Przyłożyła mu dłoń do policzka i pogładziła go kciukiem. Jego uśmiech pod wpływem jej dotyku znacznie się poszerzył.
– Dziękuję, Stefanie – wyszeptała.
– To ja dziękuję – chwycił jej dłoń, która wcześniej spoczywała na jego policzku i ucałował wewnętrzną część.
Przybliżył się do niej i złożył subtelny pocałunek na jej wargach.
– Jesteś szczęśliwa? – zapytał, gdy tylko się od siebie oderwali.
Spojrzała mu jeszcze głębiej w oczy Chciała, by wyczytał to z jej żywych tęczówek. Nic nie powiedział. Chwyciła jego dłoń i mocno zacisnęła w swojej. Nadal nic. Bał się. Bał się wykonać jakikolwiek ruch. Bał się, że może zrobić coś źle. Bał się, że przez jeden ruch wszystko może runąć, jak domek z kart.
– Oczywiście – uśmiechnęła się i przybliżyła swoje usta do jego.
Oboje tak bardzo pragnęli tej pieszczoty, że nie potrafili się pohamować. Ich usta złączyły się w słodkim pocałunku. Ich języki nawzajem badały wnętrze ust. Ich serca przybrały ten sam rytm.
– To była piękna noc i jeszcze piękniejszy poranek, ale muszę iść – szepnęła.
– Spotkamy się dziś? – uśmiechnął się zawadiacko.
~***~
Po raz
ostatni spojrzeli sobie w oczy. Uśmiechnęła się subtelnie i złożyła przelotny
pocałunek na jego policzku. Odeszła. Po kilku krokach zatrzymała się i
odwróciła. Stał tam. Wpatrywał się w każdy jej kroku, ruch, w każdy gest. Był
szczęśliwy. Ona także. Uśmiechnęła się szerzej i pomachał mu ręką. Zwróciła się
przodem do starej, obskurnej kamienicy, wzięła głęboki oddech i z subtelnym
uśmiechem na twarzy pokonała dzielącą odległość.
Stanęła przed drzwiami. Były zamknięte. Wcisnęła rękę do kieszeni płaszcza, gdzie poprzedniego wieczora wrzuciła klucz. Włożyła go do zamka i przekręciła. Zamek zatrzeszczał i ustąpił. Weszła do środka.
– Już jestem – krzyknęła.
Była zdziwiona własnym zachowaniem. Przecież nigdy wcześniej nikogo nie informowała o swoim powrocie do domu. Była tak szczęśliwa, że to przekładało się na wszystkie płaszczyzny i emanowało od niej niczym nieludzka poświata.
Odpowiedziała jej głucha cisza. Zdziwiła się. Przecież jej matka powinna być w domu. Ojciec jak to przystało o tej godzinie bywał w pracy. Zarzuciła płaszcz na wieszak, pospiesznie zdjęła buty i ruszyła w stronę maleńkiej kuchni. W domu panowała niespokojna cisza. Wraz z kolejnym krokiem narastał w niej niepokój.
Kiedy weszła do kuchni serce omal jej nie stanęło.
Matka leżała nieprzytomna na zimnej posadzce. Z jej czoła i nosa ciekły stróżki krwi. Rękę miała nienaturalnie wygięta. Leżała zwinięta w pół. Była sina.
Nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Chciała cucić matkę, ale wiedziała, że nie jest to dobry pomysł. Nachyliła się, by sprawdzić jej oddech. Oddychała. Machinalnie wyjęła telefon z kieszeni spodni i wybrała numer. Nie musiała długo czekać, aż ktoś się zgłosi.
– Już? – zaśmiał się.
– Gdzie jesteś?! – zapytała zdenerwowana.
– W drodze do domu. Coś się stało? – spoważniał.
– Błagam, przyjedź – jęknęła i zalała się łzami.
– Jadę – usłyszała, a połączenie zostało zerwane.
Klęczała przy matce. Nie wiedziała co powinna zrobić. To był straszny widok. Podłoga była skąpana w plamach szkarłatnej krwi kobiety, podobnie jak jej ubranie. Gdyby jeszcze chwilę temu nie sprawdzała jej tętna, byłaby pewna, że jest martwa. Ocknęła się po chwili i ponownie chwyciła telefon. Usłyszała głos starszej kobiety.
– Potrzebuję karetkę – powiedziała pospiesznie.
– Co się stało? – zapytała kobieta.
Pospiesznie dokonały formalności. Karetka była w drodze. Usłyszała jak drzwi mieszkania się otwierają. Przeraziła się. Chwyciła za stojący obok taboret i czekała, aż owy „ktoś” pojawi się w progu kuchni. Z każdym krokiem jej niepokój narastał. Serce waliło jej jak oszalałe. Zza drzwi wyłonił się Stefan.
– O cholera! – warknął i podbiegł do kobiety. – Co się stało? – spojrzał na nią.
– Nie ma pojęcia – zalała się łzami. – Przyszłam do domu i już tutaj leżała. Stefanie, ona się nie rusza – pisnęła i zatonęła w jego objęciach.
– Dzwoniłaś po pogotowie?
– Zaraz powinni tutaj być.
– A policja? – zapytał, dotykając opuszkami palców jej policzek.
– Nie pomyślałam….
Wytargał telefon z kieszeni, wybrał numer i przyłożył go do ucha.
– Dzień dobry, mówi Stefan Kraft, zdarzył się wypadek – zaczął mówić, ale w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
To sanitariusze. Niemal biegiem weszli do mieszkania i zajęli się panią Braun. Opatrzyli jej rany i ułożyli na noszach. Nie chcieli nic powiedzieć. Kiedy mieli już wychodzić zjawiła się policja.
– Musi pani tutaj zostać i złożyć zeznania – wyjaśniła pulchna kobieta niskiego wzrostu, trzymając w dłoni notes.
– Ale to moja mama! – wrzasnęła.
