piątek, 26 czerwca 2015

Dziesiąta rzeczywistość

          Przeszywający ból pulsował w jej skroniach. Zbudziła się z lekkim syknięciem. Promienie słońca wpadające do jej sypialni uniemożliwiło jej otworzenie oczu. Zacisnęła mocno powieki, a następnie powolnie spróbowała otworzyć oczy. Przetarła dłonią twarz podnosząc się z łóżka. Wyjęła z szafy spodnie i bluzkę. Na ramiona założyła dłuższy sweter. Przekręciła klucz w drzwiach i wyjrzała na mały korytarzyk.
          Z pokoju rodziców dobiegał ją dźwięk telewizora, a w kuchni słyszała krzątanie mamy. Westchnęła ciężko i szybkim krokiem skryła się w łazience.
          Zrzuciła z siebie stary, rozciągnięty sweter i bieliznę. Weszła pod strumienie wody. Parzyła jej skórę, jednocześnie powodując rozluźnienie wszystkich mięśni. Nałożyła na siebie żel i wmasowała go w każdy milimetr swojego ciała. Jego truskawkowa woń dotarła do jej nozdrzy, powodując, iż wszystkie myśli wypadły jej z głowy. W długie, ciemne włosy wmasowała szampon, a następnie spłukała pianę z ciała jak i z włosów.
          Zakręcając kurki, chwyciła ręcznik. Osuszyła nim ciało, a następnie owinęła się go dookoła swojej talii. Stanęła przed lustrem. Niesforne kosmyki jej mokrych włosów opadały na jej twarz. Chwyciła szczoteczkę i pastę do zębów, zaczęła je starannie czyścić.
          Zastanawiało ją, co on robi. Nie miało to żadnych podtekstów, zwyczajnie zastanawiało to ją. Niedługo wyjedzie. Ma swoje życie. Konkursy, skoki, zwycięstwa, medale, to było jego życie. Nie mogła oczekiwać od niego, że zrezygnuje ze swojej pasji, z czegoś, co kocha nad życie, właśnie dla niej. Nawet sama tego nie chciała. Była smutna. Nie wiedziała, kiedy znów się z nim zobaczy, nie wiedziała czy po konkursie wróci od razu do domu czy pojedzie dalej. Nie wiedziała zupełnie nic.
          Wiedziała jednak, że tym razem nie będzie mogła do niego zadzwonić czy chociażby wysłać głupiej wiadomości. Chciała, by koncentrował się na swoich celach. Nie chciała, zawracać mu głowy sobą i swoimi zmartwieniami. Pomyślała, że Lepiej będzie, jeśli przestanie się z nim widywać. Dlaczego? Odpowiedź jest równie prosta. Na wszystkich sprowadza to kłopoty, a w szczególności na jej osobę. Skądś, sama nie wiedziała skąd, w ludziach bierze się wiele zawiści, jadu, złości, nie wiedziała jak to nazwać. W każdym razie każda z tych emocji wyczerpywała ją dosadnie. Nie potrafiła przebrnąć przez ten mur, który ułożyli przed nią rodzice, znajomi ze szkoły. Przez mur, który zafundowało jej życie. Wiedziała, że jeśli da mu spokój, będzie o wiele szczęśliwszy, nie będzie musiał zatracać się w jej smutkach, troskach i problemach. Może znalazłaby wówczas w sobie tyle siły, by zmusić się do normalnego egzystowania ze swoimi rodzicami? Może, gdyby poczuła się samotna, bez niego u boku, byłoby jej łatwiej, choć odrobinę naprawić stosunki między nią, a rodzicami? A przede wszystkim, to on mógłby żyć normalnie. Ciesząc się skokami, triumfami, kobietami u swego boku, a co najważniejsze nie musiałby ingerować w tak popaprane sprawy, jak jej.
          Odłożyła szczoteczkę na miejsce i otarła usta. Włożyła na siebie ubrania. Przetarła mokre włosy ręcznikiem i wyszła z łazienki. Bez jakichkolwiek emocji weszła do kuchni.
          Matka siedziała przy stole. Kroiła warzywa. Słysząc, że córka przekracza próg pomieszczenia, podniosła wzrok, ale nie zaprzestała swojej pracy.
– Cześć kochanie, jak minęła noc? – zapytała jak gdyby nigdy nic.
          Zacisnęła zęby, by nie wypowiedzieć przez nikogo niepożądanych słów. Wyjęła z szafki podłużną szklankę. Ścisnęła ją mocniej, słysząc kolejne słowa matki.
– Rozumiem, że nie najlepiej – udawała zmartwioną.
          Nalała wody do szklanego naczynia, a następnie sięgnęła do koszyczka, który znajdował się na uboczu blatu. Zaczęła szukała środka przeciwbólowego, który powinien tam być. Jednak życie nie składa się z powinności. Nie było, żadnego proszku na ból głowy. Westchnęła przymykając powieki oczu.
– Wczorajsza impreza chyba się udała – usłyszała złośliwość matki.
– Wasza też – odwróciła się gwałtownie.
– O czym ty mówisz?
– Myślisz, że nie widziałam, w jakim stanie był wczoraj ojciec? – wycedziłam. – Nieźle zabalowaliście – uniosła szklankę do ust.
– Nie mierz wszystkich jedną miarą, Livio – chłodny głos rodzicielki wywołał na jej skórze gęsią skórkę.
– Wy przecież robicie to za każdym razem – powiedziała, z hukiem odkładając szklankę na kuchenny blat i wychodząc z pomieszczenia.
          Zamknęła drzwi pokoju i opadła na łóżko. Oddychała głęboko. Usłyszała dźwięk telefonu. Odnalazła go w pościeli. Zerknęła na ekran. Uśmiechał się do niej. Czekał, aż odbierze połączenie. Westchnęła. Jeszcze przed chwilą przecież o nim myślała. Z goryczą w ustach przesunęła długim palcem po ekranie zakańczając połączenie, a następnie wyciszyła telefon.
          Podniosła się z łóżka. Chwyciła torbę i przewiesiła ją przez ramię. Uchyliła okno i wyszła z pomieszczenia. Zatrzymała się przy drzwiach wyjściowych. Włożyła na nogi ciężkie, zimowe buty, a na ramiona zarzuciła równie ciężki płaszcz. Zapięła się pod samą szyję, owinąwszy ją grubym szalem. Bez słowa opuściła mieszkanie.
          Dzień był mroźny. Znacznie mroźniejszy od wczorajszego. Słońce zaszło za chmury i zerwał się wiatr. Pogoda zmieniała się z minuty na minutę. To zabawne, ale jej życie można było porównać do pogody.
          Wolno stawiały kroki. Nie spieszyła się nigdzie. Po co miała wracać do tego znienawidzonego miejsca? Do tych znienawidzonych ludzi, których powinna nazywać rodzicami?
         
