i zagarnął ją mocno do swojego ciała. 


__________________________
Hej Kochane! :*
Przybywam z dwójeczką. ;)
Co myślicie?
Wszelkie opinie są na wagę złota, nawet te krytyczne. :)

Przepraszam Was, w weekend postaram się nadrobić wszystkie zaległości. Zrobię to w miarę możliwości, ponieważ przede mną pracowity weekend, gdyż zbliżają się egzaminy gimnazjalne. :)
Bardzo Was proszę, trzymajcie za mnie kciuki. :))

Mam jeszcze jedną prośbę... :)
Proszę, reklamować się w zakładce "Wy". To bardzo ułatwi mi zaglądanie na Wasze blogi. :*
Całuję!
Kolorowa Biel ❤

wtorek, 7 kwietnia 2015

Pierwsza rzeczywistość

          W drzwiach stanął brunet. Miał potargane włosy, a ubrany był w luźny T-shirt i jasne dresy. Jego ciemne tęczówki lustrowały jej postać. 
– Olivka? Co się stało? Wchodź szybko – odsunął się, by mogła swobodnie przejść. Zamknął za nią drzwi i spojrzał na jej twarz z zatroskaną miną. – Rozbierz się, zrobię nam herbatę.
         
Wykonała jego polecenie. Zdjęła ciężką kurtkę i powiesiła ją na wieszaku w przedpokoju. Powolnym krokiem podążyła do kuchni. Patrzyła na niego ze smutkiem, żalem i rozczarowaniem. Podszedł do niej i mocno przyciągnął do siebie. Oparł brodę o jej głowę, a ona wtuliła się w jego tors. Tkwili w uścisku tak długo, aż gwizdek czajnika nie zaczął dawać o sobie znać. Odsunął się od niej i lekko uśmiechnął, a następnie odszedł zalać wrzątkiem torebeczki herbaty umieszczone w kolorowych kubkach. Czasami wystarczył jego jeden uśmiech, by dodać jej odrobinę optymizmu. Wziął do rąk naczynia z gorącym napojem i gestem głowy wskazał, aby udała się za nim.
          
Weszli do salonu i oboje spoczęli wygodnie na skórzanej kanapie. Podał jej parujący kubek, wziął swój ze stolika, po czym wlepił w nią wzrok.
– Co się stało? – zapytał z troską, której wówczas potrzebowała.
– Czy ja jestem, aż tak beznadziejna? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a jej wzrok utkwiony był w bliżej nieokreślony punkt. – Czy mnie nie należy się trochę ciszy, spokoju i wyrozumienia?

          Patrzył na nią uważnie. Śledził każdy grymas jej twarzy. Przyglądał się każdemu napinającemu się mięśniowi.
– Jesteś wspaniała i nic ani nikt nie jest w stanie tego podważyć – lekko się uśmiechnął. – Czyżby kolejny problem z rodzicami? – przejrzał ją, a subtelny uśmieszek spełzł mu z twarzy, ustępując miejsca powadze.
         
Pokiwała potwierdzająco głową. Znał ją lepiej niż ona sama siebie. Skąd taka pewność? Potrafił uznać, że Olivia jest smutna, jeszcze nim ona przyznała się do tego sama przed sobą. Potrafił rozbawić ją, gdy tego potrzebowała. Potrafił zachować spokój, kiedy wiedział, że za chwilę wybuchnie. Potrafił także załagodzić jej frustrację. To był prawdziwy przyjaciel.
– Obiecali mi, że przestaną pić. Obiecali, że teraz będzie inaczej. Obiecali, że będą, kiedy będę tego potrzebowała. Wytrzymali tydzień. Tydzień, rozumiesz? Dziś wróciłam do domu i znów zastałam ten sam obrazek, który codziennie widzę od dziesięciu lat. Jak ja mam im ufać? – oczy szkliły jej się od łez.
          Kiedyś obiecała sobie, że nie będzie płakać przez rodziców. Że uodporni się na nich. Nic bardziej mylnego. Każdy kolejny wymierzony przez nich cios kończy się bólem i strumieniami łez.
– Nie możesz ich obwiniać. To choroba. Nikt nie może za chorobę – mówił spokojnie, tak jakby chciał ją wyciszyć swoim głosem.
– Nie broń ich, Stefanie! Sami zgotowali sobie taki los! To wszystko odbija się rykoszetem na mnie! Czy ty tego nie widzisz? Zniszczyli mi całe dzieciństwo. Nie przyprowadzałam do domu koleżanek. Nie dlatego, że wstydziłam się tego gdzie mieszkam, ale raczej z kim mieszkam – jej zdenerwowany głos z każdym kolejnym słowem zamieniał się w szloch i coraz głośniejszy pisk.
– Hej, ja ich nie bronię – położył swą dłoń na jej kolanie. – Wiem, że zniszczyli ci życie, że jest ci z tym ciężko, ale wiem też, że sobie poradzisz. Dlaczego? Bo w życiu nie widziałem odważniejszej osoby – spojrzał w jej jasne tęczówki, uniósł nieznacznie kącik swych ust i zacisnął trzymaną na jej kolanie dłoń.
– Dziękuję – wyszeptała i schroniła się w jego ramionach.

