– Przeszkadzam? – zapytała.
– Nie.
– Możemy porozmawiać? – głos miała niepewny.
– Co się stało?
– Muszę ci o czymś powiedzieć – westchnęła pocierając dłońmi.
Nie zapytała o nic więcej, tylko wlepiła wzrok w postać matki. Ta jednak penetrowała wzrokiem całe pomieszczenie, jakby chciała odwlec tę rozmowę na jakiś czas. W końcu westchnęła i usiadła na skraju łóżka.
– Kochanie… od jakiegoś czasu – przełknęła ślinę i zacisnęła powieki. – Jestem chora – wyrzuciła z siebie.
Potrząsnęła głową i szybko zamrugała oczyma. Ponownie spojrzała na matkę. Czekała na kolejne słowo. To musiał być nieśmieszny żart.
– Co? – wychrypiała, nie słysząc żadnych słów matki.
– Jestem chora. Alkohol wyniszczył moją wątrobę – spuściła wzrok na dłonie, które spoczywały na kolanach.
Nagle narodziła się w niej niewytłumaczalna złość. Irytacja, frustracja, wściekłość. Te emocje zawładnęły jej ciałem.
– Widzisz? Widzisz co narobiłaś? Umrzesz. Przez alkohol. Nie dość, że zniszczyliście życie mnie, to jeszcze zniszczyłaś je siebie! – wrzasnęła, pospiesznie wstając.
Podeszła do okna. Spojrzała na zewnątrz. Objęła swoje ramiona i wpatrywała się tępo w przód. Pod powiekami nagromadziły się łzy. Zacisnęła szczelnie usta i wbiła paznokcie w ramiona.
– Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? – wycedziła.
– Mówię teraz.
– Teraz to trochę za późno. Nie uważasz? – zwróciła się do niej.
– Kochanie, dowiedziałam się o tym jakiś czas temu. Musiałam się do tego przyzwyczaić. Oswoić się z tą myślą, rozumiesz? – mówiła, a w jej głosie nagromadzała się panika.
– Dlatego przestałaś pić.
To nie było pytanie, jednakże kobieta potwierdziła skinieniem głowy.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?
– Myślisz, że nie chciałam? Chciałam. Bardzo. Ale chyba wiesz, jakie do niedawna łączyły nas stosunki. Nawet teraz nie jest dobrze, ale postanowiłam Ci o tym powiedzieć. Nie chciałam, abyś dowiedziała się po fakcie.
– Po jakim fakcie? – oburzyła się.
Kobieta milczała. Wpatrywała się w swoje dłonie, których palce wykrzywiała w każdą stronę.
– O czym ty do cholery mówisz?! – podniosła ton.
– Wiesz dobrze, czym kończą się choroby wątroby – westchnęła.
– Wiesz dobrze, że idzie z tym żyć. Są lekarstwa.
– Ile? Rok? Dwa? – w oczach matki zaszkliły się łzy.
– Mamo, sama sobie na to zapracowałaś – wyszeptała, zaciskając mocno powieki. – Zostaw mnie samą. Proszę.
Nie musiała powtarzać. Kobieta bez słowa opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.
Opadła na ziemię i skryła twarz między nogami. Niekontrolowany szloch wydobył się z jej ust. Z oczy wyciekły łzy. Miała nie płakać, ale cóż innego mogła w tym momencie zrobić? Dowiedziała się, że jej matka jest chora. Poważnie chora. Dowiedziała się, że alkohol, który zniszczył jej dzieciństwo, wyniszczył również organizm matki.
Może gdyby dowiedziała się o tym wcześniej nie przyjęłaby tego tak emocjonalnie. Może wtedy cieszyłaby się z takiego obrotu sprawy? Nie musiałaby martwić się o los swojej matki, nie musiałaby widzieć jak każdego dnia upija się do nieprzytomności? Ale to się teraz zmieniło. Ona się zmieniła. Matka się z mieniła. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego właśnie to wydarzenie musiało być punktem zwrotnym w jej życiu. Dlaczego nie rzuciła alkoholu wcześniej?