Zatrzymała się przed sklepem spożywczym. Spojrzała na jego szyld. Popchnęła ciężkie drzwi i weszła do środka, biorąc do prawej ręki koszyk. Spacerowała po sklepie, choć i tak dobrze wiedziała, co zamierza kupić. Stojąc obok regału z napojami, chwyciła wodę mineralną.
          Szła obserwując kolorowe, pięknie wyeksponowane papierki, w które zawinięte były najróżniejsze pyszności, kiedy poczuła, że wpada na coś twardego. Gdyby osoba, z którą się zderzyła nie chwyciła ją za nadgarstek z pewnością upadłaby na zimną posadzkę.
– Olivio – usłyszała.
          Podniosła wzrok i zauważyła go. Jego tęczówki badały każdy milimetr jej ciała. Tyle, że była jedna, zasadnicza różnica. Nie było w nich już tej iskry, tej radości. Malował się w nich raczej smutek.
– Przepraszam, nie zauważyłam cię – nie skłamała.
– Dzwoniłem do ciebie, ale odrzuciłaś połączenie. Próbowałem znowu, ale nie odbierałaś. Myślałem, że coś ci się stało – powiedział.
          Sama nie wiedziała dlaczego, ale dotknęły ją te słowa. Jej powieki zwężyły się tak mocno, że zamiast pięknych, niebieskich tęczówek można było dostrzec tylko wąskie szparki.
– Tak? I co, chciałeś mnie ratować w sklepie spożywczym? – wydusiła z siebie.
          Popatrzył na nią z niekrytym zaskoczeniem.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że gdyby faktycznie coś mi się stało nikt nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Ani ty ani nikt inny, a w szczególności moi rodzice – wycedziła wściekła.