          Zapach jego onieśmielających perfum i dotyk jego mięśni pod cienką koszulką sprawiły, że poczuła się bezpieczna.
         
Odsunęli się od siebie, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Na jego twarzy malowało się opanowanie, a oczy wręcz emanowały spokojem. Zahipnotyzowała się jego tęczówkami. Błyszczały jak gwiazdy, a ich ciemny kolor przypominał nocne, bezchmurne niebo.
– Mogę dziś tutaj zostać? – wychrypiała.
– Jasne. Ten dom jest też twoim domem – wypowiedzieli swoje kwestie, jakby nauczyli się ich na pamięć. Nadal zachowywali kontakt wzrokowy.

         
Jakiś niewytłumaczalny impuls zawładnął jej ciałem i umysłem. Przysunęła twarz do jego twarzy, a na ustach złożyła niepewny pocałunek. Nie wiedziała, co robi, ale wiedziała, że tego potrzebuje.
          Dopiero kiedy odwzajemnił pieszczotę, pogłębiła ją. Ich pocałunek stawał się coraz zachłanniejszy, drapieżniejszy, ale w pewnym stopniu subtelny.
– Chodźmy – mówiła między pocałunkami i wskazała na drzwi prowadzące do sypialni skoczka.
– Jesteś pewna? – zaprzestał na chwilę pocałunkom i spojrzał na nią unosząc pytająco brwi.
         
Pochyliła się nad nim i ponownie złączyła ich wargi.
– Jestem – wyszeptała.

_________________________________________
Hej Kochane! :*
Zjawiam się z jedyneczką.
Co sądzicie? :)

Chciałam też bardzo Wam podziękować za taką ilość wyświetleń i komentarzy pod prologiem. Niesamowicie zmotywowałyście mnie do pisania. Czytałam każdy komentarz z uwagą i za każdym razem robiło mi się cieplutko na serduszku. ❤ Nie ma lepszych od Was Moje Drogie! :*

Zjawiam się akurat dziś, ponieważ chciałbym zadedykować tą pierwszą rzeczywistość Szalonej Fanatyczce z okazji jej 16-tych urodzin! ❤❤
Wszystkiego najlepszego! :*
Całuję!
Kolorowa Biel ❤

środa, 1 kwietnia 2015

Początek rzeczywistości

          Kolejny raz wróciła do domu. Kolejny raz zastała niepożądany widok. Matka leżała przy stole, twarz ukrytą miała między rękoma. Ojciec siedział na stołku i spał, a w dłoni trzymał niedopałek papierosa. W mieszkaniu powietrze było gęste. Dym papierosowy i swąd alkoholowy zbudzały w niej falę niepohamowanego obrzydzenia.
         
Patrzyła na obrazek, który tak świetnie znała. Patrzyła na obrazek, którego nienawidziła. Patrzyła na ludzi, których szczerze zaczynała nienawidzić. Pokręciła z rozżaleniem głową i chwyciła swoją torbę.
          
Wybiegła z domu zostawiając rodziców samych sobie. Musiała przemierzać życie sama. Nie mogła na nich liczyć. Nie mogła na nich liczyć już od bardzo dawna. Dlaczego, więc oni mieli liczyć na nią? Na jakąkolwiek pomoc z jej strony? Zbiegając po obskurnej klatce schodowej jednej z kamienic obijała się o ściany. Nie potrafiła zapanować nad tempem, jakie sobie narzuciła. Jej nogi zbiegały samodzielnie, bez żadnej kontroli.
         
Przemierzała zatłoczone ulice delikatnie ocierając łzy. Nie była w stanie ich powstrzymać. Ukryła twarz w grubym szaliku i przyspieszyła kroku.
         
Od dawana marzyła, by mieć spokojne, normalne życie. Chciała być otoczona miłością i troską. Chciała, by ktoś się o nią martwił. Chciała, by choć raz któreś z rodziców zadzwoniło do niej, gdy zbyt długo nie było jej w domu. Po prostu chciała być kochana.
         
Przystanęła na chodniku i przyglądała się eleganckiemu, dużemu budynkowi. Wzięła głęboki oddech i weszła do obiektu, który jeszcze przed chwilą bacznie obserwowała. Zmierzyła w stronę windy. Drzwi się rozstąpiły, weszła i wcisnęła odpowiedni przycisk. Spojrzała na swoje odbicie w lustrzanej powłoce. Włosy miała rozwiane i trochę potargane. Twarz była nieludzko blada, a oczy niebywale smutne. Schowała roztrzęsione dłonie w kieszeniach kurtki i zacisnęła je w pięści. Winda przystanęła, a drzwi ponownie się rozsunęły.
          Wyszła z niej i przemierzyła jasny korytarz. Stanęła przy drewnianych drzwiach ze złotą liczbą „36”. Wypuściła z płuc powietrze i wcisnęła dzwonek. 

 __________________________________________
Witajcie Kochane! :)
Przybywam do Was z nowym opowiadaniem. :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Piosenka w zakładce "♫" nie jest obojętna, bo to właśnie przy niej wpadł mi do głowy pomysł tego opowiadania.

Czekam na Waszą reakcję i opinię. :*
Całuję!
Kolorowa Biel