Położyła się na łóżku, które zatrzeszczało pod jej ciałem. Zamknęła oczy i zaczęła uspokajać swój oddech. Poczuła jak jej skronie pulsują. Przyłożyła do nich palce i zaczęła je masować. Kiedy nie miała już na to siły, obróciła się na bok, okryła kołdrą i zasnęła.
~***~
Szła ciemnym korytarzem. Zapach stęchlizny i wilgoci drażnił jej nozdrza. Kroki stawiała pewnie, ale nie zależało to od niej. Nie miała kontroli nad własnym ciałem. Bała się. Najchętniej poszłaby w przeciwnym kierunku, jednakże nie mogła. Jej ciało nie stosowało się do poleceń głowy. Ślepo brnęła w ciemność.
W oddali zauważyła jasny punkcik. Zielone światełko. Z każdym krokiem stawało się coraz większe i bardziej wyraźne.
Stanęła przed jasnym światłem. Nie wiedziała, co to ma oznaczać. Mimowolnie postawiła krok i znalazła się w jakimś pomieszczeniu.
Było obskurne. Farba odchodziła płatami. Zlew zagracony był stertą brudnych naczyń. Kuchenne szafki zawalone stertami papierków i butelek. Zapach był drażniący, przyprawiał ją o mdłości. Bardzo dobrze go znała. To nie był byle jaki zapach. To był odór alkoholu, dymu papierosowego i potu. Przyjrzała się pomieszczeniu i umeblowaniu. Tak. To był jej dom. Konkretniej jej kuchnia. Podeszła do jednej z szafek, by je otworzyć. Nie było tam żadnych naczyń. Niczego prócz butelek alkoholu.
Do jej uszu doszedł dziwny dźwięk. Odwróciła się. Zauważyła kobietę na kolanach. Trzymała się za brzuch. Jęczała, stękała, wyła z bólu. Rozpoznała ją. To była matka. Podbiegła do niej i krzyknęła:
– Mamo!
Upadła na kolana i chciała pomóc kobiecie. Nie reagowała. Wiła się na brudnej posadzce
– Mamo! – powtórzyła.
Nadal nic.
– Jak mam ci pomóc, mamo?! – wrzasnęła, a jej policzki zalały się od fali łez.
– Możesz pójść do sklepu na rogu – usłyszała za sobą.
Odwróciła się.
To był ojciec.
Był znacznie większy, potężniejszy niż w rzeczywistości. Przy nim wydawała się taka mała.
– Co?!
– Jej już nic nie pomoże. Popatrz, ja piję, ona umiera – wskazał na kobietę i zaczął się śmiać.
– Jak możesz?!
– Popatrz, jaka z niej oddana żona. Ja bawię się w najlepsze, a ona przyjmuje wszystkie zrządzenia losu. Popatrz jaka jest wspaniała Robi wszystko, bym miał jak najlepiej.Umiera.
– Zamknij się! – wrzasnęła.
– Umiera, żebym ja mógł pić. Umiera, dla mojej satysfakcji.
Kobieta wydała ostatni, przeraźliwy jęk i opadła bezwładnie na posadzkę. Chwyciła matkę za nadgarstki i zaczęła nią potrząsać. Chciała, by się ocknęła Jednakże jej ciało nie reagowało. Było bezwładne. Klatka piersiowa kobiety nie unosiła się. W pomieszczeniu rozbrzmiał obłudny śmiech mężczyzny, a następnie nastała ciemność.
~***~
Otworzyła
oczy i machinalnie usiadła na łóżku. Serce biło jej jak oszalałe, nie mogła
złapać oddechu. Jej skonie skropione były w zimnym potem.
– Olivio? Cii… spokojnie – usłyszała.
Poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Spojrzała w jej kierunku, orientując się, że siedzi przy niej. Penetruje jej twarz swoimi ciemnymi tęczówkami. Ma zmartwiony wyraz twarzy. Bez zawahania wtuliła się w jego tors. Emanował charakterystycznym dla jego osoby ciepłem. Niemal parzył jej zlodowaciałą skórę.
– Spokojnie, jestem tutaj – wyszeptał, gładząc dłonią jej plecy.
Przywarła do niego jeszcze mocniej, jednocześnie wbijają ostre paznokcie w jego ramiona. Chciała poczuć go jak najbliżej siebie. Chciała mieć pewność, że to nie żaden sen.
– Nie zostawiaj mnie – wychrypiała, a z jej oczu pociekły słone łzy.
– Nigdy – wyszeptał i pocałował czubek jej głowy, zagarniając ją jeszcze bliżej siebie.
Tkwili w szczelnym uścisku dłuższą chwilę. Poczuła się taka bezpieczna. Kochana. Wyjątkowa. Czuła, że w jego ramionach nic jej nie grozi. Czuła, że jego silny uścisk spowodowany jest głębokim i gorącym uczuciem. Chciała, by ta chwila trwała zawsze.
Po chwili jednak oderwała się od niego. Poprawiła się na łóżku i zwróciła swoją twarz ku niemu. Ich spojrzenia się złączyły. Patrzyła w głębie jego ciemnych tęczówek. Co w nich widziała? Miłość. Po prostu miłość.
– Skąd się tutaj wziąłeś, Stefanie? – zapytała przerywając ciszę.
– Przyszedłem. Spałaś. Twoja mama pozwoliła mi tutaj poczekać. Zaparzyła mi herbatę – machnął głową w stronę kubka stojącego na stoliku obok łóżka. – Bardzo miła kobieta.
Jej wzrok utkwił na zielonej szklance. Zorientowała się, że jest bacznie obserwowana. Podniosłą wzrok, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. Żadne z nich nie zrobiło nic. Nie wykonało żadnego ruchu. Tkwili tak, wpatrując się w swoje tęczówki, jakby chcieli wyczytać z nich ciąg dalszy ich historii.
Nie wytrzymała. Uniosła się i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Czuła się tak swobodnie i wyjątkowo, jak jeszcze nigdy. W końcu zaprzestała walki z samą sobą. Zaprzestała przeczeniu samej sobie. Oddała się temu, co czuje. Oddała się swemu sercu. Ich języki tańczyły pełen namiętności taniec, który potęgował uczucie rozkoszy. Ta pieszczota doprowadzała ich na skraj wytrzymałości.
Zaczęła błądzić swoją dłonią w jego ciemnych włosach. Podniosła się i usiadła na nim okrakiem. Przywarła do niego jeszcze bliżej. Poczuła jego dłonie na swojej talii. Pieścił jej biodra, a zaraz potem jego dłoń znalazła się na pośladkach. Była rozgrzana do czerwoności.
– Stefanie… – wydyszała, nie rozłączając ich warg.
Na jej głos, odsunął się tak, by mógł spojrzeć w jej oczy.
– Moglibyśmy pojechać do ciebie? – zapytała, przygryzając wargę.
Skinął głową i złączył ich usta w pełnym pożądania pocałunku. Po kilkudziesięciu sekundach zakończył pieszczotę, delikatnie zagryzając jej wargę.
– Nigdy więcej tego, nie rób. Nawet nie wiesz jak to na mnie działa – wyszeptał, lekko się uśmiechając.
– Ale czego? – zapytała i po raz kolejny przygryzła wargę.
– Tego – powiedział i ponownie założył pocałunek na jej ustach.
– Olivio? Cii… spokojnie – usłyszała.
Poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Spojrzała w jej kierunku, orientując się, że siedzi przy niej. Penetruje jej twarz swoimi ciemnymi tęczówkami. Ma zmartwiony wyraz twarzy. Bez zawahania wtuliła się w jego tors. Emanował charakterystycznym dla jego osoby ciepłem. Niemal parzył jej zlodowaciałą skórę.
