Z pokoju rodziców dobiegał ją dźwięk telewizora, a w kuchni słyszała krzątanie mamy. Westchnęła ciężko i szybkim krokiem skryła się w łazience.
Zrzuciła z siebie stary, rozciągnięty sweter i bieliznę. Weszła pod strumienie wody. Parzyła jej skórę, jednocześnie powodując rozluźnienie wszystkich mięśni. Nałożyła na siebie żel i wmasowała go w każdy milimetr swojego ciała. Jego truskawkowa woń dotarła do jej nozdrzy, powodując, iż wszystkie myśli wypadły jej z głowy. W długie, ciemne włosy wmasowała szampon, a następnie spłukała pianę z ciała jak i z włosów.
Zakręcając kurki, chwyciła ręcznik. Osuszyła nim ciało, a następnie owinęła się go dookoła swojej talii. Stanęła przed lustrem. Niesforne kosmyki jej mokrych włosów opadały na jej twarz. Chwyciła szczoteczkę i pastę do zębów, zaczęła je starannie czyścić.
Zastanawiało ją, co on robi. Nie miało to żadnych podtekstów, zwyczajnie zastanawiało to ją. Niedługo wyjedzie. Ma swoje życie. Konkursy, skoki, zwycięstwa, medale, to było jego życie. Nie mogła oczekiwać od niego, że zrezygnuje ze swojej pasji, z czegoś, co kocha nad życie, właśnie dla niej. Nawet sama tego nie chciała. Była smutna. Nie wiedziała, kiedy znów się z nim zobaczy, nie wiedziała czy po konkursie wróci od razu do domu czy pojedzie dalej. Nie wiedziała zupełnie nic.
Wiedziała jednak, że tym razem nie będzie mogła do niego zadzwonić czy chociażby wysłać głupiej wiadomości. Chciała, by koncentrował się na swoich celach. Nie chciała, zawracać mu głowy sobą i swoimi zmartwieniami. Pomyślała, że Lepiej będzie, jeśli przestanie się z nim widywać. Dlaczego? Odpowiedź jest równie prosta. Na wszystkich sprowadza to kłopoty, a w szczególności na jej osobę. Skądś, sama nie wiedziała skąd, w ludziach bierze się wiele zawiści, jadu, złości, nie wiedziała jak to nazwać. W każdym razie każda z tych emocji wyczerpywała ją dosadnie. Nie potrafiła przebrnąć przez ten mur, który ułożyli przed nią rodzice, znajomi ze szkoły. Przez mur, który zafundowało jej życie. Wiedziała, że jeśli da mu spokój, będzie o wiele szczęśliwszy, nie będzie musiał zatracać się w jej smutkach, troskach i problemach. Może znalazłaby wówczas w sobie tyle siły, by zmusić się do normalnego egzystowania ze swoimi rodzicami? Może, gdyby poczuła się samotna, bez niego u boku, byłoby jej łatwiej, choć odrobinę naprawić stosunki między nią, a rodzicami? A przede wszystkim, to on mógłby żyć normalnie. Ciesząc się skokami, triumfami, kobietami u swego boku, a co najważniejsze nie musiałby ingerować w tak popaprane sprawy, jak jej.
Odłożyła szczoteczkę na miejsce i otarła usta. Włożyła na siebie ubrania. Przetarła mokre włosy ręcznikiem i wyszła z łazienki. Bez jakichkolwiek emocji weszła do kuchni.
Matka siedziała przy stole. Kroiła warzywa. Słysząc, że córka przekracza próg pomieszczenia, podniosła wzrok, ale nie zaprzestała swojej pracy.
– Cześć kochanie, jak minęła noc? – zapytała jak gdyby nigdy nic.
Zacisnęła zęby, by nie wypowiedzieć przez nikogo niepożądanych słów. Wyjęła z szafki podłużną szklankę. Ścisnęła ją mocniej, słysząc kolejne słowa matki.