– Bardzo dobrze panią rozumiem, jednakże musi nam pani pomóc, byśmy mogli złapać sprawcę.
Zaczęła łkać. Czy zawsze, kiedy coś zaczyna się układać, coś innego musi zacząć się walić? Nie miała siły. Oplotła się ramionami i zsunęła się po ścianie na ziemię. Nie miała siły wstać. Nie miała siły mówić. Nie miała siły na nic. Poczuła na sobie ciepłe dłonie. Ukląkł przed nią. Uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
– Livio, posłuchaj mnie – mówił spokojnie. – Teraz opowiesz państwu wszystko po kolei, jak to się stało, jak znalazłaś mamę, a potem od razu zabiorę cię do szpitala, dobrze?
Patrzyła na niego zaszklonymi oczyma. Nie mogła wykrztusić z gardła ani słowa. Przybliżył się do niej i złożył delikatny pocałunek na jej wargach. Taki, jakiego w tym momencie potrzebowała. Odsunął się od niej i ponownie głęboko spojrzał w jej jasne tęczówki.
– Dobrze? – ponowił pytanie.
Skinęła głową.
Pomógł jej wstać i zaprowadził ją do jej pokoju. Pomógł usiąść na łóżku i zawołał funkcjonariuszy. Przysiadł obok niej i objął ją w żelaznym uścisku. Zaczęła mówić. Spokojnie odpowiadała na każde z pytań zadawanych przez policjantkę lub policjanta. Była jakby w transie. Patrzyła cały czas w jeden punkt. Zaczął się o nią martwić.
Kiedy dopełnili wszelkich formalności zamknął drzwi za policjantami, a następnie powrócił do jej pokoju.
Kucnął przed nią i chwycił jej dłonie. Były lodowate. Pod wpływem jego dotyku drgnęła. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Jesteś gotowa? Możemy jechać? – zapytał delikatnie.
– Stefanie… – szepnęła.
Przekręcił głowę na znak, iż słucha.
– Dziękuję ci… nie wiem jakbym sobie bez ciebie poradziła – zaczęła szlochać.
Zarzucił jej wpadający w oczy kosmyk włosów za ucho, uśmiechnąwszy się delikatnie.
– Zawsze będę przy tobie, gdy tylko będziesz tego potrzebowała.
Wpadła mu w ramiona i nie chciała puścić. Czuła się taka bezsilna. Jej problemy znowu wzrosły do kolosalnych rozmiarów. Znowu była malutka wobec tego. Z jednym małym wyjątkiem. Już nie była sama. Był przy niej. Był przy niej, mimo iż wcześniej potraktowała go, jak nic nieznaczącego chłopca. Mimo że wcześniej go zbyła. Mimo że go raniła. Mimo że sama nie wiedziała czego chce. On jej nie zostawił. Był gotowy wskoczyć za nią w ogień. Dlaczego zrozumiała to dopiero teraz?
Stanęła przed drzwiami. Były zamknięte. Wcisnęła rękę do kieszeni płaszcza, gdzie poprzedniego wieczora wrzuciła klucz. Włożyła go do zamka i przekręciła. Zamek zatrzeszczał i ustąpił. Weszła do środka.
– Już jestem – krzyknęła.
Była zdziwiona własnym zachowaniem. Przecież nigdy wcześniej nikogo nie informowała o swoim powrocie do domu. Była tak szczęśliwa, że to przekładało się na wszystkie płaszczyzny i emanowało od niej niczym nieludzka poświata.
Odpowiedziała jej głucha cisza. Zdziwiła się. Przecież jej matka powinna być w domu. Ojciec jak to przystało o tej godzinie bywał w pracy. Zarzuciła płaszcz na wieszak, pospiesznie zdjęła buty i ruszyła w stronę maleńkiej kuchni. W domu panowała niespokojna cisza. Wraz z kolejnym krokiem narastał w niej niepokój.
Kiedy weszła do kuchni serce omal jej nie stanęło.
Matka leżała nieprzytomna na zimnej posadzce. Z jej czoła i nosa ciekły stróżki krwi. Rękę miała nienaturalnie wygięta. Leżała zwinięta w pół. Była sina.
Nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Chciała cucić matkę, ale wiedziała, że nie jest to dobry pomysł. Nachyliła się, by sprawdzić jej oddech. Oddychała. Machinalnie wyjęła telefon z kieszeni spodni i wybrała numer. Nie musiała długo czekać, aż ktoś się zgłosi.
– Już? – zaśmiał się.
– Gdzie jesteś?! – zapytała zdenerwowana.
– W drodze do domu. Coś się stało? – spoważniał.
– Błagam, przyjedź – jęknęła i zalała się łzami.
– Jadę – usłyszała, a połączenie zostało zerwane.
Klęczała przy matce. Nie wiedziała co powinna zrobić. To był straszny widok. Podłoga była skąpana w plamach szkarłatnej krwi kobiety, podobnie jak jej ubranie. Gdyby jeszcze chwilę temu nie sprawdzała jej tętna, byłaby pewna, że jest martwa. Ocknęła się po chwili i ponownie chwyciła telefon. Usłyszała głos starszej kobiety.
– Potrzebuję karetkę – powiedziała pospiesznie.
– Co się stało? – zapytała kobieta.
Pospiesznie dokonały formalności. Karetka była w drodze. Usłyszała jak drzwi mieszkania się otwierają. Przeraziła się. Chwyciła za stojący obok taboret i czekała, aż owy „ktoś” pojawi się w progu kuchni. Z każdym krokiem jej niepokój narastał. Serce waliło jej jak oszalałe. Zza drzwi wyłonił się Stefan.
– O cholera! – warknął i podbiegł do kobiety. – Co się stało? – spojrzał na nią.
– Nie ma pojęcia – zalała się łzami. – Przyszłam do domu i już tutaj leżała. Stefanie, ona się nie rusza – pisnęła i zatonęła w jego objęciach.
– Dzwoniłaś po pogotowie?