          Odłożyła zalegającą w koszyku wodę na pierwszy lepszy regał i opuściła go żwawym krokiem. Szybkim ruchem odłożyła czerwony koszyczek i pociągnęła drzwi w swoją stronę. Owiał ją zimny wiatr. Zakręciło jej się w głowie. Potrząsnęła nią, jakby to miało w czymś pomóc.
          Ruszyła przed siebie żwawym krokiem. Obraz zamazywał jej się przez napływające do oczu łzy. Usłyszała swoje imię. Wiedziała, że kroczy za nią, że chce z nią porozmawiać. Przyspieszyła. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła biec.
          W pewnym momencie chodnik był oblodzony. Poślizgnęła się i nie potrafiąc utrzymać upadła z impetem na kostkę.
– Livio! – usłyszała nad sobą.
          Upadł na kolana i chwycił nogę, za którą kurczowo się trzymała.
– Nic ci nie jest? – zapytał poważnie.
– Zostaw mnie! – wrzasnęła.
          Łzy zawładnęły nią całkowicie. Szloch wstrząsał jej wątłą sylwetką. Nie potrafiąc patrzeć na niego, spuściła wzrok i zacisnęła mocno powieki.
          Patrzył na nią i nie wiedział, co powinien zrobić. Nachylił się nad nią i mocno przycisnął do swojej piersi. Krzątała się. Wierciła. On jednak nie dawał za wygraną. Chciał, żeby się uspokoiła. Chciał, żeby wiedziała, że jest przy niej. Kiedy przestała stawiać opór, kiedy się uspokoiła, odsunął się od nie i nadal trzymając rękę na jej ramieniu spojrzał jej w oczy.
– W porządku? – zapytał.
– Nie, nic nie jest w porządku! – odburknęła spoglądając w bok.
– Co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś?
– Nie powinniśmy się więcej spotykać, Stefanie – wycedziła, zdobywając się na spojrzenie w jego ciemne tęczówki.
– Jak to? – wyglądał, jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. – Co się stało? Dlaczego?
– Wszystkim to przeszkadza – jęknęła.
– Ale nie patrzmy na innych. Jesteśmy przyjaciółmi, to jest ważne – mówił z wyraźną paniką w głosie.
– Oni zatruwają mi życie – wyznała.
– Kto? Kto taki?
– Wszyscy.
– Nie patrz na nich. Przecież chcesz się ze mną widywać, prawda? – głęboko patrzył jej w oczy.
          Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu. Wzięła głęboki oddech i pokręciła przecząco głową. Robiła to bardzo wolno, niepewnie, jakby sama w to nie wierzyła. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na swoją obolałą nogę.
– Powinnam już iść – powiedziała w końcu.
– Może zawiozę cię do szpitala? Myślę, że tę kostkę powinien obejrzeć lekarz – powiedział przerzucając wzrok z niej na nogę.
– Nie, dam sobie radę. Dziękuję – powiedziała próbując wstać
         
Skrzywiła się tylko, mocno syknęła i opadła z powrotem na chodnik. Nie lubił patrzeć na jej ból. Na jej cierpienie.
– Myślę, że jednak potrzebujesz pomocy – powiedział, biorąc ją na ręce.
– Co ty wyprawiasz?
– Jeśli nie chcesz pomocy, sam ci jej udzielę – powiedział, kierując się z nią w stronę, gdzie zaparkował swój samochód.
         
Nie uszedł jego uwadze fakt, że dziewczyna jest bardzo lekka. Praktycznie nie czuł jej ciężaru. Zaniepokoiło go to.
– Chyba sobie żartujesz – spytała drżącym głosem.
– Wyglądam, jakbym żartował? – uniósł pytająco brew.