– Rozumiem, że nie najlepiej – udawała zmartwioną.
Nalała wody do szklanego naczynia, a następnie sięgnęła do koszyczka, który znajdował się na uboczu blatu. Zaczęła szukała środka przeciwbólowego, który powinien tam być. Jednak życie nie składa się z powinności. Nie było, żadnego proszku na ból głowy. Westchnęła przymykając powieki oczu.
– Wczorajsza impreza chyba się udała – usłyszała złośliwość matki.
– Wasza też – odwróciła się gwałtownie.
– O czym ty mówisz?
– Myślisz, że nie widziałam, w jakim stanie był wczoraj ojciec? – wycedziłam. – Nieźle zabalowaliście – uniosła szklankę do ust.
– Nie mierz wszystkich jedną miarą, Livio – chłodny głos rodzicielki wywołał na jej skórze gęsią skórkę.
– Wy przecież robicie to za każdym razem – powiedziała, z hukiem odkładając szklankę na kuchenny blat i wychodząc z pomieszczenia.
Zamknęła drzwi pokoju i opadła na łóżko. Oddychała głęboko. Usłyszała dźwięk telefonu. Odnalazła go w pościeli. Zerknęła na ekran. Uśmiechał się do niej. Czekał, aż odbierze połączenie. Westchnęła. Jeszcze przed chwilą przecież o nim myślała. Z goryczą w ustach przesunęła długim palcem po ekranie zakańczając połączenie, a następnie wyciszyła telefon.
Podniosła się z łóżka. Chwyciła torbę i przewiesiła ją przez ramię. Uchyliła okno i wyszła z pomieszczenia. Zatrzymała się przy drzwiach wyjściowych. Włożyła na nogi ciężkie, zimowe buty, a na ramiona zarzuciła równie ciężki płaszcz. Zapięła się pod samą szyję, owinąwszy ją grubym szalem. Bez słowa opuściła mieszkanie.
Dzień był mroźny. Znacznie mroźniejszy od wczorajszego. Słońce zaszło za chmury i zerwał się wiatr. Pogoda zmieniała się z minuty na minutę. To zabawne, ale jej życie można było porównać do pogody.
Wolno stawiały kroki. Nie spieszyła się nigdzie. Po co miała wracać do tego znienawidzonego miejsca? Do tych znienawidzonych ludzi, których powinna nazywać rodzicami?
Zatrzymała się przed sklepem spożywczym. Spojrzała na jego szyld. Popchnęła ciężkie drzwi i weszła do środka, biorąc do prawej ręki koszyk. Spacerowała po sklepie, choć i tak dobrze wiedziała, co zamierza kupić. Stojąc obok regału z napojami, chwyciła wodę mineralną.
Szła obserwując kolorowe, pięknie wyeksponowane papierki, w które zawinięte były najróżniejsze pyszności, kiedy poczuła, że wpada na coś twardego. Gdyby osoba, z którą się zderzyła nie chwyciła ją za nadgarstek z pewnością upadłaby na zimną posadzkę.
– Olivio – usłyszała.
Podniosła wzrok i zauważyła go. Jego tęczówki badały każdy milimetr jej ciała. Tyle, że była jedna, zasadnicza różnica. Nie było w nich już tej iskry, tej radości. Malował się w nich raczej smutek.
– Przepraszam, nie zauważyłam cię – nie skłamała.
– Dzwoniłem do ciebie, ale odrzuciłaś połączenie. Próbowałem znowu, ale nie odbierałaś. Myślałem, że coś ci się stało – powiedział.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale dotknęły ją te słowa. Jej powieki zwężyły się tak mocno, że zamiast pięknych, niebieskich tęczówek można było dostrzec tylko wąskie szparki.
– Tak? I co, chciałeś mnie ratować w sklepie spożywczym? – wydusiła z siebie.