– Spokojnie, jestem tutaj – wyszeptał, gładząc dłonią jej plecy.
Przywarła do niego jeszcze mocniej, jednocześnie wbijają ostre paznokcie w jego ramiona. Chciała poczuć go jak najbliżej siebie. Chciała mieć pewność, że to nie żaden sen.
– Nie zostawiaj mnie – wychrypiała, a z jej oczu pociekły słone łzy.
– Nigdy – wyszeptał i pocałował czubek jej głowy, zagarniając ją jeszcze bliżej siebie.
Tkwili w szczelnym uścisku dłuższą chwilę. Poczuła się taka bezpieczna. Kochana. Wyjątkowa. Czuła, że w jego ramionach nic jej nie grozi. Czuła, że jego silny uścisk spowodowany jest głębokim i gorącym uczuciem. Chciała, by ta chwila trwała zawsze.
Po chwili jednak oderwała się od niego. Poprawiła się na łóżku i zwróciła swoją twarz ku niemu. Ich spojrzenia się złączyły. Patrzyła w głębie jego ciemnych tęczówek. Co w nich widziała? Miłość. Po prostu miłość.
– Skąd się tutaj wziąłeś, Stefanie? – zapytała przerywając ciszę.
– Przyszedłem. Spałaś. Twoja mama pozwoliła mi tutaj poczekać. Zaparzyła mi herbatę – machnął głową w stronę kubka stojącego na stoliku obok łóżka. – Bardzo miła kobieta.
Jej wzrok utkwił na zielonej szklance. Zorientowała się, że jest bacznie obserwowana. Podniosłą wzrok, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. Żadne z nich nie zrobiło nic. Nie wykonało żadnego ruchu. Tkwili tak, wpatrując się w swoje tęczówki, jakby chcieli wyczytać z nich ciąg dalszy ich historii.
Nie wytrzymała. Uniosła się i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Czuła się tak swobodnie i wyjątkowo, jak jeszcze nigdy. W końcu zaprzestała walki z samą sobą. Zaprzestała przeczeniu samej sobie. Oddała się temu, co czuje. Oddała się swemu sercu. Ich języki tańczyły pełen namiętności taniec, który potęgował uczucie rozkoszy. Ta pieszczota doprowadzała ich na skraj wytrzymałości.
Zaczęła błądzić swoją dłonią w jego ciemnych włosach. Podniosła się i usiadła na nim okrakiem. Przywarła do niego jeszcze bliżej. Poczuła jego dłonie na swojej talii. Pieścił jej biodra, a zaraz potem jego dłoń znalazła się na pośladkach. Była rozgrzana do czerwoności.
– Stefanie… – wydyszała, nie rozłączając ich warg.
Na jej głos, odsunął się tak, by mógł spojrzeć w jej oczy.
– Moglibyśmy pojechać do ciebie? – zapytała, przygryzając wargę.
Skinął głową i złączył ich usta w pełnym pożądania pocałunku. Po kilkudziesięciu sekundach zakończył pieszczotę, delikatnie zagryzając jej wargę.
– Nigdy więcej tego, nie rób. Nawet nie wiesz jak to na mnie działa – wyszeptał, lekko się uśmiechając.
– Ale czego? – zapytała i po raz kolejny przygryzła wargę.
– Tego – powiedział i ponownie założył pocałunek na jej ustach.
~***~
Weszli
do przestronnego holu dużego budynku. Dojazd tutaj zajął im niewiele czasu.
Nigdy jeszcze nie była w takim miejscu jak to. Ogromne żyrandole z wieloma
małymi, smukłymi żaróweczkami oświetlał pomieszczenie. Wyczyszczone na błysk
płytki odbijały każdy ich kok. Meble z ciemnego drewna nadawały temu miejscu
charyzmy i powagi. Trzymając go kurczowo
za rękę podążała za nim.