          Skinęła głową i odwróciła wzrok od jego twarzy. Biła się z myślami. Każda myśl zostawiała na niej swój odcisk. Były to grymasy, smutne spojrzenia, czy choćby ciche westchnienia.
          Podeszli do samochodu i otworzył drzwi. Posadził ją na przednim siedzeniu pasażera, zapiął jej pas i okrążył samochód. Usiadł za kierownicą i włożył kluczyk do stacyjki. Zapalił silnik i zapiął swój pas.
– Dokąd mnie zabierasz? Muszę iść – powiedziała krzyżując ręce na piersi.
– Nie marudź
– Mam cię dość – wycedziła przeciągając pas.
– To ciekawe… – mruknął do siebie.
          Rzuciła mu wymowne spojrzenie. Oparła się wygodnie o fotel, a głowę położyła na wezgłowiu. Westchnęła. Wyjrzała przez boczną szybkę i do końca drogi nie odezwała się do niego ani słowem. Nie nalegał. Wiedział, że czasami potrzebuje trochę ciszy, żeby się uspokoić. Znał ją dość dobrze.
          – Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała z oburzeniem, lustrując ogromny budynek przed sobą.
– Ktoś musi ci prześwietlić tę kostkę – powiedział zamykając za sobą drzwi do samochodu.
– Nigdzie nie idę – powiedziała, gdy otworzył drzwi po jej stronie.
– Mylisz się – powiedział odpinając jej pas i znów biorąc ją na ręce.
– Przestań – szepnęła.
          Zignorował jej protesty, zamknął samochód i wszedł do budynku. Było w nim stosunkowo mało osób. Posadził ją na jednym ze szpitalnych krzeseł, przykucnął przed nią i nakazał siedzieć spokojnie.
          Podszedł do miłej kobiety, która siedziała za pulpitem i odbierała, co chwilę dzwoniący telefon. Przedstawił jej zaistniałą sytuację, a ona niezwłocznie poprosiła lekarza. Nie musieli długo czekać. Zjawił się uśmiechnięty, młody mężczyzna. Poprosił, by weszli za nim do gabinetu.
          Rzuciła mu jedno spojrzenie, którym mogłaby zabić ludzi na odległość kilku kilometrów, zawiesiła mu się na szyi i weszła do pomieszczenia.


~***~

          Odwrócony do nich plecami lekarz, przyglądał się zdjęciu rentgenowskiemu. Westchnął i odwrócił się do nich siadając za biurkiem.
– Mam dla pani niezbyt miłą wiadomość – powiedział. – To skręcenie. 
– Cudownie – bąknęła, opadając na oparcie krzesła.
– Ale spokojnie, głowa do góry. Usztywnimy kostkę na tydzień, a później będzie wszystko okej – uśmiechnął się. – Chłopak będzie mógł się wykazać – zaśmiał się lekko. 
– To nie mój chłopak – wycedziła.
– Przepraszam, nie chciałem być wścibski – spoważniał.
         
W samochodzie panowała cisza. Żadne z nich nie zdobyło się na jej przerwanie. Zwykle nie przeszkadzał im brak wypowiedzianych słów. Teraz była to niezręczna cisza.
– Do mnie skręca się tutaj – wskazała skręt, który właśnie minęli.
– Nie jedziemy do ciebie – uniósł lekko kąciki ust.
         
Nie odezwała się, gdy zaparkował przed swoim domem. Wyszedł z samochodu i pomógł jej się podnieść z miejsca. Nie chciał, żeby nadwyrężała nogę, więc zamknąwszy samochód znów wziął ją na ręce.
– Masz dziś dodatkowy trening.
– Nie wiesz o czym mówisz – zaśmiał się.

         
Zmarszczyła brwi. 

– Ty nic nie ważysz – wyjaśnił.
– A to ma być komplement czy obelga?
– Potraktuj to jak chcesz – wcisnął przycisk windy, a uśmieszek nie schodził z jego twarzy.

         Postawił ją na posadzce przed swoim mieszkaniem, by otworzyć drzwi. Zaprosił ją gestem ręki do środka.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – przygryzła płatek dolnej wargi.
– Daj spokój. Odwiozę cię wieczorem – powiedział.