Popatrzył na nią z niekrytym zaskoczeniem.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że gdyby faktycznie coś mi się stało nikt nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Ani ty ani nikt inny, a w szczególności moi rodzice – wycedziła wściekła.
Odłożyła zalegającą w koszyku wodę na pierwszy lepszy regał i opuściła go żwawym krokiem. Szybkim ruchem odłożyła czerwony koszyczek i pociągnęła drzwi w swoją stronę. Owiał ją zimny wiatr. Zakręciło jej się w głowie. Potrząsnęła nią, jakby to miało w czymś pomóc.
Ruszyła przed siebie żwawym krokiem. Obraz zamazywał jej się przez napływające do oczu łzy. Usłyszała swoje imię. Wiedziała, że kroczy za nią, że chce z nią porozmawiać. Przyspieszyła. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła biec.
W pewnym momencie chodnik był oblodzony. Poślizgnęła się i nie potrafiąc utrzymać upadła z impetem na kostkę.
– Livio! – usłyszała nad sobą.
Upadł na kolana i chwycił nogę, za którą kurczowo się trzymała.
– Nic ci nie jest? – zapytał poważnie.
– Zostaw mnie! – wrzasnęła.
Łzy zawładnęły nią całkowicie. Szloch wstrząsał jej wątłą sylwetką. Nie potrafiąc patrzeć na niego, spuściła wzrok i zacisnęła mocno powieki.
Patrzył na nią i nie wiedział, co powinien zrobić. Nachylił się nad nią i mocno przycisnął do swojej piersi. Krzątała się. Wierciła. On jednak nie dawał za wygraną. Chciał, żeby się uspokoiła. Chciał, żeby wiedziała, że jest przy niej. Kiedy przestała stawiać opór, kiedy się uspokoiła, odsunął się od nie i nadal trzymając rękę na jej ramieniu spojrzał jej w oczy.
– W porządku? – zapytał.
– Nie, nic nie jest w porządku! – odburknęła spoglądając w bok.
– Co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś?
– Nie powinniśmy się więcej spotykać, Stefanie – wycedziła, zdobywając się na spojrzenie w jego ciemne tęczówki.
– Jak to? – wyglądał, jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. – Co się stało? Dlaczego?
– Wszystkim to przeszkadza – jęknęła.
– Ale nie patrzmy na innych. Jesteśmy przyjaciółmi, to jest ważne – mówił z wyraźną paniką w głosie.
– Oni zatruwają mi życie – wyznała.
– Kto? Kto taki?
– Wszyscy.
– Nie patrz na nich. Przecież chcesz się ze mną widywać, prawda? – głęboko patrzył jej w oczy.
Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu. Wzięła głęboki oddech i pokręciła przecząco głową. Robiła to bardzo wolno, niepewnie, jakby sama w to nie wierzyła. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na swoją obolałą nogę.
– Powinnam już iść – powiedziała w końcu.
– Może zawiozę cię do szpitala? Myślę, że tę kostkę powinien obejrzeć lekarz – powiedział przerzucając wzrok z niej na nogę.
– Nie, dam sobie radę. Dziękuję – powiedziała próbując wstać
Skrzywiła się tylko, mocno syknęła i opadła z powrotem na chodnik. Nie lubił patrzeć na jej ból. Na jej cierpienie.
– Myślę, że jednak potrzebujesz pomocy – powiedział, biorąc ją na ręce.
– Co ty wyprawiasz?
– Jeśli nie chcesz pomocy, sam ci jej udzielę – powiedział, kierując się z nią w stronę, gdzie zaparkował swój samochód.
Nie uszedł jego uwadze fakt, że dziewczyna jest bardzo lekka. Praktycznie nie czuł jej ciężaru. Zaniepokoiło go to.
– Chyba sobie żartujesz – spytała drżącym głosem.
– Wyglądam, jakbym żartował? – uniósł pytająco brew.