– Zaraz powinni tutaj być.
– A policja? – zapytał, dotykając opuszkami palców jej policzek.
– Nie pomyślałam….
Wytargał telefon z kieszeni, wybrał numer i przyłożył go do ucha.
– Dzień dobry, mówi Stefan Kraft, zdarzył się wypadek – zaczął mówić, ale w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
To sanitariusze. Niemal biegiem weszli do mieszkania i zajęli się panią Braun. Opatrzyli jej rany i ułożyli na noszach. Nie chcieli nic powiedzieć. Kiedy mieli już wychodzić zjawiła się policja.
– Musi pani tutaj zostać i złożyć zeznania – wyjaśniła pulchna kobieta niskiego wzrostu, trzymając w dłoni notes.
– Ale to moja mama! – wrzasnęła.
– Bardzo dobrze panią rozumiem, jednakże musi nam pani pomóc, byśmy mogli złapać sprawcę.
Zaczęła łkać. Czy zawsze, kiedy coś zaczyna się układać, coś innego musi zacząć się walić? Nie miała siły. Oplotła się ramionami i zsunęła się po ścianie na ziemię. Nie miała siły wstać. Nie miała siły mówić. Nie miała siły na nic. Poczuła na sobie ciepłe dłonie. Ukląkł przed nią. Uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
– Livio, posłuchaj mnie – mówił spokojnie. – Teraz opowiesz państwu wszystko po kolei, jak to się stało, jak znalazłaś mamę, a potem od razu zabiorę cię do szpitala, dobrze?
Patrzyła na niego zaszklonymi oczyma. Nie mogła wykrztusić z gardła ani słowa. Przybliżył się do niej i złożył delikatny pocałunek na jej wargach. Taki, jakiego w tym momencie potrzebowała. Odsunął się od niej i ponownie głęboko spojrzał w jej jasne tęczówki.
– Dobrze? – ponowił pytanie.
Skinęła głową.
Pomógł jej wstać i zaprowadził ją do jej pokoju. Pomógł usiąść na łóżku i zawołał funkcjonariuszy. Przysiadł obok niej i objął ją w żelaznym uścisku. Zaczęła mówić. Spokojnie odpowiadała na każde z pytań zadawanych przez policjantkę lub policjanta. Była jakby w transie. Patrzyła cały czas w jeden punkt. Zaczął się o nią martwić.
Kiedy dopełnili wszelkich formalności zamknął drzwi za policjantami, a następnie powrócił do jej pokoju.
Kucnął przed nią i chwycił jej dłonie. Były lodowate. Pod wpływem jego dotyku drgnęła. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Jesteś gotowa? Możemy jechać? – zapytał delikatnie.
– Stefanie… – szepnęła.
Przekręcił głowę na znak, iż słucha.
– Dziękuję ci… nie wiem jakbym sobie bez ciebie poradziła – zaczęła szlochać.
Zarzucił jej wpadający w oczy kosmyk włosów za ucho, uśmiechnąwszy się delikatnie.
– Zawsze będę przy tobie, gdy tylko będziesz tego potrzebowała.
Wpadła mu w ramiona i nie chciała puścić. Czuła się taka bezsilna. Jej problemy znowu wzrosły do kolosalnych rozmiarów. Znowu była malutka wobec tego. Z jednym małym wyjątkiem. Już nie była sama. Był przy niej. Był przy niej, mimo iż wcześniej potraktowała go, jak nic nieznaczącego chłopca. Mimo że wcześniej go zbyła. Mimo że go raniła. Mimo że sama nie wiedziała czego chce. On jej nie zostawił. Był gotowy wskoczyć za nią w ogień. Dlaczego zrozumiała to dopiero teraz?
– Chodźmy –
powiedziała.
~***~
Ściskała
mocno jego dłoń. Szklane drzwi rozsunęły się przed nimi, ukazując zielonkawy
korytarz z dużą ilością drzwi i krzeseł. Po prawej stronie znajdował się
pulpit, a za nią postawna kobieta. Skierowali się w jej stronę, nic nie mówiąc.
– Dzień dobry, przed chwilą przywieziono do państwa pobitą kobietę – odezwał się.
– Tak, a państwo są…? – spojrzała na nich nieufnie.
– Jestem jej córką – wychrypiała.
– Rozumiem, proszę usiąść na krzesełkach – wskazała plastikowe siedziska – doktor zaraz do państwa przyjdzie.
Wykonali polecenie. Siedziała, a prawa noga chodziła jej machinalnie. Cały czas trzęsła się ze zdenerwowania. Położył dłoń na jej prawym kolanie, by uspokoić nerwowy tik. Ich spojrzenia się zderzyły. Nie potrzebowali zbędnych słów. Ich oczy rozumiały się bez problemu.
– Czy pani jest córką pani Braun? – zapytał starszy mężczyzna, który wyrósł przed nimi.
– Tak – wstała gwałtownie. Zachwiała się. Gdyby nie Stefan upadłaby na ziemię.
– W porządku? – zapytał mężczyzna.
– Tak, tak. Przepraszam – szepnęła.
– Proszę usiąść – wskazał na krzesełko, z którego chwilę wcześniej się podniosła. – Nazywam się Thomas Wagner. Nie mam da pani dobrych wieści. Pani matka straciła bardzo dużo krwi. Ma złamaną rękę oraz nos. Zostało jej zadane bardzo wiele ciosów w brzuch. Jak dotąd badania nic poważniejszego nie wykazały, ale w każdym momencie może dojść do krwotoku. Musimy wiedzieć, czy pani matka na coś choruje. Czy bierze jakieś leki?
–Nie wiem… mama… Mama ma chorą wątrobę.
– Wie pani jakie leki zażywa?
– Nie – westchnęła.
Zrobiło jej się wstyd. Najzwyczajniej w świecie wstyd. Nie potrafiła odpowiedzieć lekarzowi na najprostsze pytania. Co z niej za córka? Co z niej za córka, że zostawiła ją samą w domu? Co z niej za córka, że poszła się pieprzyć z chłopakiem, w momencie, gdy jej matka była katowana?