          Kolejny raz biła się z myślami. Miała zaprzestać ich spotkaniom. Miała się z nim nie kontaktować, a kiedy kolejny raz się zjawił, znów nie potrafiła mu odmówić. Pokiwała twierdząco głową i wsparta na jego ramieniu przekroczyła próg mieszkania.
________________________
Hej Słoneczka! ☀☀☀
Tą dziesiąteczką witamy wakacje! :D
Jak się czujecie z tą świadomością, że czekają nas dwa miesiące błogiej laby? :D
Jak dla mnie to troszkę smutno, bo właśnie rozstałam się z najlepszą klasą pod słońcem... ale będzie dobrze, prawda? :))

Jak podoba Wam się powyższe coś?
Ja nie potrafię opowiedzieć się dobrze na temat tego czegoś, ale może Wy znajdziecie choć iskierkę pozytywu w tej rzeczywistości. ;)
Macie jakieś prognostyki na kolejny rozdział?
Może jakieś pomysły? ;))

Życzę udanego świętowania końca roku szkolnego! :* 

PS. Pod Waszymi rozdziałami zjawię się niebawem, ponadrabiam wszystko. Obiecuję! W końcu mamy teraz duużo wolnego! :D 
Całuję!
Kolorowa Biel ❤

piątek, 19 czerwca 2015

Dziewiąta rzeczywistość

          Nie wiedziała, co może rozumieć przez słowa, które wydobyły się w jego ust. Odskoczyła od niego jak poparzona. Spojrzała na niego.
– Co masz na myśli? – zapytała.
– Spokojnie – powiedział gładząc jej kolano. – Zaczynają się zawody. Nowy sezon.
– Mhm. Rozumiem – burknęła.

          Ale czy rozumiała? Z pewnością. Wiedziała, że skoki to jego życie. Wiedziała, że stawia je bardzo wysoko. Wiedziała, że jest głodny skoków. Głodny zwycięstw.
– Na treningach idzie mi coraz lepiej, czas przekonać się o moich siłach na zawodach – powiedział.
– Będziesz najlepszy, jestem tego pewna – uniosła nieznacznie kąciki ust.
– Uśmiechnij się – powiedział dotykając jej policzka.
– Uśmiecham się – kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej.
– Ale tak szczerze – szepnął.
– Nie mogę – wydusiła z siebie, a niewyraźny uśmiech spełzł jej z twarzy. – Nie mogę, bo wiem, że kiedy wyjedziesz oszaleję.
         
Tym razem to on nie wiedział, co ma rozumieć przez te słowa. Uniósł brwi ku górze i czekał, aż go oświeci.
– To znaczy. Nie będę miała odskoczni. Nie będzie miał mnie kto denerwować – szturchnęła go w bok. – Będę tęsknić.
– Spokojnie, jeszcze nie wyjeżdżam – uśmiechnął się.
– No właśnie, kiedy wyjeżdżasz?
– Za tydzień – powiedział.
– Szybko – zauważyła.
– Ale wrócę równie szybko – zapewnił.
– Mhm – potaknęłam i znów przyłożyła policzek do jego torsu.
         
Lubiła czuć jego ramię na swoim ciele. Lubiła czuć jego zapach w swoich nozdrzach. Lubiła widzieć jego uśmiech. Lubiła czuć bicie jego serca. To wszystko dodawało jej otuchy. Pomagało zwalczać problemy. Było jej przykro. Nie chciała, żeby wyjeżdżał. Nie chciała, żeby ją zostawiał. Jednakże wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Wiedziała, że nie jest w stanie zrezygnować ze swojej pasji. Ona z pewnością też by tego nie zrobiła.