Skinęła głową i odwróciła wzrok od jego twarzy. Biła się z myślami. Każda myśl zostawiała na niej swój odcisk. Były to grymasy, smutne spojrzenia, czy choćby ciche westchnienia.
Podeszli do samochodu i otworzył drzwi. Posadził ją na przednim siedzeniu pasażera, zapiął jej pas i okrążył samochód. Usiadł za kierownicą i włożył kluczyk do stacyjki. Zapalił silnik i zapiął swój pas.
– Dokąd mnie zabierasz? Muszę iść – powiedziała krzyżując ręce na piersi.
– Nie marudź
– Mam cię dość – wycedziła przeciągając pas.
– To ciekawe… – mruknął do siebie.
Rzuciła mu wymowne spojrzenie. Oparła się wygodnie o fotel, a głowę położyła na wezgłowiu. Westchnęła. Wyjrzała przez boczną szybkę i do końca drogi nie odezwała się do niego ani słowem. Nie nalegał. Wiedział, że czasami potrzebuje trochę ciszy, żeby się uspokoić. Znał ją dość dobrze.
– Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała z oburzeniem, lustrując ogromny budynek przed sobą.
– Ktoś musi ci prześwietlić tę kostkę – powiedział zamykając za sobą drzwi do samochodu.
– Nigdzie nie idę – powiedziała, gdy otworzył drzwi po jej stronie.
– Mylisz się – powiedział odpinając jej pas i znów biorąc ją na ręce.
– Przestań – szepnęła.
Zignorował jej protesty, zamknął samochód i wszedł do budynku. Było w nim stosunkowo mało osób. Posadził ją na jednym ze szpitalnych krzeseł, przykucnął przed nią i nakazał siedzieć spokojnie.
Podszedł do miłej kobiety, która siedziała za pulpitem i odbierała, co chwilę dzwoniący telefon. Przedstawił jej zaistniałą sytuację, a ona niezwłocznie poprosiła lekarza. Nie musieli długo czekać. Zjawił się uśmiechnięty, młody mężczyzna. Poprosił, by weszli za nim do gabinetu.
Rzuciła mu jedno spojrzenie, którym mogłaby zabić ludzi na odległość kilku kilometrów, zawiesiła mu się na szyi i weszła do pomieszczenia.
~***~
Odwrócony
do nich plecami lekarz, przyglądał się zdjęciu rentgenowskiemu. Westchnął i
odwrócił się do nich siadając za biurkiem.
– Mam dla pani niezbyt miłą wiadomość – powiedział. – To skręcenie.
– Cudownie – bąknęła, opadając na oparcie krzesła.
– Ale spokojnie, głowa do góry. Usztywnimy kostkę na tydzień, a później będzie wszystko okej – uśmiechnął się. – Chłopak będzie mógł się wykazać – zaśmiał się lekko.
– To nie mój chłopak – wycedziła.
– Przepraszam, nie chciałem być wścibski – spoważniał.
W samochodzie panowała cisza. Żadne z nich nie zdobyło się na jej przerwanie. Zwykle nie przeszkadzał im brak wypowiedzianych słów. Teraz była to niezręczna cisza.
– Do mnie skręca się tutaj – wskazała skręt, który właśnie minęli.
– Nie jedziemy do ciebie – uniósł lekko kąciki ust.
Nie odezwała się, gdy zaparkował przed swoim domem. Wyszedł z samochodu i pomógł jej się podnieść z miejsca. Nie chciał, żeby nadwyrężała nogę, więc zamknąwszy samochód znów wziął ją na ręce.
– Masz dziś dodatkowy trening.
– Nie wiesz o czym mówisz – zaśmiał się.
Zmarszczyła brwi.
– Ty nic nie ważysz – wyjaśnił.
– A to ma być komplement czy obelga?
– Potraktuj to jak chcesz – wcisnął przycisk windy, a uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
– Mam dla pani niezbyt miłą wiadomość – powiedział. – To skręcenie.