– Znajdzie się pokój dla dwojga? – spytał miłą kobietę za pulpitem.
Blondynka wystukała coś w klawiaturę i zerknęła w płaski ekran komputera.
– Mamy aktualnie wolny apartament dla nowożeńców. Inne pokoje zwolnią się dopiero jutro, najwcześniej w południe – poinformowała z szerokim uśmiechem.
– Niech będzie – rzucił spoglądając na nią i obdarowując szerokim uśmiechem.
W jej oczach zaiskrzyły iskierki.
Dopełnili wszelkich formalności, a następnie wziąwszy kartę od pokoju, skierowali się do windy.
Przekraczając próg hotelowej sypialni ciężko było jej złapać oddech. Ten ekskluzywny apartament sprawił, że zaschło mu w gardle. Kiedy usłyszała, że zamknął drzwi, niemal natychmiast odwróciła się w jego stronę.
– Podoba ci się? – zapytał z uśmiechem, zdejmując grubą kurtkę.
– Dlaczego nie zabrałeś mnie do siebie? – zapytała podejrzliwie.
Dopiero w tym momencie do jej głowy zaczęły docierać różne podejrzenia. Przecież prosiła, by zabrał ją do siebie. Do swojego mieszkania. Czekała na jego reakcję. Ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej i podszedł do niej. Cofnęła się o krok.
– Dlaczego? – ponowiła pytanie.
– Ponieważ w moim mieszkaniu – zaczął, podchodząc do niej znacznie wolniej i zakładając kosmyk włosów za jej prawe ucho – jest kobieta – powiedział.
No tak! Jak mogła zapomnieć o tym, co widziała kilka godzin wcześniej.
– W takim razie, jak możesz przyprowadzać mnie tutaj? Jak możesz czekać w moim pokoju? Jak możesz całować się ze mną?! – jej głos stopniowo przeradzał się w krzyk. Histeryczny krzyk.
– Cii… – położył dłoń na jej policzku, a kciukiem wodził dookoła jej ust. – Daj mi dokończyć.
Wpatrywała się w jego tęczówki bez słowa. Sprawiała wrażenie zaklętej. Jakby nie mogła wykonać żadnego ruchu pod wpływem jego dotyku.
– Ta kobieta – zaczął przybliżać swoje usta do jej i zatrzymał je kilka milimetrów od jej warg – to moja kuzynka. Najlepsza na świecie. Znamy się od zawsze. Jesteśmy przyjaciółmi. Zatrzymała się u mnie na jakiś czas, bo ma do załatwienia kilka spraw.
– Mam w to uwierzyć? – zakpiła bez przekonania.
– A chcesz dokumenty na dowód? – zaśmiał się lekko, a ona poczuła jego oddech na swoich ustach. – Nasi rodzice to rodzeństwo. Jesteśmy najbliższym kuzynostwem i mogę ci przysiąc, że nie czuję do niej nic. Nie mam nawet takiego prawa. Poza tym to ona przekonała mnie, że wyobraziłaś sobie więcej, niż mogłaś zobaczyć.
Policzki jej zrumieniały, ale odetchnęła z ulgą. Spojrzała w jego oczy jeszcze głębiej. Ich spojrzenie było tak intensywne, że niemal namacalne. Pomógł jej zdjąć płaszcz, nie odrywając od niej wzroku. Rzucił go na pobliski skórzany fotel. Przysunął się jeszcze bliżej i złączył ich usta. Jeszcze nigdy ich pocałunek nie był tak zachłanny od pierwszego zetknięcia. Wodziła palcami po jego torsie, a on trzymał swoje dłonie na jej plecach. Oboje błądzili nimi na oślep. W końcu ona zakleszczyła swoje paznokcie na jego łopatkach, a on zacisnął dłonie na jej pośladkach. Oboje wydobyli z siebie jęk rozkoszy. Oplotła nogi dookoła jego bioder i nie przestawała pieszczocie. Trzymając ją na rękach podszedł do ogromnego małżeńskiego łoża, stojącego na samym środku pomieszczenia. Rzucił ją na nie, mając tym samym chwilę na zaczerpnięcie oddechu.