– Rozumiem, w takim razie, nie pozostaje nam nic innego jak czekać.
– Przeżyje?
– Ta noc będzie decydująca. Nie mamy pewności, że nie pojawią się żadne krwiaki czy też krwotoki. Musimy czekać. Spokojnie – uniósł kąciki ust ku górze. – Pani matka jest pod świetną opieką.
– Czy mogę ją zobaczyć?
– Oczywiście, ale tylko przez szybę. Jest na oddziale intensywnej opieki medycznej.
Wskazał szklane drzwi.
– Wybaczą państwo, ale muszę wracać do obowiązków. Do zobaczenia – powiedział i odszedł.
Skryła twarz w dłoniach. Zaczęła płakać. Nie obchodziło ją, że jest w miejscu publicznym. Że wszyscy ludzie, którzy czekają na korytarzu na nią patrzą. Że może wyglądać jak wariatka. Chciała dać upust swoim emocjom.
Poczuła, że siada obok niej. Zagarnął ja do swojej piersi i mocno trzymał.
– Jak mogłam do tego dopuścić? – warknęła.
– Hej – pocałował ją w głowę – to nie twoja wina. To niczyja wina.
– Gdybym została w domu nic takiego nie miałoby miejsca.
– A co gdyby ten psychopata zaatakował was obie? Przyszłaś w porę. Odpowiednio zareagowałaś. Uratowałaś twojej mamie życie.
– Nie wiadomo. Nie wiadomo jaka będzie noc…
– Wszystko będzie dobrze, tak? – uniósł jej podbródek i spojrzał w tęczówki.
Pokiwała głową, zatapiając się jeszcze bardziej w jego ciało. Chciało jej się krzyczeć. Miała ochotę rozwalić cały ten szpital. Miała ochotę znaleźć człowieka, który zaburzył jej chwilę spokoju i szczęścia. Miała ochotę znaleźć bydlaka, który pobił kobietę. Miała ochotę znaleźć bydlaka, który pobił jej matkę.
Otrząsnęła się i podniosła z krzesła.
– Idziemy? – zapytała, biorąc głęboki oddech.
Wstał, chwycił jej dłoń, a następnie wspólnie przekroczyli próg zaszklonych drzwi. Włożyli na siebie zielone fartuszki. Takie zasady obowiązywały na OIOM-ie. Zbliżyli się do ogromnej, połyskującej szyby. Zobaczyła ją. Zobaczyła matkę podpiętą poprzez rurki pod przeróżne maszyny. Te wszystkie aparatury kontrolowały jej funkcje życiowe. Przecież nie tak powinno wyglądać życie, prawda? Posiniaczona twarz. Złamane kości. Opuchnięta twarz... Wrak człowieka. Nikt na to nie zasługuje. Nawet kobieta, która przez większość życia raniła swą córkę.
Kolana jej zmiękły. Po raz kolejny, gdyby nie on, upadłaby na posadzkę. Chwycił ją za biodra i pomógł utrzymać równowagę. Nachylił się do niej i spojrzał na jej bladą twarz. Badał ją przez kilka sekund. Chciał, żeby doszła do względnego porządku.
– Wszystko w porządku? Możemy stąd wyjść, jeśli tylko tego chcesz.
– Nie, nie. Wszystko okej. Musimy tutaj zostać, mama… – nie było jej dane dokończyć, bo wszystkie aparatury za ich plecami zaczęły głośno piszczeć, a kontrolki świecić się na jaskrawe kolory.
Do pomieszczenia zbiegli się lekarze. Sprawdzali coś na ekranach maszyn. Zaglądali do karty. Dotykali czterdziestokilku letniej kobiety, po czym niemal biegiem opuścili pomieszczenie, zabierając ze sobą łóżko wraz z pacjentką.
– Dokąd ją zabieracie?! – zapytała pierwszego lepszego mężczyznę, chwytając go za ramię.
– Na salę operacyjną – uciął i dołączył do tłumu medyków.
– Dzień dobry, przed chwilą przywieziono do państwa pobitą kobietę – odezwał się.
– Tak, a państwo są…? – spojrzała na nich nieufnie.
– Jestem jej córką – wychrypiała.
– Rozumiem, proszę usiąść na krzesełkach – wskazała plastikowe siedziska – doktor zaraz do państwa przyjdzie.
Wykonali polecenie. Siedziała, a prawa noga chodziła jej machinalnie. Cały czas trzęsła się ze zdenerwowania. Położył dłoń na jej prawym kolanie, by uspokoić nerwowy tik. Ich spojrzenia się zderzyły. Nie potrzebowali zbędnych słów. Ich oczy rozumiały się bez problemu.
– Czy pani jest córką pani Braun? – zapytał starszy mężczyzna, który wyrósł przed nimi.
– Tak – wstała gwałtownie. Zachwiała się. Gdyby nie Stefan upadłaby na ziemię.
– W porządku? – zapytał mężczyzna.
– Tak, tak. Przepraszam – szepnęła.
– Proszę usiąść – wskazał na krzesełko, z którego chwilę wcześniej się podniosła. – Nazywam się Thomas Wagner. Nie mam da pani dobrych wieści. Pani matka straciła bardzo dużo krwi. Ma złamaną rękę oraz nos. Zostało jej zadane bardzo wiele ciosów w brzuch. Jak dotąd badania nic poważniejszego nie wykazały, ale w każdym momencie może dojść do krwotoku. Musimy wiedzieć, czy pani matka na coś choruje. Czy bierze jakieś leki?
–Nie wiem… mama… Mama ma chorą wątrobę.
– Wie pani jakie leki zażywa?
– Nie – westchnęła.