          Siedzieli w milczeniu, wpatrując się przed siebie. Kreślił delikatne kółka na cienkim materiale koszulki przykrywającej jej ramię. Uśmiechał się do siebie. Lubił takie chwile. Lubił popołudnia spędzone w jej towarzystwie
– To, co robimy? – zapytał w końcu.
– Nie wiem. A co chcesz robić? – zapytała nie unosząc głowy.
– A na co masz ochotę?
– Sama nie wiem – westchnęła.
– Może pójdziemy na spacer? – zaproponował.
– Jest zimno – odparła.
– A może pójdziemy do kina?
– Nie ma nic ciekawego – skwitowała.
– Może przejażdżka samochodem?
– W okolicy nie ma nic ciekawego – ucięła.
– No to co chcesz robić? – zapytał zrezygnowany.
          Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i spojrzała na niego.
– Chcę po prostu spędzić z tobą trochę czasu – powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach.
– W takim razie chodźmy coś zjeść – rzucił.
– Mam lepszy pomysł. Przygotujmy coś tutaj – zaproponowała.
– Gotowanie z tobą? – uniósł brew.
– Coś ci nie pasuje? – zapytała.
– Cudownie – powiedział i przelotnie pocałował ją w czubek głowy.
          Zaczęli się śmiać. Uniosła lekko jego koszulkę odsłaniając kawałek umięśnionego brzucha. Spojrzał na nią poważnie. Zapadła cisza. Oboje byli bardzo poważni. Jej dłoń powoli się poruszyła. Nie wiedział, czego może się spodziewać. Po sekundzie wybuchł śmiechem. Dziewczyna zaczęła go łaskotać. Nie został jej dłużny. Łaskotali się przez dłuższą chwilę, aż w końcu wylądowali na miękkim dywanie.
          Przygniótł ją swoim ciałem. Podparł się na łokciach i spojrzał na jej twarz. Odgarnął kilka niesfornych kosmyków z jej buzi i spojrzał w jej jasne tęczówki. Były piękne. Zbliżył swoje wargi do jej i złączył je w subtelnym pocałunku. Jakaś niewidzialna siła wręcz ciągnęła go do niej. Nie potrafił tego opisać, ale jednocześnie nie potrafił też temu zaprzestać. Rozłączył ich wargi i spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem. Westchnął.
– No, to zabierajmy się do roboty! – powiedział energicznie wstając i wyciągając dłoń, by pomóc jej wstać.

          Ujęła wysuniętą w jej stronę rękę i zwinnym ruchem podniosła się do pozycji stojącej. Poszła za nim do kuchni i oparła się tyłem o blat.
– Co robimy? – zapytała.
– Co ty na zapiekankę? – zapytał otwierając lodówkę.
– Jestem na tak.
– Świetnie bierz nóż, zaraz podam ci warzywa.
          Wspólnie przygotowywali posiłek. Śmiali się i żartowali. Śmiech zakończył się, gdy skaleczyła się w palec. Upuściła nóż i głośno syknęła.
– Co się stało?! – zapytał, pospiesznie podchodząc do niej.
– Nic takiego – potrząsnęła ręką.
– Skaleczyłam się tylko.
– Pokaż – zażądał.
– Spokojnie, to nic wielkiego – zapewniła.
– Pokaż – powiedział wyciągając dłoń, by pokazała mu ranę.
          Westchnęła i położyła rękę na jego dłoni. Przyjrzał się jej. Skrzywił się w grymasie bólu i zniknął w korytarzu. Zastanawiała się, co też znowu wymyślił. Po chwili zjawił się powrotem, trzymając w prawej ręce apteczkę. Uniosła brew w geście niedowierzenia.

– No co? Trzeba to opatrzyć. Jest dość głęboka – powiedział, wyciągając wodę utlenioną.
– Przesadzasz – powiedziała nadstawiając skaleczony palec.
         
Syknęła z bólu i skrzywiła się. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie. Zwinnie opatrzył ranę plastrem i odłożył apteczkę na swoje miejsce. Ona wstała i umyła nóż pod bieżącą wodą. Wytarła go w ręczniczek i usiadła na swoim miejscu.

– O nie, nie będziesz już miała styczności z takimi narzędziami! – zawołał w wejściu.
– Dlaczego?! – oburzyła się.
– Bo nie umiesz się nimi posługiwać – uciął.
          Popatrzyli na siebie z ukosa. Żadne z nich nie dawało za wygraną i wpatrywało się w drugiego jeszcze intensywniej. W końcu złość przerodziła się w śmiech. Śmiech, który towarzyszył im przez resztę wieczoru.  