– Cudownie – bąknęła, opadając na oparcie krzesła.
– Ale spokojnie, głowa do góry. Usztywnimy kostkę na tydzień, a później będzie wszystko okej – uśmiechnął się. – Chłopak będzie mógł się wykazać – zaśmiał się lekko.
– To nie mój chłopak – wycedziła.
– Przepraszam, nie chciałem być wścibski – spoważniał.
W samochodzie panowała cisza. Żadne z nich nie zdobyło się na jej przerwanie. Zwykle nie przeszkadzał im brak wypowiedzianych słów. Teraz była to niezręczna cisza.
– Do mnie skręca się tutaj – wskazała skręt, który właśnie minęli.
– Nie jedziemy do ciebie – uniósł lekko kąciki ust.
Nie odezwała się, gdy zaparkował przed swoim domem. Wyszedł z samochodu i pomógł jej się podnieść z miejsca. Nie chciał, żeby nadwyrężała nogę, więc zamknąwszy samochód znów wziął ją na ręce.
– Masz dziś dodatkowy trening.
– Nie wiesz o czym mówisz – zaśmiał się.
Zmarszczyła brwi.
– Ty nic nie ważysz – wyjaśnił.
– A to ma być komplement czy obelga?
– Potraktuj to jak chcesz – wcisnął przycisk windy, a uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
Postawił
ją na posadzce przed swoim mieszkaniem, by otworzyć drzwi. Zaprosił ją gestem
ręki do środka.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – przygryzła płatek dolnej wargi.
– Daj spokój. Odwiozę cię wieczorem – powiedział.
Kolejny raz biła się z myślami. Miała zaprzestać ich spotkaniom. Miała się z nim nie kontaktować, a kiedy kolejny raz się zjawił, znów nie potrafiła mu odmówić. Pokiwała twierdząco głową i wsparta na jego ramieniu przekroczyła próg mieszkania.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – przygryzła płatek dolnej wargi.
– Daj spokój. Odwiozę cię wieczorem – powiedział.
Kolejny raz biła się z myślami. Miała zaprzestać ich spotkaniom. Miała się z nim nie kontaktować, a kiedy kolejny raz się zjawił, znów nie potrafiła mu odmówić. Pokiwała twierdząco głową i wsparta na jego ramieniu przekroczyła próg mieszkania.
________________________
Hej Słoneczka! ☀☀☀
Tą dziesiąteczką witamy wakacje! :D
Jak się czujecie z tą świadomością, że czekają nas dwa miesiące błogiej laby? :D
Jak dla mnie to troszkę smutno, bo właśnie rozstałam się z najlepszą klasą pod słońcem... ale będzie dobrze, prawda? :))
Jak się czujecie z tą świadomością, że czekają nas dwa miesiące błogiej laby? :D
Jak dla mnie to troszkę smutno, bo właśnie rozstałam się z najlepszą klasą pod słońcem... ale będzie dobrze, prawda? :))
Jak podoba Wam się powyższe coś?
Ja nie potrafię opowiedzieć się dobrze na temat tego czegoś, ale może Wy znajdziecie choć iskierkę pozytywu w tej rzeczywistości. ;)
Macie jakieś prognostyki na kolejny rozdział?
Może jakieś pomysły? ;))
Ja nie potrafię opowiedzieć się dobrze na temat tego czegoś, ale może Wy znajdziecie choć iskierkę pozytywu w tej rzeczywistości. ;)
Macie jakieś prognostyki na kolejny rozdział?
Może jakieś pomysły? ;))
Życzę udanego świętowania końca roku szkolnego! :*
PS. Pod Waszymi rozdziałami zjawię się niebawem, ponadrabiam wszystko. Obiecuję! W końcu mamy teraz duużo wolnego! :D
Całuję!
Kolorowa Biel ❤
Kolorowa Biel ❤