Zrobiło jej się wstyd. Najzwyczajniej w świecie wstyd. Nie potrafiła odpowiedzieć lekarzowi na najprostsze pytania. Co z niej za córka? Co z niej za córka, że zostawiła ją samą w domu? Co z niej za córka, że poszła się pieprzyć z chłopakiem, w momencie, gdy jej matka była katowana?
– Rozumiem, w takim razie, nie pozostaje nam nic innego jak czekać.
– Przeżyje?
– Ta noc będzie decydująca. Nie mamy pewności, że nie pojawią się żadne krwiaki czy też krwotoki. Musimy czekać. Spokojnie – uniósł kąciki ust ku górze. – Pani matka jest pod świetną opieką.
– Czy mogę ją zobaczyć?
– Oczywiście, ale tylko przez szybę. Jest na oddziale intensywnej opieki medycznej.
Wskazał szklane drzwi.
– Wybaczą państwo, ale muszę wracać do obowiązków. Do zobaczenia – powiedział i odszedł.
Skryła twarz w dłoniach. Zaczęła płakać. Nie obchodziło ją, że jest w miejscu publicznym. Że wszyscy ludzie, którzy czekają na korytarzu na nią patrzą. Że może wyglądać jak wariatka. Chciała dać upust swoim emocjom.
Poczuła, że siada obok niej. Zagarnął ja do swojej piersi i mocno trzymał.
– Jak mogłam do tego dopuścić? – warknęła.
– Hej – pocałował ją w głowę – to nie twoja wina. To niczyja wina.
– Gdybym została w domu nic takiego nie miałoby miejsca.
– A co gdyby ten psychopata zaatakował was obie? Przyszłaś w porę. Odpowiednio zareagowałaś. Uratowałaś twojej mamie życie.
– Nie wiadomo. Nie wiadomo jaka będzie noc…
– Wszystko będzie dobrze, tak? – uniósł jej podbródek i spojrzał w tęczówki.
Pokiwała głową, zatapiając się jeszcze bardziej w jego ciało. Chciało jej się krzyczeć. Miała ochotę rozwalić cały ten szpital. Miała ochotę znaleźć człowieka, który zaburzył jej chwilę spokoju i szczęścia. Miała ochotę znaleźć bydlaka, który pobił kobietę. Miała ochotę znaleźć bydlaka, który pobił jej matkę.
Otrząsnęła się i podniosła z krzesła.
– Idziemy? – zapytała, biorąc głęboki oddech.
Wstał, chwycił jej dłoń, a następnie wspólnie przekroczyli próg zaszklonych drzwi. Włożyli na siebie zielone fartuszki. Takie zasady obowiązywały na OIOM-ie. Zbliżyli się do ogromnej, połyskującej szyby. Zobaczyła ją. Zobaczyła matkę podpiętą poprzez rurki pod przeróżne maszyny. Te wszystkie aparatury kontrolowały jej funkcje życiowe. Przecież nie tak powinno wyglądać życie, prawda? Posiniaczona twarz. Złamane kości. Opuchnięta twarz... Wrak człowieka. Nikt na to nie zasługuje. Nawet kobieta, która przez większość życia raniła swą córkę.
Kolana jej zmiękły. Po raz kolejny, gdyby nie on, upadłaby na posadzkę. Chwycił ją za biodra i pomógł utrzymać równowagę. Nachylił się do niej i spojrzał na jej bladą twarz. Badał ją przez kilka sekund. Chciał, żeby doszła do względnego porządku.
– Wszystko w porządku? Możemy stąd wyjść, jeśli tylko tego chcesz.
– Nie, nie. Wszystko okej. Musimy tutaj zostać, mama… – nie było jej dane dokończyć, bo wszystkie aparatury za ich plecami zaczęły głośno piszczeć, a kontrolki świecić się na jaskrawe kolory.
Do pomieszczenia zbiegli się lekarze. Sprawdzali coś na ekranach maszyn. Zaglądali do karty. Dotykali czterdziestokilku letniej kobiety, po czym niemal biegiem opuścili pomieszczenie, zabierając ze sobą łóżko wraz z pacjentką.
– Dokąd ją zabieracie?! – zapytała pierwszego lepszego mężczyznę, chwytając go za ramię.
– Na salę operacyjną – uciął i dołączył do tłumu medyków.
________________________
Witam Was serdecznie! :*
Przybywam z jubileuszową dwudziestką. :) Nawet nie wiem kiedy to prysnęło... :)
Co Wy na to? Na taki bieg wydarzeń?
W poprzednim rozdziale wyznania matki Livii wywołało nieco kontrowersji i niezmiernie się z tego cieszę. :D
Bardzo dziękuję Wam za każdy komentarz, nawet ten najkrótszy. Nie zdajecie sobie sprawy, jak one motywują! ❤ Dlatego proszę o najmniejszy komentarz, który tchnąłby mnie do dalszego pisania. :) Zaczęłam tworzyć nową historię i dostałam zacinki. Nijak nie wiem jak mam się zabrać do kolejnego rozdziału. :( Mam nadzieję, że niebawem to minie. :)
Witam Was serdecznie! :*
Przybywam z jubileuszową dwudziestką. :) Nawet nie wiem kiedy to prysnęło... :)
Co Wy na to? Na taki bieg wydarzeń?
W poprzednim rozdziale wyznania matki Livii wywołało nieco kontrowersji i niezmiernie się z tego cieszę. :D
Bardzo dziękuję Wam za każdy komentarz, nawet ten najkrótszy. Nie zdajecie sobie sprawy, jak one motywują! ❤ Dlatego proszę o najmniejszy komentarz, który tchnąłby mnie do dalszego pisania. :) Zaczęłam tworzyć nową historię i dostałam zacinki. Nijak nie wiem jak mam się zabrać do kolejnego rozdziału. :( Mam nadzieję, że niebawem to minie. :)
A jak wrażenia po pierwszym tygodniu szkoły? :)
Ja zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Nowa szkoła. Nowi znajomi. Wszystko nowe.
Ja zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Nowa szkoła. Nowi znajomi. Wszystko nowe.