~***~

          Stanął przed kamienicą. Zgasił silnik i spojrzał na nią. Nadal siedziała w tym samym miejscu pasażera tuż obok niego. Nie rozpięła pasów. Po prostu wpatrywała się w przednią szybę. Poruszył się w fotelu i również utkwił wzrok w przedniej szybie.
– Jesteśmy – powiedział.
          Obserwował ją katem oka. Pokiwała głową. Nie poruszyła się. nie odrywała wzroku od szyby. Zastanawiało go, co krąży po jej głowie.

– Dziękuję – powiedziała w końcu powolnie zwracając się w jego stronę. – Ten dzień był naprawdę udany.
– Nawet patrząc przez pryzmat tego? – wskazał na opatrzony palec dziewczyny.
– Nawet. Nie pierwszy i nie ostatni raz – uśmiechnęła się blado.
– W takim razie musimy go powtórzyć.
– Z pewnością – szepnęła.
          Patrzyli na siebie przez chwilę. On uwielbiał patrzeć na jej twarz, a ona nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Oboje nie chcieli przerywać tego momentu. W końcu westchnęła i przeczesała dłonią gęste włosy na głowie.

– Wiem, że powiedziałam, że już więcej tego nie zrobię, ale nie mogę – wydusiła z siebie.
         
Zmarszczył czoło. Po raz kolejny jej słowa wydawały mu się niejasne. Lustrował jej twarz, aż w końcu pochyliła się nad nim i zatopiła swoje wargi w jego. Trwało to raptem kilka sekund, ale dla niego to wystarczyło. Jego serce ponownie przeżywało uniesienie. Nie wiedział, jak rozczytać tę oznakę, ale wiedział, że jest to niebywale przyjemne uczucie.
          
Oderwała się od niego. Dotknęła opuszkami jego ust, a następnie policzków. Gładziła kciukami jego zaróżowioną skórę. Uśmiechnęła się do niego, szepnęła mu ciche „przepraszam” i wyszła z samochodu, pospiesznie znikając za ciężkimi drzwiami budynku.
          Stanęła przed drzwiami. Jak zwykle musiała wziąć kilka oczyszczających wdechów, by przygotować się na to, co mogło czekać na nią za tymi starymi, ciężkimi drzwiami. Odchrząknęła i wcisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte. Zanurzyła rękę w kieszeni kurtki i wyjęła z niej klucze. Powolnie i precyzyjnie włożyła je do zamka i cicho przekręciła. Zamek ustąpił, a ona wcisnęła klamkę. Weszła do mieszkania. Panowała w nim cisza, ale w kuchni paliło się światło. Zrzuciła z siebie kurtkę.
– Kto to był? – usłyszała głos rodzicielki.

          Uniosła wzrok i nie wiedziała skąd matka wyrosła kilka metrów przed nią. Uniosła pytająco brew i zaczęła ściągać ciężkie buty.
– Matka cię o coś pytała – usłyszała ojca.
– Ale ja nie mam ochoty odpowiadać – powiedziała krzyżując ręce na piersi.
– To ten Twój fagas?! – uniósł głos.
– O kim ty mówisz? – pokręciła głową.
– No tak. Bogaty?! – krzyknął.
– O co ci chodzi? – sfrustrowała się.
– Ma taki samochód, jasne że bogaty. I co? Sponsoruje cię?! – zarzucił.
– O czym ty do cholery wygadujesz?! – wrzasnęła.
– Nie odzywaj się tak do mnie! – zrobił chwiejny krok w jej kierunku.
– Piłeś – wycedziła przez zęby.
– Nie twój zasrany interes! – wrzasnął tak głośno, że odrobina śliny skapnęła mu na brodę.
– Nienawidzę was – wychrypiała.
– Nie będziesz się z nim spotykać. Zabraniam ci! – machał chwiejnie palcem.
– Jako kto?
– Jako twój ojciec, gówniaro!
– Dla twojej wiadomości, ojca nie mam już od bardzo dawna – wydusiła z siebie i zniknęła za drzwiami swojego pokoju z hukiem je zamykając.
          Przekręciła kluczyk w drzwiach i osunęła się po nich na zimną podłogę. Skryła głowę między kolanami i zaczęła cicho łkać.
          Byli jej rodzicami. Jak mogli myśleć o niej w ten sposób? Jak mogli uważać ją za… za kobietę lekkich obyczajów. Przecież nie dawała im do tego powodów, prawda? Ale skoro uchodzi za taką szkole, ojciec i matka widzą to, co rówieśnicy, to może faktycznie ma się czym martwić?
          Przecież on jest jej najlepszym przyjacielem. Jedynym. Nie ma między nimi nic, prócz zwykłej przyjaźni. Lubią ze sobą spędzać czas. Lubią rozmawiać, śmiać się, żartować. To wszystko.
          Skłamałaby, gdyby powiedziała, że go nie kocha. Kocha go. I to nawet bardzo. Ale nie jest to tego rodzaju miłość. Kocha go jak… jak brata. Tak jej się bynajmniej wydawało.
          A te pocałunki? Przecież nic nie znaczą. Za równo on jak i ona wypowiedzieli się na ich temat. Między nimi nie ma żadnego niezdrowego uczucia. Nie ma pożądania. Nie ma pragnienia. Jest tylko miłość. Braterska miłość.
         