Stopniowo zaczęli pozbywać się garderoby, która na oślep lądowała w każdym kącie pokoju. Pieścili swoje ciała pocałunkami, aż w końcu złączyli się w jedność. Ta chwila była najpiękniejszą w jej życiu. W końcu oddała się mężczyźnie, bez żadnych skrupułów, bez żadnych niepewności, bez żadnych obaw, bez żadnych wyrzutów sumienia.
Kiedy opadli obok siebie intensywnie dysząc, znalazła jego dłoń i splotła ich palce. Ich klatki piersiowe opadały i podnosiły się w równym tempie. Była szczęśliwa. Ogarnęło ją poczucie bezpieczeństwa, siły i radości.
Odwróciła się na bok i spojrzała na niego. Zrobił to samo, by móc po raz kolejny spojrzeć w jej piękne oczy. Długo milczeli, wpatrując się tylko w swoje oczy, aż w końcu z jej ust wydobyły się „te” słowa. Te najważniejsze słowa.
– Kocham cię, Stefanie – wyszeptała, gładząc go po policzku, jednocześnie wspierając się na drugim łokciu.
– Nawet nie wiesz ile na to czekałem. Ja też ciebie kocham, Olivio Braun.
– Znajdzie się pokój dla dwojga? – spytał miłą kobietę za pulpitem.
Blondynka wystukała coś w klawiaturę i zerknęła w płaski ekran komputera.
– Mamy aktualnie wolny apartament dla nowożeńców. Inne pokoje zwolnią się dopiero jutro, najwcześniej w południe – poinformowała z szerokim uśmiechem.
– Niech będzie – rzucił spoglądając na nią i obdarowując szerokim uśmiechem.
W jej oczach zaiskrzyły iskierki.
Dopełnili wszelkich formalności, a następnie wziąwszy kartę od pokoju, skierowali się do windy.
Przekraczając próg hotelowej sypialni ciężko było jej złapać oddech. Ten ekskluzywny apartament sprawił, że zaschło mu w gardle. Kiedy usłyszała, że zamknął drzwi, niemal natychmiast odwróciła się w jego stronę.
– Podoba ci się? – zapytał z uśmiechem, zdejmując grubą kurtkę.
– Dlaczego nie zabrałeś mnie do siebie? – zapytała podejrzliwie.
Dopiero w tym momencie do jej głowy zaczęły docierać różne podejrzenia. Przecież prosiła, by zabrał ją do siebie. Do swojego mieszkania. Czekała na jego reakcję. Ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej i podszedł do niej. Cofnęła się o krok.
– Dlaczego? – ponowiła pytanie.
– Ponieważ w moim mieszkaniu – zaczął, podchodząc do niej znacznie wolniej i zakładając kosmyk włosów za jej prawe ucho – jest kobieta – powiedział.
No tak! Jak mogła zapomnieć o tym, co widziała kilka godzin wcześniej.
– W takim razie, jak możesz przyprowadzać mnie tutaj? Jak możesz czekać w moim pokoju? Jak możesz całować się ze mną?! – jej głos stopniowo przeradzał się w krzyk. Histeryczny krzyk.
– Cii… – położył dłoń na jej policzku, a kciukiem wodził dookoła jej ust. – Daj mi dokończyć.
Wpatrywała się w jego tęczówki bez słowa. Sprawiała wrażenie zaklętej. Jakby nie mogła wykonać żadnego ruchu pod wpływem jego dotyku.
– Ta kobieta – zaczął przybliżać swoje usta do jej i zatrzymał je kilka milimetrów od jej warg – to moja kuzynka. Najlepsza na świecie. Znamy się od zawsze. Jesteśmy przyjaciółmi. Zatrzymała się u mnie na jakiś czas, bo ma do załatwienia kilka spraw.