A jak u Was? ^^
Całuję!
Kolorowa Biel ❤
Kolorowa Biel ❤
Hej kochana! :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, wiadomo. Jubileuszowy, to ja się spodziewałam jakiś wyznań miłosnych, ogólnie rozdziału, z którego będą się wylewać pozytywne wydarzenia, a tu taki klops.. Zaskoczyłaś mnie znowu, aż mi ciarki przeszły. :( chociaż przynajmniej Olivia pojęła, że na Stefana może zawsze liczyć, w każdej sytuacji.. I dobrze, że ma kogoś takiego.. Widać, że mu ufa, skoro od razu zadzwoniła do niego.
Ale to co się stało.. Tragedia... Dlaczego mnie się wydaje, że to zrobił ojciec Livii? Żona go wkurzyła i ją pobił.. Żadnych śladów włamania.. Mam nadzieję, że jednak się mylę.. Boże!
Pani Braun musi przeżyć, ja czuję, że to wszystko dobrze się skończy. Musi..
Czekam na następny!
Życzę powodzenia w nowej szkole i czekam na kolejną historię, która na pewno będzie świetna! Ten Twój talent.. Oby zacinka szybko minęła. :)
Buziaki! :*
i znowu nie wiem co powiedzieć xd
OdpowiedzUsuńmiało być tak pięknie,a tu nieszczęście xd
oby było dobrze :D
świetny rozdział :*
weny ♥
Hej! Wreszcie zjawiłam się w miarę szybko, a nie z opóźnieniem :-)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to tak właśnie bywa, że gdy coś zacznie się układać, to nie może to trwać wiecznie. Zawsze trzeba się spodziewać jakiegoś wielkiego bum! w naszym życiu.
Olivia zaczęła się jako tako dogadywać z matką i nagle dowiedziała się o jej chorobie. potem wreszcie wyznała swoje uczucia Stefanowi i w tym czasie musiała wydarzyć się kolejna tragedia. Czyżby na życiu Olivii ciążyło jakieś fatum?
Dobrze, że nie musi przez to wszystko przechodzić sama. Ma Stefana, który trwa przy jej boku, jest ratunkiem, ostoją.
Chyba nie jestem w tym jedyna, ale wydaje mi się, że to ojciec dziewczyny był napastnikiem. Jeśli faktycznie tak było, policja szybko się o tym dowie, a to będzie kolejny cios dla Livii. Może ona nie ma co do niego jakichś głębszych uczuć, a jak coś to nienawiść, ale i tak to w nią uderzy. Ciężko jest zrozumieć, że obca osoba może się dopuścić okrucieństwa na kimś innym, a co dopiero powiedzieć w sytuacji, gdy mąż katuje własną żonę?
Oby nie było już więcej tragedii. Niech Olivia wreszcie zazna odrobiny szczęścia u boku Stefana.
Mam nadzieję, że ta zacinka to taka chwilowa i szybko minie :-)
Życzę dużo dużo weny!
Buziaki :*
Nie wiem, jak Ty to robisz, ale ciągle mnie zachwycasz... Naprawdę :)
OdpowiedzUsuńOlivia już się chyba na dobre przekonała, że na Stefana może liczyć. Dobrze, że sobie wszystko wyjaśnili... I w ogóle...
No ale chyba sen Livii się sprawdza... Jej matka na podłodze, dookoła plamy krwi... Nie wyobrażam sobie co mogła wtedy czuć. Ale dobrze, że zaaragowała w miarę wcześnie... A może to ojciec jest temu winien?
Niech ona przeżyje... Olivia jej potrzebuje. One potrzebują siebie nawzajem...
I oby Twoje "zacinki", jak najszybciej zniknęły :)
Pozdrawiam!
Buziaki ;*
Ooohoho! Dzieje się! Dobrze, że przy Oliwii jest Stephan! W sumie gdyby matka Olivii zmarła byłoby ciekawie..o. i na przykład, gdyby się do tego okazało, że to ojciec ją pobił (a wydaje mi się, że tak bedzie)...no, a jak przeżyje też tragedii nie będzie!
OdpowiedzUsuń:D
Czego nie postanowisz-będę za:D (fajnie będzie jak ojciec będzie sprawcą-patologie są super! Prawie jak w "Dlaczego ja?") Odwala mi...to przez tą szkołę..Mam to samo. Nowe miejsce, nowi ludzie. Wspaniała klasa mi się trafiła i jestem ogromnie zadowolona!
Już kończę bo nic mądrzejszego nie wymyślę, a zaczęło mi się wypisywanie głupot :')))
Także weny kochana i żadnych bloków twórczych.. (wystarczy, że mnie napadły!:( )
Buziaki!:* Jeśli tego powyżej nie napisałam to piszę teraz- świetny rozdział! :)
ppaappaaa :*
Hej :*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :* (jak zwykle)
Było pięknie,do czasu.
Cały czas sie zastanawiam kto mógł napaść mamę Olivii...Podejrzewam jedną osobę...Ale nie bede nic o tym pisac. Napewno dowiem sie w najbliższym czasie :)
Czekam na kolejny :**
Weny życzę :3
Buuuuzi :**
Poprawiłaś mi trochę humor informacją o nowym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle fantastyczny
Cieszę się że Olivia i Stefan są razem,tylko ten dupek co skrzywdził panią Braun...popłakałam się tak praktycznie
Mam co do tego pewne podejrzenia
Z niecierpliwością czekam na następną rzeczywistość
Pozdrawiam i życzę weny ❤
Życie nie może być piękne, nie?
OdpowiedzUsuńJeden ciężar z głowy albo może lepiej powiedzieć z serca? Bo w zasadzie to Stefan leżał jej na sercu. Miłość przytłaczała bohaterkę, teraz zrzuciła z serca głaz. Kocha, jednocześnie będąc kochaną. To piękne, odwzajemnione uczucie, które jest niezwykłe i któremu mogłabym się przyglądać dni, lata, wieki. ;))
Jednakże, tak jak wspomniałam na początku- życie nie jest kolorowe. Life is brutal. ;/ Jak nie jedno, to drugie. Jak nie drzwiami, to oknem wejdzie do nas zgryzota, która zamieszkać ma na dnie serca Olivii.