Przeczesała kościstymi palcami włosy. Podniosła głowę. Spojrzała w okno, przez które wpadało jasne światło księżyca. Pociągnęła  nosem i otarła oczy. Podniosła się i podeszła do okna. Przysiadła na parapecie i oplotła się ramionami. Wieczór był spokojny.
          Wzięła kilka głębszych oddechów i podeszła do biurka. Wyjęła kluczyk z kieszeni i włożyła go do małego zameczka jednej z szuflad biurka. Przekręciła go, otwierając szufladę. Wyjęła z niego tablet. To urządzenie pochłonęło wiele jej odłożonych pieniędzy, na które pracowała całe lato.
         
Włączyła go i usiadła na łóżku. Skrzyżowała nogi i zaczęła pisać e-maila.


Witaj Irmino,
dawno się nie odzywałam, wiem. Nie myśl, że o Tobie zapomniałam. Wszystko ostatnio się komplikuje. Sytuacja między mną, a rodzicami jest bardzo napięta. Czasami wydaje mi się, że to wszystko mnie przerasta. Że jestem sama, malutka wobec tego wszystkiego…
Tęsknię za Tobą. Pamiętasz nasze wspólnie spędzone lato? Te kilka tygodni? Dla mnie było ono niezapomniane.
Odpisz.
 
Całuję, Olivia

          Wysławszy wiadomość wyłączyła urządzenie, podniosła się z łóżka i skryła przedmiot w biurku. Zrzuciła z siebie ubrania. Wyjęła z kieszeni spodni telefon, a odziana w bieliznę, skierowała się w stronę łóżka. Ułożyła się na nim i nakryła kołdrą. Jej ciało przeszedł dreszcz. Przymknęła powieki i zasznurowała usta. Spojrzała w trzymany w dłoni telefon. Nie było w nim żadnej wiadomości. Nic.
          Rzuciła go w róg łóżka. Zacisnęła mocno powieki i ponownie zaczęła płakać. Do twarzy przycisnęła poduszkę, by stłumić przedzierający się przez jej krtań krzyk. Jej ciało poruszała się pod wpływem wstrząsu wywołanego niepohamowanym szlochem. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Wiedziała, że jest bezsilna. Wiedziała, że jest sama.
          Otarła dłońmi twarz, wzięła głęboki oddech i pozwoliła swojemu umysłowi ochłonąć. Oddychała spokojnie i miarowo, stopniowo się uspakajając. Sama nie wiedziała kiedy Morfeusz wciągnął ją do swojej krainy. 


____________________________________
Hej Miśki! :*
Jestem z kolejną, dziewiątą już rzeczywistością. ;)
Jak pewnie zauważyłyście, rozdział jest dłuższy od poprzednich. Doszłam do wniosku, że posklejam niektóre rozdziały w jedność, ponieważ bez tego byłyby takie... nijakie. ;)
Jak Wam się podoba? :)

Całuję!
Kolorowa Biel