– Mam w to uwierzyć? – zakpiła bez przekonania.
– A chcesz dokumenty na dowód? – zaśmiał się lekko, a ona poczuła jego oddech na swoich ustach. – Nasi rodzice to rodzeństwo. Jesteśmy najbliższym kuzynostwem i mogę ci przysiąc, że nie czuję do niej nic. Nie mam nawet takiego prawa. Poza tym to ona przekonała mnie, że wyobraziłaś sobie więcej, niż mogłaś zobaczyć.
Policzki jej zrumieniały, ale odetchnęła z ulgą. Spojrzała w jego oczy jeszcze głębiej. Ich spojrzenie było tak intensywne, że niemal namacalne. Pomógł jej zdjąć płaszcz, nie odrywając od niej wzroku. Rzucił go na pobliski skórzany fotel. Przysunął się jeszcze bliżej i złączył ich usta. Jeszcze nigdy ich pocałunek nie był tak zachłanny od pierwszego zetknięcia. Wodziła palcami po jego torsie, a on trzymał swoje dłonie na jej plecach. Oboje błądzili nimi na oślep. W końcu ona zakleszczyła swoje paznokcie na jego łopatkach, a on zacisnął dłonie na jej pośladkach. Oboje wydobyli z siebie jęk rozkoszy. Oplotła nogi dookoła jego bioder i nie przestawała pieszczocie. Trzymając ją na rękach podszedł do ogromnego małżeńskiego łoża, stojącego na samym środku pomieszczenia. Rzucił ją na nie, mając tym samym chwilę na zaczerpnięcie oddechu.
Stopniowo zaczęli pozbywać się garderoby, która na oślep lądowała w każdym kącie pokoju. Pieścili swoje ciała pocałunkami, aż w końcu złączyli się w jedność. Ta chwila była najpiękniejszą w jej życiu. W końcu oddała się mężczyźnie, bez żadnych skrupułów, bez żadnych niepewności, bez żadnych obaw, bez żadnych wyrzutów sumienia.
Kiedy opadli obok siebie intensywnie dysząc, znalazła jego dłoń i splotła ich palce. Ich klatki piersiowe opadały i podnosiły się w równym tempie. Była szczęśliwa. Ogarnęło ją poczucie bezpieczeństwa, siły i radości.
Odwróciła się na bok i spojrzała na niego. Zrobił to samo, by móc po raz kolejny spojrzeć w jej piękne oczy. Długo milczeli, wpatrując się tylko w swoje oczy, aż w końcu z jej ust wydobyły się „te” słowa. Te najważniejsze słowa.
– Kocham cię, Stefanie – wyszeptała, gładząc go po policzku, jednocześnie wspierając się na drugim łokciu.
– Nawet nie wiesz ile na to czekałem. Ja też ciebie kocham, Olivio Braun.
____________________________
Hej Kochane! :*
Zadowolone?
Rozczarowane?
Zniesmaczone?
Szczęśliwe?
Czekam na Waszą reakcję. Jestem ciekawa, co tam dzieje się w Waszych główkach. :))
Hej Kochane! :*
Zadowolone?
Rozczarowane?
Zniesmaczone?
Szczęśliwe?
Czekam na Waszą reakcję. Jestem ciekawa, co tam dzieje się w Waszych główkach. :))
Nie martwcie się, to jeszcze nie koniec. ;) Jest jeszcze kilka wątków, które chciałabym Wam zaprezentować. :*
Przede wszystkim bardzo, bardzo Wam dziękuję za tyle ciepłych komentarzy, za tylu obserwatorów, za tyle wyświetleń! ❤
Jesteście istnymi petardami, które motywują mnie do dalszej pracy.
Gdyby nie Wy - moje pisanie nie miałoby sensu. ❤
Jesteście istnymi petardami, które motywują mnie do dalszej pracy.
Gdyby nie Wy - moje pisanie nie miałoby sensu. ❤
Całuję!
Kolorowa Biel ❤