Tym razem padło na jej mamę. Ok, zgodzę się- nie zawsze była wzorem matki. Alkoholizmu nie jest w stanie nic zrekompensować, lecz mimo wszystko to była jej matka, z którą niedawno rozpoczęła budować nową relację, a tu... takie coś.
Nie spodziewałam się. Widok zakrwawionej matki musiał wstrząsnąć i zaboleć Olivię jeszcze bardziej. ;/ Tego nawet nie można sobie wyobrazić...
Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie, a sprawcę tego wydarzenia złapią i spotka go odpowiednia kara. Całe szczęście, że Olivia ma Stefana, który będzie z nią na dobre i na złe. Teraz to on jest jej opoką i ostoją, która pozwoli jej przetrwać te niebywale ciężkie chwile. ;/ Taka mi teraz myśl przyszła, aby ten napastnik czasem nie napadł też Olivii. ;/ Nigdy nie jest wiadome, co siedzi w głowie takich szaleńców... ;/
Czekam na kolejne arcydzieło! ♥
Kochana! Przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem ale już wszystko nadrobiłam <3
OdpowiedzUsuńOba rozdziały przecudowne no i tyle się działo...
Ogromnie się cieszę, że Stefan i Olivia wreszcie są razem bez żadnych skrupułów :)
Nie wyobrażam sobie jak straszny musiał być dla Livii widok jaki zastała w kuchni. Na szczęście ma Stefana, który jest przy niej w tak trudnym czasie. Bardzo zaniepokoiła mnie końcówka. Mam nadzieję, że jej mama z tego wyjdzie.
Nie mogę się doczekać następnego! :)
Buziaki ;*
Jestem w końcu :C po raz kolejny spóźniona :CC
OdpowiedzUsuńChyba sobie nigdy nie wybaczę, że opuściłam tak wspaniały i przełomowy rozdział :C
Cieszę się, że się przekonała. Zasługuje na szczęście ;)
Stefek jest po prostu kochany no ♥
Mam nadzieję, że z jej mamą będzie wszystko dobrze
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaczki :****** ♥
Melduję się ❤
OdpowiedzUsuńJubileusz i to z jakim przytupem! Genialny rozdział *.*
O jejku... potrzebowałam kilka minut, żeby się ogarnąć i zabrać do pisania tego komentarza.
Powiem szczerze, że jestem w szoku, nie spodziewałam się takich wydarzeń... Olivia całe życie ma pod górkę i raczej nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się w tej kwestii zmienić. Biedna dziewczyna. Widok zakrwawionej matki na pewno był dla niej niesamowicie bolesny i drastyczny. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co w tym momencie musiała czuć...
Całe szczęście, że ma przy sobie Stefana. Aż trudno pomyśleć, co by było, gdyby nie on... Nareszcie zrozumiała, że jest dla niej podporą w tych trudnych momentach. Kimś, na kim zawsze może polegać.
Końcówka naprawdę mnie zaniepokoiła. Mam nadzieję, że jednak będzie miało to wszystko pozytywny finał. Już chyba wystarczy tych nieszczęść...
Dużo weny także na tą nową historię i buziaki :**
Obecna :*
OdpowiedzUsuńNo zaskoczyłaś mnie takim zwrotem zdarzeń, moja droga :) Aż nie wiem co powiedzieć...
Jakoś nie pałam sympatią do matki Olivii, więc wszystko mi jedno, czy przeżyje czy nie...
Cieszę się, że Olivia ma tak wielkie wsparcie w Stefanie.
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Kochana ! Rozdział smutny..Szkoda mi mamy Livi.Kto mógł jej to zrobić i dlaczego? Mam nadzieję,że będzie dobrze i wszystko skończy się happy endem :) Stefan jest przy Livii kochają się i to najważniejsze :) Czekam i buziaki :**
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny. Ale bardzo smutny.
OdpowiedzUsuńDlaczego w życiu wielu ludzi dzieje się tyle zlego? Mimo iż pragną się zmienić na lepsze, to i tak dostają od życia w kość.
Dobrze, że Olivia ma Stefana. Jest dla niej ogromnym wsparciem. I oby był jak najdłużej.
Olivia nie powinna mieć wyrzutów sumienia. Nie zrobiła nic złego.
Ale dzięki temu wydarzeniu zrozumiała, że zależy jej na matce. To się najbardziej liczy.
Życzę powodzenia w nowej szkole. No i tradycyjnie pozdrawiam :)
Zajrzałam tu w oczekiwaniu na radosny rozdział, a tu kolejna tragedia w życiu Olivii.
OdpowiedzUsuńPo wspólnej spędzonej nocy z mężczyzną, którego szczerze kocha, zastaje taki koszmar w domu. Pobita, nieprzytomny matka, która pomimo ich kłótni, nadal jest dla niej ważna. Kto to jej zrobił? Obstawiam, że jej mąż, ale za co? Tego nie wiem.
Najwspanialsze w tym rozdziale jest wsparcie Stefana. Chłopak uspokaja dziewczynę, sprawia, że ma na kim polegać i się wypłakać. Napewno przez najbliższe dni będzie dla niej oparciem w takiej trudnej chwili.
Ta końcówka nieźle mnie przestraszyła... Nie uśmiercaj mamy Olivii! Kiedy w końcu poprawiły się relacje matka-córka, to nie można odbierać teraz ważnej dla dziewczyny osoby.
Buziaki ;**
Nawet nie wiesz jak bardzo jestem zszokowana. Nie spodziewałam się takiego rozwoju zdarzeń.Jednak ten rozdział bardzo mi się podoba. Na początku wszystko dobrze.Milosc kwitnie.A potem wielkie zdziwienie. Pierwsza myśl,która przeszła mi przez głowę to coś związanego z chorobą.I znowu bardzo negatywne zdziwienie.Pobicie...
OdpowiedzUsuńTo otwiera mnóstwo nowych wątków i wątpliwości. Zagadka.Kto to zrobił. Temu komuś, nie!Czemuś! Wyrwalabym nogi z dupy.
Dobrze ze Olivia ma przy sobie Stefana,który zachowuje zimna głowę i jest dla niej wsparciem.
Nagła operacja nie wróży niczego dobrego i może skończyć się źle. Oby nie.... to za wiele dla Olivii.
Czekam na następny!!! Jestem strasznie ciekawa jak to się wszystko skończy. Czy będzie happy-end?Tak to jeszcze nie koniec,ale bardzo ważne dla głównej bohaterki.
Weny I buźki :***
Zdecydowanie jeden z najsmutniejszych i najobfitszych w emocje rozdziałów. A zaczęło się tak pięknie. Była szczęśliwa, była ze Stefanem. Dała chłopakowi szansę. W końcu zrozumiała, że on nie jest jej obojętny. A potem wróciła do domu i całe szczęście odeszło...
OdpowiedzUsuńRozumiem jej poczucie winy. Ostatnim razem, gdy widziała się z matką, były w konflikcie. Olivia pewnie czuje, że gdyby była w domu, nie uciekła od problemu, wszystko skończyłoby się dobrze i nie doszłoby do żadnego pobicia. Ale tym razem Stefan ma rację. To mogłoby się skończyć bardzo źle i dla niej, i dla jej matki. Szczęście w nieszczęściu, że Olivia zdecydowała się już wracać i mogła zareagować. Co jakby wróciła parę godzin później? Czy musiałaby wzywać pomoc? Dobrze, że Stefan jest przy niej. Stanowi dla niej wielkie wsparcie i to nie tylko psychiczne. Pierwszy problem na ich wspólnej drodze i na pewno nie ostatni, ale widać, że skoczkowi na niej bardzo zelży i stara się jej bardzo pomóc. ;)
Mam nadzieję, że jej mamie pomogą lekarze, że doprowadzą ją do pełnego zdrowia, a Olivia będzie mogła się jeszcze nacieszyć mamą.
Pozdrawiam i całuję! ;*
Hej kochana! ;*
OdpowiedzUsuńW końcu jestem ;)
Może tym razem daruję sobie takie oczywistości jak "świetny rozdział" itd. bo to już jest tak oczywiste jak to, że woda jest mokra XD
Boże biedna Olivia... Niestety w życiu coś dostajemy za coś... Naprawdę nie mogła dostać od losu lepszego prezentu niż Stefan ;)
Ale mimo wszystko mam nadzieję, że jej mama zostanie uratowana, chociaż mam bardzo mieszane uczucia, niestety :c
Powodzonka w nowej szkole! ;*
Buziaki! ;*
Hej :)
OdpowiedzUsuńKochana, przepraszam, że dopiero teraz, ale mam nadzieję zrozumiesz. Taa 'szkoła'.
Jaki cudny rozdział! Jestem pod wielkim wrażeniem. Naprawdę!
Strasznie przykro z powodu mamy Olivii. To bardzo straszne, co się wydarzyło. Nie dosyć, iż kobieta jest chora (wiem na własne życzenie), to jeszcze przytrafiło jej się coś tak okropnego!
Dobrze, że Olivia ma przy sobie Stefana, czyli osobę, która zawsze jej pomorze, pocieszy. Po prostu kochaną osobę!
Czytając Twój rozdział na myśl przychodzi mi jedno słowo: kontrast.
Doskonale ukazałaś tu radość i smutek. Najpiękniejsze zestawienie, jakie może być. Jeszcze raz powtórzę, ale jestem pod wielkim wrażeniem!
Z niecierpliwością czekam na kolejny!
Buziaki ;**
oh, wszyscy się ekscytują a ja wciąż nadrabiam... no ale cóż, nie wytrzymałam i musiałam zajrzeć ;D
OdpowiedzUsuńZapewniłaś mi nagłą zmianę nastroju. Ledwo się powstrzymywałam łzy czytając to na szkolnym korytarzu. Jedyny plus - bardzo cieszy mnie postawa Stefana *.* Reszta jest dla mnie przygnębiająca...
OdpowiedzUsuńBądź co bądź. Rozdział świetny. Żałuję, że szkoła i wszystkie sprawy z nią związane blokowały mi możliwość zapoznania się z tym wybitnym dzielem!
Buziaki,
British Lady ♡
Już jestem i bardzo przepraszam za taki poślizg czasowy, ale przez szkołę nie mam czasu praktycznie na nic.
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny pod każdym względem. Czy ja już wspominałam,że kocham to opowiadanie ? ^^
Mam nadzieję,że z matką Olivii będzie wszystko dobrze i złapią tego człowieka, który jej to zrobił. Coś mi się wydaje,że to może być ojciec dziewczyny, ale nie jestem pewna i zapewne dowiem się dopiero w kolejnych rozdziałach.
Dobrze, że Olivia ma wsparcie w osobie Stefana. Taki chłopak to skarb.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę!
Buziaki, ;*
Hej kochana :*
OdpowiedzUsuńCo tu się dużo rozpisywać. Rozdział cudny, znakomity, doskonały po prostu arcy arcy arcy arcy arcydzieło
Weny życzę przy kolejnej rzeczywistości
Buźka :*
Nie wiem jak to wszystko skomentować. Tyle się wydarzyło! Na początku sielanka, potem tragedia. Jednak to pokazuje, że życie nie składa się tylko ze szczęśliwych i radosnych chwil. Musimy również radzić sobie z tymi trudnymi...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z mamą Olivki wszystko będzie ok. Dobrze, że dziewczyna ma wsparcie w Stefanie.
Pozdrawiam! x